reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Czuję się jak złą mama i potrzebuje wsparcia

Ja mam zupełnie inne podejście do tego co tu piszecie. Rozumiem inne punkty widzenia zawsze, ale żałuję, że nikt nie postrzega tematu jak ja. Człowiek jest człowiekiem, bo żyje z innymi ludźmi. Skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że zawsze stawiam dziecko na pierwszym miejscu, choć jest dla mnie najważniejsza. Czasem na pierwszym miejscu jestem ja, czasem mąż, czasem moi rodzice, a czasem ktoś inny mi bliski, kto potrzebuje pomocy. Jak byłam młodsza czasem czułam presję ze strony rodziców, że "powinnam" komuś pomóc, zrobić coś dla kogoś. Teraz jak jestem starsza odbieram to zupełnie inaczej. Chętnie robię coś dla kogoś, nie tylko dla siebie, nawet jeśli nie zawsze jest to dla mnie idealnie wygodne. Według mnie świat jest tak skonstruowany, że dziś ja robię coś dla kogoś, a jutro ktoś dla mnie. Moja mama zawsze była oddaną matką, zawsze byliśmy dla niej najważniejsi, ale nigdy nie zapominała o innych obowiązkach, pracy i np. o swoich rodzicach. Teraz ja chętnie pomagam jej, bo tak chcę oraz uważam to za słuszne i właściwe. Czasami boli mnie skrajne stawianie dzieci na pierwszym miejscu nad wszystko, ale podobnie mam z uwielbieniem siebie i demonizowaniem robienia czegoś dla kogoś.

Absolutnie nie przemawia do mnie ani obraz biednej matki męczennicy, która nie ma na nic czasu, musi zająć się sobą, bo nie robiła tego od miesięcy i dodatkowo musi jak kiedyś widziałam tu nawet stwierdzenie "odgruzować dom po dwóch latach", bo MA DZIECKO, tak samo nie trafia do mnie obraz matki idealnej, która bawi się z dzieckiem 24H, pracuje i ma wszystko w domu ogarniete i wygląda jak z okaldki vougue. Ani jedno, ani drugie to nieprawda. A jak prawda to występuje zamiennie przeplatana dziesiątkami jeszcze innych stanów pośrednich.

W dzisiejszych czasach, albo musisz robić wszystko dla DZIECKA, albo wszystko dla SIEBIE. Nie ma nic i nikogo po środku. A to bzdury niesamowite.
 
reklama
Ja mam zupełnie inne podejście do tego co tu piszecie. Rozumiem inne punkty widzenia zawsze, ale żałuję, że nikt nie postrzega tematu jak ja. Człowiek jest człowiekiem, bo żyje z innymi ludźmi. Skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że zawsze stawiam dziecko na pierwszym miejscu, choć jest dla mnie najważniejsza. Czasem na pierwszym miejscu jestem ja, czasem mąż, czasem moi rodzice, a czasem ktoś inny mi bliski, kto potrzebuje pomocy. Jak byłam młodsza czasem czułam presję ze strony rodziców, że "powinnam" komuś pomóc, zrobić coś dla kogoś. Teraz jak jestem starsza odbieram to zupełnie inaczej. Chętnie robię coś dla kogoś, nie tylko dla siebie, nawet jeśli nie zawsze jest to dla mnie idealnie wygodne. Według mnie świat jest tak skonstruowany, że dziś ja robię coś dla kogoś, a jutro ktoś dla mnie. Moja mama zawsze była oddaną matką, zawsze byliśmy dla niej najważniejsi, ale nigdy nie zapominała o innych obowiązkach, pracy i np. o swoich rodzicach. Teraz ja chętnie pomagam jej, bo tak chcę oraz uważam to za słuszne i właściwe. Czasami boli mnie skrajne stawianie dzieci na pierwszym miejscu nad wszystko, ale podobnie mam z uwielbieniem siebie i demonizowaniem robienia czegoś dla kogoś.

Absolutnie nie przemawia do mnie ani obraz biednej matki męczennicy, która nie ma na nic czasu, musi zająć się sobą, bo nie robiła tego od miesięcy i dodatkowo musi jak kiedyś widziałam tu nawet stwierdzenie "odgruzować dom po dwóch latach", bo MA DZIECKO, tak samo nie trafia do mnie obraz matki idealnej, która bawi się z dzieckiem 24H, pracuje i ma wszystko w domu ogarniete i wygląda jak z okaldki vougue. Ani jedno, ani drugie to nieprawda. A jak prawda to występuje zamiennie przeplatana dziesiątkami jeszcze innych stanów pośrednich.

W dzisiejszych czasach, albo musisz robić wszystko dla DZIECKA, albo wszystko dla SIEBIE. Nie ma nic i nikogo po środku. A to bzdury niesamowite.
Czekaj, to z czym się nie zgadzasz? Bo ja myślę podobnie i nie wiem o co chodzi z tym demonizowaniem i "albo-albo".
 
Chyba ciut zmieniasz sens moje wypowiedzi 🙂
Nie czepiam się serio. Po prostu dziwi mnie, że ktoś musi odgruzować dom, bo ma dziecko i może odgruzować go dopiero jak pójdzie maluch do przedzkola, bo wcześniej nie można było nic zrobić przez 2 czy 3 lata. Tak samo absurdalne jest dla mnie stwierdzenie, że przy dziecku nie można nic zrobić, jak o to, że przy dziecku można wszystko jak na pstryknięcie palcem. To moje odczucia, nie musisz się nimi zgadzać.
 
Czekaj, to z czym się nie zgadzasz? Bo ja myślę podobnie i nie wiem o co chodzi z tym demonizowaniem i "albo-albo".
Nie zgadzam się z tym, żeby dziecko stawiać na piedestale i potem dlugo, długo nic. Nie zgadzam się z takim podejściem, żeby siebie też tam stawiać. Ja akurat nie uważam się za najważniejszą osobę w swoim życiu tylko jako jedną z najważniejszych. Nie patrzę tylko przez swój pryzmat, ale przez pryzmat mój i osób dla mnie najważniejszych, czyli mojego męża, dziecka i rodziców akurat w moim przypadku. I tak, czasami robię coś czego nie lubię, nie chcę, nie mam na to czasuitp., bo robię to dla nich. Czasem tego nie robię, a czasem tak.

Nie zgadzam się ze skrajnym podejściem w żadną stronę. Uważam, że zawsze trzeba o sobie pamiętać, ale zdecydowanie odrzucam współczesny kult egoizmu, nawet jeśli nazywa się go "zdrowym". Robienie coś dla kogoś to ani wstyd, ani powód do wielkiej dumy. To naturalny porządek rzeczy.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Nie zgadzam się z tym, żeby dziecko stawiać na piedestale i potem dlugo, długo nic. Nie zgadzam się z takim podejściem, żeby siebie też tam stawiać. Ja akurat nie uważam się za najważniejszą osobę w swoim życiu tylko jako jedną z najważniejszych. Nie patrzę tylko przez swój pryzmat, ale przez pryzmat mój i osób dla mnie najważniejszych, czyli mojego męża, dziecka i rodziców akurat w moim przypadku. I tak, czasami robię coś czego nie lubię, nie chcę, nie mam na to czasuitp., bo robię to dla nich. Czasem tego nie robię, a czasem tak.

Nie zgadzam się ze skrajnym podejściem w żadną stronę. Uważam, że zawsze trzeba o sobie pamiętać, ale zdecydowanie odrzucam współczesny kult egoizmu, nawet jeśli nazywa się go "zdrowym". Robienie coś dla kogoś to ani wstyd, ani powód do wielkiej dumy. To naturalny porządek rzeczy.
ale właśnie chodzi o to, ze Ty nie musisz się z nikim tu zgadzać, tak jak żadna z nas nie musi zgodzić się z Tobą. Tobie coś może odpowiadać, innym nie. I po prostu niech każdy w spokoju robi jak uważa i tyle. To, ze coś dla Ciebie jest naturalne, nie znaczy ze naturalne musi być dla innej osoby.
 
ale właśnie chodzi o to, ze Ty nie musisz się z nikim tu zgadzać, tak jak żadna z nas nie musi zgodzić się z Tobą. Tobie coś może odpowiadać, innym nie. I po prostu niech każdy w spokoju robi jak uważa i tyle. To, ze coś dla Ciebie jest naturalne, nie znaczy ze naturalne musi być dla innej osoby.
No ale ja nie mówię, że musicie się ze mną zgadzać, po prostu żałuję, że tak nie jest. Przecież też mam do tego prawo. Akurat w tej kwestii uważam, że wielu ludziom zrobiłoby lepiej podejście, że ludzkie współdziałanie jest naturalne, a nie typu "muszę komuś pomóc" lub "muszę się zająć dzieckiem". To rodzi patologie, że ludzie uznają, że albo za mało się zajmują sobą, a za dużo kimś lub na odwrót. Wtedy powstaje błędne koło i co by człowiek nie zrobił, to będzie się czuł niezadowolony.
 
No ale ja nie mówię, że musicie się ze mną zgadzać, po prostu żałuję, że tak nie jest. Przecież też mam do tego prawo. Akurat w tej kwestii uważam, że wielu ludziom zrobiłoby lepiej podejście, że ludzkie współdziałanie jest naturalne, a nie typu "muszę komuś pomóc" lub "muszę się zająć dzieckiem". To rodzi patologie, że ludzie uznają, że albo za mało się zajmują sobą, a za dużo kimś lub na odwrót. Wtedy powstaje błędne koło i co by człowiek nie zrobił, to będzie się czuł niezadowolony.
No tak nie mówisz, ale w każdym komentarzu próbujesz udowodnić, ze Twoje podejście jest lepsze:)
 
No tak nie mówisz, ale w każdym komentarzu próbujesz udowodnić, ze Twoje podejście jest lepsze:)
No to chyba logiczne, że takie podejście uznałam za najlepsze i je uznałam za swoje. Nie wiem nawet jak skomentować, że miałabym inne uważać za najlepsze, ale trzymać się innego. To się nijak kupy nie trzyma. Szanuje Was wszystkie i Wasze podejście, ale tak...swoje podejście uważam za najlepsze.
 
reklama
Dziewczyny, zakładam ten wątek bo liczę na to, że nie tylko ja nie jestem idealna mamą. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ciężkie. Czułam się przemęczona, znużona, dodatkowo jestem wrażliwa na pogodę i przy szarych i deszczowych dniach nie mam zupełnie energii więc zima to dla mnie koszmar, najchętniej nie wychodziłabym z łóżka. Dodatkowo czułam się zmęczona po prostu samym macierzyństwem. Kocham synka nad życie ale jest naprawdę głośny (zakładałam o tym osobny wątek) i kiedy jestem zmęczona dodatkowo potrafi mnie to przytłoczyć. Dlatego przez ostatni czas często bywałam niezbyt skora do zabawy, przez zmęczenie kładłam się z synkiem na drzemki więc ogarniać mieszkanie musiałam przy nim co przekładało się na to, że co prawda on mi towarzyszyl ale nie była to za bardzo żadna interakcja czy zabawa. Często zaglądałam na telefon przez co czasami też mogłam być dla niego nieobecna, ale wynikało to z chęci oderwania się na chwilę. Czułam że potrzebuje oddechu, przerwy. Teraz jest trochę lepiej, chyba z powolnym nadejściem wiosny. Ale strasznie męczą mnie wyrzuty sumienia że byłam taka nieobecna, że jak już się bawiliśmy to byłam tym znudzona i zmęczona co pewnie nie umknęło jego uwadze. Czy Wy też macie takie okresy? No i dodatkowo przez ostatnie 6 miesięcy zdarzyło mi się na niego nakrzyczeć 3 razy...wcześniej nigdy się to nie zdarzało, staram się praktykować rodzicielstwo bliskości, chce mieć z synkiem super relacje i naprawdę staram się być jak najlepszą mama ale po prostu te trzy razy nie byłam w stanie nad sobą zapanować. Za każdym razem przeprosiłam i przytuliłam, ale nie wiem czy zrozumiał...myślicie że może to mieć negatywny wpływa na naszą więź? Raz się wystraszył. Okropnie mnie to dręczy. Czy Wam też się coś takiego zdarzyło?
Oczywiście, że mam takie okresy, że źle o sobie w roli matki myślę.

Nie chcę już powielać podobnych treści i powtarzać za dziewczynami, ale staraj się szukać odpoczynku, odskoczni. Zawsze chyba już będą takie fazy, że raz będzie trudniej, raz łatwiej. Jak jest ciężki dzień, to poszukaj chwili dla siebie, przewietrzenia głowy. Wyjście na spacer, nawet gdy dziecko już śpi snem nocnym, a partner został w domu, też coś daje.

Dla mnie zbawienny poniekąd (ale i znowuż z innej strony trudny) okazał się powrót do pracy zawodowej. Poczułam się sobą - jakkolwiek to brzmi. Mam więcej cierpliwości względem dziecka, aczkolwiek wiadomo, że gdy idę na opiekę i trafia się maruderstwo itd to robi się przytłaczająco znów. Natomiast widzę, że pomaga mi bycie bez dziecka tak po prostu. Gdy już nim się zajmuję, to potrafię to lepiej (wg siebie) robić, z większą uwagą, że tak powiem.
 
Do góry