Cześć Kochane,
Dołączam do kawkujących...
U mnie niestety po wczorajszym kiepskim dniu kolejny zaczął się równie przykro - Natalka wstała chora - zakatarzona, gardło tak ją boli, że nie może przełykać, nos zatkany. Koszmar. W poniedziałek do szkoły .
Od rana ją leczę, kuruję itd. Tylko szlag mnie już trafia, bo ona w ogóle nie słucha co do niej mówię. Nie robi tego specjalnie, ale po prostu nic do niej ostatnio nie dociera! Szału dostaję. Zaparzyłam herbatę z lipy, przetarłam do niej maliny, miodek. Kazałam jej zaraz to wypić póki gorące i w tym samym czasie Lena włączyła syrenę na jedzenie, więc poszłam ją nakarmić. Schodzę na dół - herbata stoi zimna - ona zapomniała... i tak mam ze wszystkim . A ja się chyba sklonuję.
Wczoraj nic nie załatwiłam u neurologa. Czekałam 1,5godz., żeby odebrać wynik, miałam już wchodzić i jakiś facet z kryzysem wieku średniego i 2 letnim synem z uśmiechem na twarzy wcisnął się przed nas. Wcześniej jego syn obudził mi Lenę i ciągle ją dotykał brudnymi rękami. Zwracałam mu uwagę a 50-latek w ciuchach 20-latka luzik, bez reakcji. Wkurzyłam się na maxa, zrobiłam jazdę w rejestracji i pojechałam do domu, bo nie miałam przy sobie mleka, a w każdej chwili Lenie mogło się zachcieć jeść.
Potem pojechałam do naszej lekarki po receptę na mleko. Prosiła, żebym poczekała, bo chce pogadać. Poczekałam 20 minut i Lena włączyła syrenę jedzeniową. Chwilę wcześniej moje piersi eksplodowały. Mleko mi się lało ciurkiem. Przemoczyłam wkładki, stanik, bluzkę i ciurkiem leciało po bluzce. Ból taki, że nie byłam w stanie podnieść fotelika z dzieckiem. Dotarłam do domu, dałam Lenie jeść, ściągnęłam mleko i wyłam z bólu, wróciłam do przychodni. Potem do Reala po zakupy termos na wodę i pojemniczki na mleko, żeby już nie było takich jazd.
Wrócilam obładowana do domu i Natka - dzikus chciała mnie i Lenę wyprzedzić i walnęła twarzą w nasze drzwi, od klamki ma guza na pół czoła. Wygląda jak dziecko maltretowane.
Zaraz wracam, Lena, która pisze ze mną, walnęła właśnie kupolę i zapach powala na kolana.
Dołączam do kawkujących...
U mnie niestety po wczorajszym kiepskim dniu kolejny zaczął się równie przykro - Natalka wstała chora - zakatarzona, gardło tak ją boli, że nie może przełykać, nos zatkany. Koszmar. W poniedziałek do szkoły .
Od rana ją leczę, kuruję itd. Tylko szlag mnie już trafia, bo ona w ogóle nie słucha co do niej mówię. Nie robi tego specjalnie, ale po prostu nic do niej ostatnio nie dociera! Szału dostaję. Zaparzyłam herbatę z lipy, przetarłam do niej maliny, miodek. Kazałam jej zaraz to wypić póki gorące i w tym samym czasie Lena włączyła syrenę na jedzenie, więc poszłam ją nakarmić. Schodzę na dół - herbata stoi zimna - ona zapomniała... i tak mam ze wszystkim . A ja się chyba sklonuję.
Wczoraj nic nie załatwiłam u neurologa. Czekałam 1,5godz., żeby odebrać wynik, miałam już wchodzić i jakiś facet z kryzysem wieku średniego i 2 letnim synem z uśmiechem na twarzy wcisnął się przed nas. Wcześniej jego syn obudził mi Lenę i ciągle ją dotykał brudnymi rękami. Zwracałam mu uwagę a 50-latek w ciuchach 20-latka luzik, bez reakcji. Wkurzyłam się na maxa, zrobiłam jazdę w rejestracji i pojechałam do domu, bo nie miałam przy sobie mleka, a w każdej chwili Lenie mogło się zachcieć jeść.
Potem pojechałam do naszej lekarki po receptę na mleko. Prosiła, żebym poczekała, bo chce pogadać. Poczekałam 20 minut i Lena włączyła syrenę jedzeniową. Chwilę wcześniej moje piersi eksplodowały. Mleko mi się lało ciurkiem. Przemoczyłam wkładki, stanik, bluzkę i ciurkiem leciało po bluzce. Ból taki, że nie byłam w stanie podnieść fotelika z dzieckiem. Dotarłam do domu, dałam Lenie jeść, ściągnęłam mleko i wyłam z bólu, wróciłam do przychodni. Potem do Reala po zakupy termos na wodę i pojemniczki na mleko, żeby już nie było takich jazd.
Wrócilam obładowana do domu i Natka - dzikus chciała mnie i Lenę wyprzedzić i walnęła twarzą w nasze drzwi, od klamki ma guza na pół czoła. Wygląda jak dziecko maltretowane.
Zaraz wracam, Lena, która pisze ze mną, walnęła właśnie kupolę i zapach powala na kolana.