Gosia, gratki i powodzenia w prowadzeniu biznesu.
Iza, trzymaj się tam jakoś. Kurcze, atmosfera w pracy jest taka ważna, to przykre, że się nie czujesz tam komfortowo. Ale może w innym dziale się odnajdziesz.
U nas powódź na całego, znaczy przeszło już, ale widoki były nieciekawe. Sąsiedzi po lewicy musieli się ewakuować, sąsiedzi z naprzeciwka nie mogli wyjść z domu i drabiną z balkonu na ponton i hop hop po zapasy do sklepu, bo mogło być nie ciekawie. Na szczęście, my mamy domek troszkę na wzgórzu, więc tylko piwnicę nam zalało. Siedzieliśmy całe dwa dni bez prądu, a ja myślałam, że oszaleję. Nie znoszę siedzieć w domu, a tym bardziej jak nie ma alternatywy dla Maksa, w stylu bajek . A'propos tego wariatuńcia, to mamy właśnie totalny regres. Wczoraj przez godzinę histeryzował, bo nie chciał zebrać zabawek po sobie. Ja prawie osiwiałam, ale na szczęście Małżu (ocalały przed delegacją z powodu powodzi, jupi) siedział z nim jak kat i w końcu posprzątała menda. A zmęczył się przy tym tak, że od razu się położył w ubraniu na łóżku i zaczął odpływać. No nie wiem, ale naklejki się nie sprawdzają póki co. Zaczynamy wszystko od nowa, może za długo musiał zbierać naklejki i czekać na nagrodę? Heh, z sikaniem też niefajnie. W nocy mokre wszystko, pękłam i dziś założyłam pampka.
Iza, trzymaj się tam jakoś. Kurcze, atmosfera w pracy jest taka ważna, to przykre, że się nie czujesz tam komfortowo. Ale może w innym dziale się odnajdziesz.
Z takim nastawieniem, to już zamykajmy forum i zapalmy świeczki R.I.P. BB . Fakt faktem, brakuje tu Esi jak cholera... sporo jest tu też osób, którym chyba się przestało chcieć... heh... chyba jednak temat "niepozowleroz*******ićtegoforum" jednak je roz..... Ja osobiście, gdybym mogła to bym poszła się napić, ale cóż mam począć, biedna matka karmiąca!!!Ale pustki. No to teraz widać tak naprawdę kto się udzielał...Nie chcę krakać, ale jak tak dalej pójdzie, to bb czerwcówek 2007 pójdzie w zapomnienie...:-(
U nas powódź na całego, znaczy przeszło już, ale widoki były nieciekawe. Sąsiedzi po lewicy musieli się ewakuować, sąsiedzi z naprzeciwka nie mogli wyjść z domu i drabiną z balkonu na ponton i hop hop po zapasy do sklepu, bo mogło być nie ciekawie. Na szczęście, my mamy domek troszkę na wzgórzu, więc tylko piwnicę nam zalało. Siedzieliśmy całe dwa dni bez prądu, a ja myślałam, że oszaleję. Nie znoszę siedzieć w domu, a tym bardziej jak nie ma alternatywy dla Maksa, w stylu bajek . A'propos tego wariatuńcia, to mamy właśnie totalny regres. Wczoraj przez godzinę histeryzował, bo nie chciał zebrać zabawek po sobie. Ja prawie osiwiałam, ale na szczęście Małżu (ocalały przed delegacją z powodu powodzi, jupi) siedział z nim jak kat i w końcu posprzątała menda. A zmęczył się przy tym tak, że od razu się położył w ubraniu na łóżku i zaczął odpływać. No nie wiem, ale naklejki się nie sprawdzają póki co. Zaczynamy wszystko od nowa, może za długo musiał zbierać naklejki i czekać na nagrodę? Heh, z sikaniem też niefajnie. W nocy mokre wszystko, pękłam i dziś założyłam pampka.