No więc… trochę poczytałyście o kłamczusze, oszustce i Bóg wie kim… Trochę zostało przez moje przedmówczynie dodane od siebie… ale mniejsza z tym.
Nie będę wchodziła w zbędne dyskusje. Powiem co i jak i tyle. Zapytam Karoliny, czy jest z siebie zadowolona? Jesteś, a jeśli jesteś, to brawo, brawo, brawo!!! A Basi zazdroszczę umiejętność subiektywnej oceny człowieka, nawet go nie znając, rzadko kiedy zdarza się taka umiejętność.
Karolina, zazdroszczę Ci daru rozpoznawania charakteru i osobowości po paru godzinach znajomości z kimkolwiek. Zazdroszczę Ci wielu metod wychowawczych, jakie stosujesz u Wojtka. Ja takich nie posiadam i nad tym ubolewam. Siedzę z dziećmi ile się tylko da i żadnej z dziewczynek nie odrzucam, tylko bawię się z obiema. To, że nie umie tego, czy tamtego, to normalne, bo każde dziecko inaczej się rozwija, czy uczy. Julka wielu rzeczy nie potrafi ubrać w słowa, ale reaguje na polecenie i wie, co jest czym. I jak się ją prosi, to pokaże, bądź przyniesie tę rzecz. Jest bardzo mądra. Mój mąż też w jej wieku prawie nic nie mówił, więc nic na siłę, potem sobie to odbije.
Miałam niezbyt udane dzieciństwo, długo mnie okłamywano, że tata wyjechał… a okazało się, ze siedział w więzieniu. Nawet go nie było na mojej komunii. Ciężko mi przywoływać takie wspomnienia. Między moimi rodzicami już długo się nie układa. Ojca nie było, kiedy go potrzebowaliśmy. Niby są stażem ze sobą 28 lat, tylko to bycie razem, a jednak osobno… nikt mi nie umiał wpoić odpowiednich wzorców. Chodziłam jak zaszczuta, często byłam bita i karana. Moja mama poświęciła nam trojgu całe życie. Ostatnio tata w ogóle się od nas odsunął, stworzył swój własny świat, do którego nikogo nie wpuszcza.
Poznając Adama myślałam, że mogę zwojować świat, zakochałam się na zabój i nie patrzyłam na nic. I przesłoniło to sprawy przyziemne, okazało się, że wiele rzeczy nie jest takich, jakie sobie wyobrażałam. Adam… jakby nie było, mój mąż od dwóch lat. Wielu rzeczy o nim nie wiedziałam. Kilkoma rzeczami mnie zadziwił, kilkoma zawiódł i zawodzi nadal. Maminsynek, zadufany w sobie. Mówię mu, ze nie jest wszystko dla niego, nie jest sam, bo ma dzieci. Oduczam go tego egocentryzmu. Też był znerwicowany, zestresowany. Za ten czas bycia razem, dużo się zmienił. Tak jak każdy, popełnia błędy. Niejedna osoba mówiła, że odchodząc z tego Tesco, narobi sobie kłopotów. On myślał, ze jest panem świata. Założył tę działalność. I co? I nic, skończyły się znajomości, zaczęły się problemy i działalność trzeba było zlikwidować. Okazało się, że w niezbyt pokojowym stylu odszedł stamtąd, więc nie ma mowy o jego powrocie. Teraz pracuje w tej całej agencji pracy tymczasowej. Nie ma stamtąd prawie żadnych świadczeń. Zarobki też są niziutkie. Za listopad ma wziąć 150 zł, i nawet nie wiadomo, czy dostanie chociaż to przed świętami. Bo moja pensja to idzie na bieżące zakupy – chleb, do chleba , mięso na zupę i zakupy dla dzieci. Więc, jak same widzicie, nie przelewa nam się. Ja niby mam 1587 zł brutto, ale nawet tego nie odczuwam za bardzo, ze względu na egzekucję komorniczą. Cała nadwyżka, która mi weszła od listopada, idzie na poczet komornika. Nawet ulgi i zaliczki na skarbowy, pójdą tam. A, że nie jest to jedyny wierzyciel, więc za jego radą pisałam pisma, żeby rozłożyli mi jakoś to zobowiązanie i wydłużyli okres kredytowania. Pisma wysłałam, póki co odpowiedzi nie dostałam. Mam nadzieję, że pójdą na ustępstwa w tej sprawie.
Teściowie uprzykrzają nam życie. Często jest tak, że ni stąd ni zowąd przestają się odzywać, obrażają się. Nie zaprzeczam dwa czy trzy razy czara goryczy się przelała. Wiele razy zostałam przez nich obrażona i poniżona – jestem dla nich k****, która złapała Adama na dzieci, i że zmarnowałam jemu życie. Trudno jest przełknąć takie słowa. Ciąży to na sercu i to boli. Teraz, póki co jest wszystko w porządku. Rozmawiamy ze sobą normalnie, jak ludzie. 23 stycznia wracam do pracy i w miarę możliwości teście się małymi zajmą podczas nieobecności.
Ja, przez te problemy w domu nabawiłam się depresji. Już parokrotnie próbowałam popełnić samobójstwo. W 2 klasie liceum byłam tego bardzo bliska, przewiązałam sobie szyję kablem i przywiązałam do grzejnika. Już pewnie mało brakło, bo krew leciała mi ustami… ale nie wiem co mnie podkusiło, żeby rozwiązać ten kabel… Tak się teraz zastanawiam, czy dobrze się stało, czy źle, że z sobą wtedy nie skończyłam. Miałam chwile wielkich załamań. Nie umiem sobie radzić sama ze sobą. Potrafię się okaleczyć, choć mi to nic nie da, ale robię sobie krzywdę. Chociaż teraz mniej, bo nie mam czasu nad tym myśleć, bo muszę się zająć Anią i Julką. One są teraz najważniejsze. Zdecydowałam się na to macierzyństwo, mam dwójkę dzieci. Julka kończy dziś półtora roku. Ania 26 skończy sześć miesięcy. Matką idealną to nie jestem, ale staram się, aby im niczego nie zabrakło. Żeby nie chodziły brudne i głodne. Wolę sama nie dojadać, aby im zapewnić byt. A że nie umiem takich czy innych zabaw… ale znam inne, które znam z dzieciństwa i bawię się z nimi z Julką. Staram się, aby na buziach małych zawsze gościł uśmiech i było widać radość w ich oczach, a żeby jak najrzadziej gościły łzy.
Wiadomo, do wszystkiego trzeba dojrzeć. Nikt nie jest idealny. Trzeba dostać kubeł zimnej wody na łeb, aby dojrzeć do pewnych spraw i inaczej patrzeć na świat.
A Basię i Karolinę proszę o numery kont bankowych, bądź adresów, gdzie będę mogła wysłać przekazy pocztowe bądź przelewy. Uli wyślę stosowne PW.
Za okazaną pomoc bardzo Wam wszystkim dziękuję. Było i jest to dla mnie ważne, że dałyście mi merytoryczne wsparcie. Bo od wielu z Was dostałam wiele dobrych i mądrych rad. Od Darii, jak postępować z nauką nocnika, od Basi i Marty, jak się bawić. Od Uli, jak oduczyć smoka. Od Was wszystkich, jak żyć, by nie zwariować. Także:
BARDZO WIELKIE DZIĘKI!!!
To tyle ode mnie. Możecie robić z tym co chcecie. Proszę bardzo, kopcie leżącego. I tak nie uwierzycie, bo po co. Ja tam byłam szczera, dużo mnie kosztowało przywołanie tak niemiłych i bolesnych wspomnień.
Pozdrawiam i lecę, bo Ania mi się obudziła.
Nie będę wchodziła w zbędne dyskusje. Powiem co i jak i tyle. Zapytam Karoliny, czy jest z siebie zadowolona? Jesteś, a jeśli jesteś, to brawo, brawo, brawo!!! A Basi zazdroszczę umiejętność subiektywnej oceny człowieka, nawet go nie znając, rzadko kiedy zdarza się taka umiejętność.
Karolina, zazdroszczę Ci daru rozpoznawania charakteru i osobowości po paru godzinach znajomości z kimkolwiek. Zazdroszczę Ci wielu metod wychowawczych, jakie stosujesz u Wojtka. Ja takich nie posiadam i nad tym ubolewam. Siedzę z dziećmi ile się tylko da i żadnej z dziewczynek nie odrzucam, tylko bawię się z obiema. To, że nie umie tego, czy tamtego, to normalne, bo każde dziecko inaczej się rozwija, czy uczy. Julka wielu rzeczy nie potrafi ubrać w słowa, ale reaguje na polecenie i wie, co jest czym. I jak się ją prosi, to pokaże, bądź przyniesie tę rzecz. Jest bardzo mądra. Mój mąż też w jej wieku prawie nic nie mówił, więc nic na siłę, potem sobie to odbije.
Miałam niezbyt udane dzieciństwo, długo mnie okłamywano, że tata wyjechał… a okazało się, ze siedział w więzieniu. Nawet go nie było na mojej komunii. Ciężko mi przywoływać takie wspomnienia. Między moimi rodzicami już długo się nie układa. Ojca nie było, kiedy go potrzebowaliśmy. Niby są stażem ze sobą 28 lat, tylko to bycie razem, a jednak osobno… nikt mi nie umiał wpoić odpowiednich wzorców. Chodziłam jak zaszczuta, często byłam bita i karana. Moja mama poświęciła nam trojgu całe życie. Ostatnio tata w ogóle się od nas odsunął, stworzył swój własny świat, do którego nikogo nie wpuszcza.
Poznając Adama myślałam, że mogę zwojować świat, zakochałam się na zabój i nie patrzyłam na nic. I przesłoniło to sprawy przyziemne, okazało się, że wiele rzeczy nie jest takich, jakie sobie wyobrażałam. Adam… jakby nie było, mój mąż od dwóch lat. Wielu rzeczy o nim nie wiedziałam. Kilkoma rzeczami mnie zadziwił, kilkoma zawiódł i zawodzi nadal. Maminsynek, zadufany w sobie. Mówię mu, ze nie jest wszystko dla niego, nie jest sam, bo ma dzieci. Oduczam go tego egocentryzmu. Też był znerwicowany, zestresowany. Za ten czas bycia razem, dużo się zmienił. Tak jak każdy, popełnia błędy. Niejedna osoba mówiła, że odchodząc z tego Tesco, narobi sobie kłopotów. On myślał, ze jest panem świata. Założył tę działalność. I co? I nic, skończyły się znajomości, zaczęły się problemy i działalność trzeba było zlikwidować. Okazało się, że w niezbyt pokojowym stylu odszedł stamtąd, więc nie ma mowy o jego powrocie. Teraz pracuje w tej całej agencji pracy tymczasowej. Nie ma stamtąd prawie żadnych świadczeń. Zarobki też są niziutkie. Za listopad ma wziąć 150 zł, i nawet nie wiadomo, czy dostanie chociaż to przed świętami. Bo moja pensja to idzie na bieżące zakupy – chleb, do chleba , mięso na zupę i zakupy dla dzieci. Więc, jak same widzicie, nie przelewa nam się. Ja niby mam 1587 zł brutto, ale nawet tego nie odczuwam za bardzo, ze względu na egzekucję komorniczą. Cała nadwyżka, która mi weszła od listopada, idzie na poczet komornika. Nawet ulgi i zaliczki na skarbowy, pójdą tam. A, że nie jest to jedyny wierzyciel, więc za jego radą pisałam pisma, żeby rozłożyli mi jakoś to zobowiązanie i wydłużyli okres kredytowania. Pisma wysłałam, póki co odpowiedzi nie dostałam. Mam nadzieję, że pójdą na ustępstwa w tej sprawie.
Teściowie uprzykrzają nam życie. Często jest tak, że ni stąd ni zowąd przestają się odzywać, obrażają się. Nie zaprzeczam dwa czy trzy razy czara goryczy się przelała. Wiele razy zostałam przez nich obrażona i poniżona – jestem dla nich k****, która złapała Adama na dzieci, i że zmarnowałam jemu życie. Trudno jest przełknąć takie słowa. Ciąży to na sercu i to boli. Teraz, póki co jest wszystko w porządku. Rozmawiamy ze sobą normalnie, jak ludzie. 23 stycznia wracam do pracy i w miarę możliwości teście się małymi zajmą podczas nieobecności.
Ja, przez te problemy w domu nabawiłam się depresji. Już parokrotnie próbowałam popełnić samobójstwo. W 2 klasie liceum byłam tego bardzo bliska, przewiązałam sobie szyję kablem i przywiązałam do grzejnika. Już pewnie mało brakło, bo krew leciała mi ustami… ale nie wiem co mnie podkusiło, żeby rozwiązać ten kabel… Tak się teraz zastanawiam, czy dobrze się stało, czy źle, że z sobą wtedy nie skończyłam. Miałam chwile wielkich załamań. Nie umiem sobie radzić sama ze sobą. Potrafię się okaleczyć, choć mi to nic nie da, ale robię sobie krzywdę. Chociaż teraz mniej, bo nie mam czasu nad tym myśleć, bo muszę się zająć Anią i Julką. One są teraz najważniejsze. Zdecydowałam się na to macierzyństwo, mam dwójkę dzieci. Julka kończy dziś półtora roku. Ania 26 skończy sześć miesięcy. Matką idealną to nie jestem, ale staram się, aby im niczego nie zabrakło. Żeby nie chodziły brudne i głodne. Wolę sama nie dojadać, aby im zapewnić byt. A że nie umiem takich czy innych zabaw… ale znam inne, które znam z dzieciństwa i bawię się z nimi z Julką. Staram się, aby na buziach małych zawsze gościł uśmiech i było widać radość w ich oczach, a żeby jak najrzadziej gościły łzy.
Wiadomo, do wszystkiego trzeba dojrzeć. Nikt nie jest idealny. Trzeba dostać kubeł zimnej wody na łeb, aby dojrzeć do pewnych spraw i inaczej patrzeć na świat.
A Basię i Karolinę proszę o numery kont bankowych, bądź adresów, gdzie będę mogła wysłać przekazy pocztowe bądź przelewy. Uli wyślę stosowne PW.
Za okazaną pomoc bardzo Wam wszystkim dziękuję. Było i jest to dla mnie ważne, że dałyście mi merytoryczne wsparcie. Bo od wielu z Was dostałam wiele dobrych i mądrych rad. Od Darii, jak postępować z nauką nocnika, od Basi i Marty, jak się bawić. Od Uli, jak oduczyć smoka. Od Was wszystkich, jak żyć, by nie zwariować. Także:
BARDZO WIELKIE DZIĘKI!!!
To tyle ode mnie. Możecie robić z tym co chcecie. Proszę bardzo, kopcie leżącego. I tak nie uwierzycie, bo po co. Ja tam byłam szczera, dużo mnie kosztowało przywołanie tak niemiłych i bolesnych wspomnień.
Pozdrawiam i lecę, bo Ania mi się obudziła.