miałam tak dwa razy. W nocy zaczelam krwawic na toalecie i bol jak na okres. Pojechaliśmy na sor.
Na usg był krwiak niebezpiecznie blisko zarodka i nie wiadomo skąd się wziął, był zbyt duży żeby oczyszczała się macica, serduszka nie było widać bo mieli za słaby sprzęt, a wcześniej już biło u mojego lekarza. Dali mi duphaston i powiedzieli ze mam się oszczędzać i wysłali do domu. Powiedzieli ze co ma być to będzie i ze jeżeli to poronienie to nic go nie powstrzyma. I kazali leżeć I czekać na rozwój wypadków. Po tygodniu miałam iść na kontrolę do lekarza rodzinnego. U niego wszystko było ok, krwiak zaczął się goić. A po tygodniu znowu to samo i znów wylądowałam na sorze z krwawieniem. Jeszcze recepcjonistka się mnie zapytała czy po prostu nie dostałam okresu
no a kolejny lekarz nie powiedział nic tyle że "on też się boi ze mogę poronić" i odesłał mnie zapłakaną do domu. Mój lekarz dołożył mi kolejną dawkę duphastonu i miałam łącznie chyba 3x2 tabletki. Przez co ponoć nasilały się moje wymioty. Dopiero po 20 tc zmienił mi to na luteinę inny lekarz I stwierdził że to była końska dawka i takich się nie przepisuje. Nie robili mi żadnych badań ani bety ani progesteronu, nic. A ja nie wiedzialam wtedy co powinnam zrobić. Latałam od lekarza do lekarza i każdy stwierdzał ze co ma być to będzie. A ja tylko płakałam bo byłam pewna że stracę tą ciążę.
Na szczęście samo przeszło, nie wiem czy to ten duphaston pomógł czy leżenie. Ale teraz przez to ledwo poczuje lekii bol jak na okres to zaczynam się bać.