Odradzam szpital w Pyskowicach. Zacznijmy od lekarza stamtąd, dra Księżarka. Przez przeszło ostatni miesiąc ciąży mojej żony był na urlopie, i nie powiedział nam, że trzeba w międzyczasie zrobić gdzieś USG. W efekcie, 10 dni po terminie okazało się, że dziecko jest ułożone pośladkowo i trzeba robić cesarskie cięcie (pilnie).
Opieka po cesarskim cięciu - skandaliczna. Po cięciu dziecka nie położono żonie na klatce piersiowej, a pokazano dopiero ubrane. Przez ponad dobę nie przystawiono żonie synka do piersi - mimo naszych próśb. Potem zaczął się nawał pokarmu i zastój, ale personel przez około dobę nic nie robił! Czyli przez półtorej doby mleko z piersi nie było w żaden sposób odciągane. Dopiero później próbowano syna przystawić, ale słabo ssał z nabrzmiałych piersi. Dostał od pielęgniarek zwykłe Bebiko 1, mimo, że oboje z żoną jesteśmy alergikami (i szpital o tym wiedział). Gdy personel zaczął próbować pomóc przy karmieniu i z nawałem pokarmu, powiedziano żonie, że bez kapturków silikonowych w ogóle nie może karmić (przy czym brodawki sutkowe wcale nie były płaskie, ani - tym bardziej - wklęsłe, były normalne wg wielu lekarzy, w tym ordynatorów szpitali w Gliwicach i Świętochłowicach, którzy później żonę badali). I tu zaczyna się historia z kapturkiem, która zakończyła się odstawieniem małego od piersi po niespełna trzech bolesnych miesiącach. Ale o tym później. W ogóle zauważyliśmy, że niektóre położne w szpitalu stosują kapturki jak tylko coś nie idzie super gładko z karmieniem.
Jedyną osobą kompetentną w szpitalu od spraw laktacji okazała się p. Wiesia Domin - uratowała żonę od ropnia piersi. Niestety, o reszcie personelu nie możemy tyle dobrego powiedzieć. Każda kolejna położna czy pielęgniarka dawała inne, sprzeczne zalecenia co do karmienia i pielęgnacji piersi. Zdarzyło się nawet, że położna i pielęgniarka przy łóżku żony kłóciły się, co należy robić.
Z zastojami i nawałem niektóre położne walczyły drastyczną metodą wyciskania pokarmu "na chama". Inna zastosowała bandażowanie piersi by przyhamować laktację.
Wyjechaliśmy ze szpitala z myślą, by więcej tam nie wracać. Po kilku dniach przyszła do nas lekarz pediatra i na nasze słowa o kapturkach i problemach z karmieniem poleciła poradnię laktacyjną przy Szpitalu Wielospecjalistycznym w Gliwicach. Na początku myśleliśmy, że trafiliśmy na właściwą osobę (certyfikat IBCLC), ale zawiedliśmy się. P. Asztabska zaleciła natychmiastowe odstawienie kapturków. Wówczas obejrzała żony piersi i skontrolowała, jak mały ssie. Jedyny i ostatni raz. Wkrótce zaczęły się dokuczliwe, narastające bóle piersi, które, wg konsultantki laktacyjnej były spowodowane infekcją grzybiczą w kanałach mlecznych (ani na brodawkach, ani w buzi dziecka nie było objawów grzybicy). Zaleciła leczenie: najpierw Aftin, później Nystatyna, wreszcie doustnie Flukonazol - na który receptę musieliśmy załatwić sobie sami (co nie było łatwe). W międzyczasie, byliśmy na konsultacji u dra Marka Pabiana, który wykluczył infekcję grzybiczą i stwierdził, że ból spowodowany jest przez niewłaściwy sposób ssania, który mały nabył ssąc przez kapturki. Ssał pierś "smoczkowo", mocno ugniatając brodawki, które jednak nie pękały. Powiedzieliśmy o tej diagnozie p. Asztabskiej, lecz ze ona złością zaprzeczyła, że to jest możliwe, i zaleciła kontynuację leczenia rzekomej grzybicy. Warto w tym miejscu dodać, że nie obejrzała ani piersi, ani nie sprawdziła, jak mały ssie. Niestety, zaufaliśmy jej. Po dwóch miesiącach od narodzin, żona była bardzo wyczerpana bólem, a wciąż nie była znana przyczyna. Wkrótce zaczął się dodatkowo zastój pokarmu w piersi, który przerodził się w zapalenie. Prosiliśmy p. Asztabską o wypożyczenie laktatora elektrycznego, ale zareagowała tak nieprzyjemnie, że odechciało nam się z nią rozmawiać. Żona została z problemem sama. Teściowa w końcu zaczęła wydzwaniać po wszystkich okolicznych szpitalach, szukając doradcy laktacyjnego, który zgodziłby się spróbować pomóc. Dopiero p. Grabowska ze szpitala w Tychach przez telefon potwierdziła diagnozę dra Pabiana - że ból spowodowany jest przez nieprawidłowy sposób ssania oraz przez silny stres związany z uporczywymi bólami piersi (bóle były tak silne, że żona niemal odchodziła od zmysłów). Dopiero p. Grabowska nauczyła nas, jak prawidłowo obsługiwać laktator! Niestety, na pomoc było już zbyt późno i podjęliśmy decyzję o odstawieniu synka od piersi. Teraz wiemy, że była to słuszna decyzja. Być może, gdyby żona uzyskała właściwą pomoc po powrocie z Pyskowic, wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby p. Grabowska mogła wcześniej nam pomóc. Jest to niezwykła osoba, gotowa bezinteresownie poświęcić swój czas, jednocześnie znająca (w przeciwieństwie do niektórych koleżanek po fachu) zakres swoich kompetencji.