Witam Słodkokrwiste
Ja już po wizycie u ginekolog, ogólnie bardzo zadowolona jestem- tętno maluszka idealne, badania ok, jedynie za miesiąc muszę powtórzyć hormony tarczycy, bo na granicy są, ale to nic takiego... Insuliny nie dostałam jeszcze, dopóki nie będę przekraczać 100...
No i się uspokoiłam, bo szyjka ponoć twardo się trzyma i jest zamknięta, wiec wychodzi na to, że to moje leżenie coś jednak daje...
Niestety zaraz po wizycie trochę ją potrenowałam... Najpierw postanowiłam od razu zawieść moje zwolnienie do kadr i musiałam się wtoczyć po schodach (windy niestety brak), ale nic się nie działo z brzuchem na szczęście, a cieszę się, że poszłam osobiście (dotychczas zwolnienia zawoził mój M.), bo się przynajmniej paru rzeczy o urlopie macierzyńskim dowiedziałam...
Potem poszłam do apteki- weszłam zadowolona, że tylko jedna klientka przy ladzie stoi, już obsługiwana i turlam się powoli w tę stronę... Nikogo innego w aptece nie widziałam, ale okazało się, że w drugim końcu apteki jakaś kobieta korzystała z takiej jakiejś wagi elektronicznej chyba, nie wiem, nie bardzo się przyglądałam wadze... :-)
I ta kobitka na mój widok dziarsko z tej wagi zeskoczyła i świńskim truchtem pognała do kasy, cobym ja się przed nią nie zdążyła doczłapać...
Cała sytuacja bardziej mnie rozśmieszyła niż zdenerwowała, uznałam że kobieta może być w sumie bardziej chora ode mnie, w końcu z receptami stała; choć stwierdzam, że ze stawami to ona na pewno problemów nie miała...
Nie wiem, jakie Wy macie doświadczenia kolejkowe, ja dotychczas mało wychodziłam w widocznej ciąży, nie uważam, że zawsze i wszędzie muszę być obsługiwana poza kolejnością, zresztą 2 osoby to nie kolejka w sumie, ale zastanawia mnie- nie wiem jak to nazwać- lęk?, fobia? przed ciężarnymi- naprawdę trzeba było zobaczyć tę grozę w oku owej kobiety truchtającej do kasy
A teraz grzecznie dalej odpoczywam...
Trochę, przyznam, miałam nadzieję, że jak wrócę, to zobaczę post od
mamy_Oli...
Zniknęła dość nagle... :-(
Dorotka- No niestety cukier wychodzi różny z różnych paluchów, choć rzeczywiście u Ciebie to spora rozbieżność... A czy możliwe było, że dotknęłaś w międzyczasie czegoś palcami przed drugim pomiarem? Może się czymś zanieczyścił i stąd rozbieżności?
Wanda- Już za miesiąc będziesz mieć przy sobie Helenkę- super :-)
Tylko nie bij się w piersi o to ciastko i loda, to musi być bolesne w naszym stanie ;-), a zresztą tu na forum chyba nikogo nie ma całkowicie bez takich "przewinień" ;-)
Majka- Dzięki serdeczne, na wizycie wszystko całkiem, całkiem :-), na samej górze posta trochę o niej naskrobałam...
To zawyżanie glukometru na początku trochę mnie frustrowało, ale ponieważ póki co nie wpłynęło jakoś na moje leczenie, to jest wszystko ok- co najwyżej będę się bardziej z dietą pilnować musiała...
Na razie mogę mieć cukier do 95 na czczo... Wczoraj starałam się ostatnią kolację skończyć przed 22 (wcześniej zdarzało mi się po 23 dożerać) i są chyba efekty- dziś rano 90 było, więc prawie dobrze
Zobaczymy, jak dalej...
Beniaminka- super, że się już "dogadujesz" z dietą, życzę dalszych sukcesów. :-)
Ja wymieniam lancet co ok. tydzień, czasem trochę dłużej, ale po tygodniu zwykle kłucie staje się nieco bolesne i zostają takie ciemne kropki na opuszkach palców
W praktyce- najczęściej zastanawiam się nad wymianą lancetu po skończonym opakowaniu pasków lub gdy muszę przestawiać głębokość wkłucia na wyższą wartość...
Emka- gratuluję postępów z nowymi smakami i życzę, żeby jutro jabłuszko też tak Polci smakowało :-) A potem marchewa...
Pozdrawiam Wszystkie! Miłego wieczorku!