reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Cud poczęcia, cud narodzin- nasze doświadczenia i doznania

cześc, cześć!! Ja też podziele sie chętnie szczegółami z porodu:-).
wiec tak..
Ciąża przebiegała spokojnie, z wyjątkiem cukrzycy ciążowej.Lekarze kazali chodzić, ogólnie dużo sie ruszać żeby cukier spadał. No i tak robiłam. Mieszkam w Hiszpanii i trzeci trymestr przypadł mi na najwieksze upały...40 stopni w ciąży. Myślałam że nie wytrzymam:wściekła/y:, ale skakał cukier to musiałam łazić a pot leciał po tyłku. W poniedziałek dostałam bóli w supermarkecie takich, że nie mogłam zrobić kroku. Ale przeszło. I tak codziennie zabolało i przechodziło.. Z każdym dniem coraz bardziej i boleśniej. Ale skurcze nie były regularne, raz wieczorem, raz tylko rano. myślałam, że to synuś już duży i spodobało mu się na dole brzuszka i tam sobie główkę usadowił:-):-):-). I tak dociągnęłam do soboty wieczór, bo na zakupach już nie dałam rady siąśc, chodzić....bolało jak cholera!!!Mąż dotransportował mnie do auta i pojechaliśmy do szpitala. Pod szpitalem siedzieliśmy pół godziny myśląc "wejść czy nie" bo bólu nie czułam od 30min.Ale mężuś wolał być pewny, że wszystko ok i wepchał mnie do środka a ja jak głupek się opierałam i wymyślałam błahe przyczyny bólu. Ehhh czasem to człowiek ma w głowie pstro. 45min siedziałam na ktg i wszsytko było ok, ale skurcz miałam jeden. W sumie to niebolesny....Po ktg dla upewnienia się zrobili USG wewn. i wyrok: 30tc i szyjka na 3mm:-:)-:)-:)-:)-:)-:)-( dostałam szoku!!! Panika, strach, płacz...czekałam tylko żeby w końcu pozwolili wejść mężowi do mnie. Przyszedł....Nie mogliśmy się uspokoić. Widziałam strach w jego oczach. Lekarki zaczęły mnie uspokajać. Jedna klęknęła obok, wzięła za rękę i głaskając mnie uspokajała. Od razu dostałam serie: zastrzyk na dojrzewanie płuc i kroplówa na zarzymanie akcji. Lekarz zapewniał, że po kroplówce bedzie ok, że już lepszego leku nie ma i nie ma mowy, żeby skurcze nie ustąpiły. Zawiezli mnie na salę.Była już północ. Mąż siedział i nie mógł uwierzyć w to co sie dzieje. co chwilę się pytał o to samo z nadzięją że coś zle zrozumiał.O 3nad ranem skurcze ustąpiły i spałam sobie smacznie do 7:tak::tak::tak:. Obudziłam się pełna nadziei i wiary, że bedzie wszystko dobrze. Żadnych skurczy przez tyle godzin:happy:Ale koło 9 znowu seria skurczy. Od razu ktg na poł godz i znowu na salę. Lekarz stwierdził lekkie rozwarcie i prawdopodobnie już nie da rady powstrzymać porodu. Dwugodzinna przerwa i znowu seria skurczy, tym razem boleśniejsze. Widać było jak brzuch puchnie i sie kurczy....najgorsze było to kurczenie:no:. O 12 znowu na ktg i znowu na sale...bóle były coraz częstsze, wiec o 15 na ktg. Tam czekaliśmy z męzem godzine. Raz miałam skurcze delikatne i jeden po drugim, a zaraz żadkie ale za to bolesne jak cholera!!!!Zaczęłam czuć główkę dosłownie rozrywającą mnie od wewnatrz. Tak do 16.30.Przyszły znowu mnie zbadać.2cm.Błagałam je o epidural!!! Mówiłam, że nie wytrzymam!!! Ale w niedziele niema co liczyć:wściekła/y:ale teraz tak sobie myśle ze to i dobrze. Z bólu nie mogłam wytrzymać stękałam, jęczałam, płakałam i ten ostry ból. W końcu lekarki odpięły mnie i pozwoliły przybrać dowolną pozycję. No to ja dawaj za męża:-) Podniósł mnie, uwiesiłam sie mu na szyi. Myślałam, że rozedrze mnie na pół!:tak:4cm. Zaraz znowu badanie i 10!!!!!!!!! wow!!!! w końu bliżej końca!!! Mały już główką był prawie poza macicą ale wciąż w worku. Nie mogły go przebić bo nie chciały uszkodzić mu główki. Kazały przeć. A ja nie mogłam złapać oddechu. Tlen mi pomógł. Znowu każą przeć a ja niemogę!! No nie mogę i już.Za bardzo boli:-(Ale wytłumaczyły jaka sprawa i kazały się porządnie zaprzeć. Najgorsze jest to, że nie miałam lewatywy...ale jakoś o dziwo nic nie wyszło:sorry2:
No i zaparłam sie na maxa i pękły wody ale z taką siłą, że wszsytkie lekarki ochlapane,mąż, ściany:tak::tak::tak:zaczęłam się śmiać!! no jak tu zachować powagę:happy:Jak te wody pękły, 30sek i poczułam parte!! O matko to dopiero jest siła!!! :szok::szok::szok:cotam chodzenie do kibelka!!!!!!!!!Zaczęłam się drzeć, że mam parte! Przybiegły z łóżkiem i zawiozły na porodówkę. Jakies 2metry obok. A ja myślałam, że już na korytarzu urodze:tak:Ojojoj z partymi to już nie ma żartów. Te mi każa nie przeć i oddychać a ja nie mogę! Co tam oddychanie!!! Nic nie pomaga!!! Samo idzie!!!Byłam zaszokowana. Przerzucili mnie na fotel a mąż mi powiedział,że już widział wtedy jego główkę:tak:Chłopak miał nerwy cały czas tam patrzył i informował o przebiegu porodu:-D:-D:-DAle fakt, że jakby nie on to nie dałabym rady.Wsparcie psychiczne, no i fakt informacja co już widać dawała mi siły. Kilka razy pchnęłam , przez chwilę nie i już słychać było najcudowniejszy wrzask na świecie.Niedziela 17.40:-):-):-)Trzymały go chwilkę nad brzuchem, a ja zamiast go pocałować, dotknąć, to z rozłożonymi rękami płakałam, krzyczałąm i kto to wie co jescze:-)Był piękny i taki malutki. Mąż zaczął mnie całować obejmować, tzn głowę:happy: i wyraził miłosć na miliard sposobów:-DŁożyska nie rodziłam bo było tak małe, że same go wyciagnęły. No i szycie. Bez znieczulenia, bo nie potrzebowałam. Czułam tylko drapanie i nic po za tym. Sama się dziwiłam bo tego bałam się najabrdziej. Aha nie rozcinali mnie, szyli wewnatrz bo trochę popękałam.No ale szwów trochę było:unsure:No i już wyjazd na sale...sama....synuś niestety od razu na intensywną:-(Ale koniec końców, wszystko skończyło się dobrze.
Aha dodam tylko ze w środe okazało się że mam pozostałości łożyska, bo zauważyłam,że coś mi wychodzi inie jes to krew. No to był hard, bo 3 dni po porodzie, szwy a tu paluchami wydzierały mi to cholerstwo. Oj mało tam nie odleciałam. Ale i to dało się przeżyc.
Człowiek dużo przetrzyma. Nawet nie zdaje sobie sprawy ile:tak::tak::tak::tak::tak:
 
reklama
Urodziny Kingi Ja urodzilam swoja coreczke w 36 tygodniu ciazy i tez nie bylo latwo choc polozna byla super i rodzilam w Norwegi tu mozna poprosic o znieczulenie ,ale a sie strasznie balam uklucia w kregoslup i czekala i czekalam w bolach i myslalam dam rade mo maz tez bardzo mnie wspieral ale kiedy kolo godz 7 rano stwierdzilam ze niewytrzymam juz z bolu i poprosilam o znieczulenie polozna stwierdzila ze jeszcze mnie zbada przed podaniem znieczulenia okazalo sie ze juz nie ma takiej potrzeby na dobre rozpoczela sie akcja parcie i po 3 minutach mo kochany skarb mialam w ramionach wazyla 2500 gr i tylko 48 cm dluga urodzila sie w 8 miesiacu ciazy ale naszczescie jest zdrowa i dziekuje bogu za to Pozdrawiam wszystkie szczesliwe mamy .....
 
Mamusiaanusia ja nawet nie myslalam o znieczuleniu, bo mnie wlasnie najbardziej przerazalo to uklucie w kregoslup. Na szczescie szybko mi poszlo:tak:czego i Wam zycze:-):-):-)
 
No cóż ja jestem świeżo po porodzie który wspominam bardzo miło, chociąż okres przed porodem to za miły nie był.
1 marca (niedziela) dzień po terminie, popołudniu zaniepokojona pojechałam do szpitala ponieważ od rana nie czułam ruchów kosmitka( tak nazwalismy nasze dziecko po pierwszym usg, płec nie była do konca znana). I chociaż z maleństwem było ok. to ponieważ minął termin porodu zostawili mnie juz na oddziale.

Cały problem polegał na tym że chociaż skurcze przepowiadające mialam od 32 tygodnia to jak sie okazało szyjaka macicy jest jeszcze długa gruba i przylega do kręgosłupa.
W środe po raz pierwszy podpięto mnie pod kroplówke.... po 8 godzinach okazało sie że nic sie nie ruszyło i moge wracac do siebie na sale
Następną kroplówke zaaplikowano mi w sobotę.... po 5 godzinach zaczęło spadać tętno kosmitka więć mnie odpięto i połozona na godzine pod KTG.... wszystko było w normie.

W poniedziałek (42 tydzien ciązy) 9 marca o godzinie 6 zabrano mnie na lewatywke (najdziwniejsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała) a o 7 podpięto kroplówke z oksytocynka i jakimiś dodatkowymi wspomagaczami.... o 12 przyszedł ordynator mnie zbadac okazało sie szyjka dalej jest długa i zamknieta... zagrozil ze jak w ciagu godziny nic nie ruszy to ide na CC.
Paniczny lęk przed operacja sprawił że po godzinie 13 pojawiły sie bóle.... od krzyża.... po godzinie okazało sie że szyjka sie skróciła i niznacznie zaczeła otwierać wiec lekarz od razu przebił pęcherz i wtedy akcja się rozkręciła, skurcz za skurczem... mąż mi masował plecy, położna (super babka... wszystkim życze takich zkręconych położnych bo potrafią rozśmieszyc nawet jak wyjesz z bólu) wsadziła mnie dwa razy pod prysznic zaaplikowała mi czopki i o 16 okazało sie ze juz mamy 5 cm rozwarcia:) a o 12 było nic.... nawet nieskrócona szyjka.



O godzinie 18 z groszami posadziła mnie na fotel i okazało sie że mamy juz 8 cm... a ja juz zaczełam miec bóle parte....

Pytam sie położnej
-urodze przed 20??
- jak sie postarasz to urodzisz:) a czemu zależy ci na urodzeniu przed 20??
na to mój mąż - bo o 20 leci "na wspólnej" a ona nie odpusci żadnego odcinka


A mi wcale nie o to chodziło:p


Po tej krótkiej rozmowie okazało sie ze mamy 10 cm:) i moge zacząć przeć....
w sumie parłam 20 minut:) i tak o 18.45 na świat przyszła Alicja(a wszyscy mówili ze bedzie chłopak) która ważyła 3050g i mierzyła 52 cm:)

A uczucie kiedy położyli mi moją córeczkę na brzuchu było najpiekniejszym co mnie w życiu spotkało... i nadal jak o tym mysle i wspominam to łezka mi się w oku kręci:)


Przy porodzie dowiedziałam się ze tak naprawde lekarz porodu nie odbiera - mój mi tylko noge w górze trzymał:p
Gdy już zabrali malutką do badań i lekarz zaczął mnie szyć to grzecznie poprosiłam go o wyszycie jakiegoś ładnego wzorka tak żeby mężowi sie podobało....


Jak to mu wyszło to sie dowiemy za kilka tygodni:p
 
Moja ciąża przebiegała bezproblemowo. Może raz zwymiotowałam na początku ale to podejrzewam ,że nie od ciąży;) Kiedy już byłam jakoś ponad półtora tygodnia po terminie poszłam na kontrolne ktg to chyba było w niedziele. Zrobili ktg, usg, lekarz stwierdził ,że mam troche za mało wód płodowych ale okey miałam przyjsc za trzy dni znowu na kontrole. Następnego dnia dzwoni do mojego domu i mówi mojej mamie ,żebym sie zgłosiła do szpitala bo ma wyrzuty sumienia ,że mnie wypuścił i że jestem taka młoda i w sumie to nie powinien :p Wiec nastepnego dnia się zebralam, położyli mnie na patologie ciąży, następnego dnia podłączyli pod oksytocyne. Jak lekarz mi robił badanie ginekologiczne i zobaczył ,że od samego badania i skurczów tak sie zwijam to zapytał czy chce zewnątrzoponowe. Ja że nie wiem a on jak to bla bla bla krótka dyskusja ;) po czym zadzwoniłam po mame która nie mogła przyjechać żeby wyraziła zgode na znieczulenie. Przyjechał ojciec mój nie dziecka podpisał troche się ponabijał ze mnie i poszedł. Przez cały poród byłam sama, tj nie miałam nikogo bliskiego koło siebie. Zrobili zewnątrz oponowe i odleciałam na dwie godziny a potem skurcze jakoś nastepna dawka. Cały poród trwał 6 godzin 10 minut w ostatniej części porodu okazało się ,że mam strasznie kruchą macice i trudno było mówic o jakimś wiekszym parciu bo były za krótkie ,a ja przez to łapałam powietrze i zaczynałam wymiotować;) życie. Mój syynek urodził się w 42 tygodniu plus 1 dzień ważył 3700 i dostał 10 pkt. Młody bóg :)
 
- Jestem 2 tygodnie po porodzie, który wspominam niesamowicie. :tak:
- Urodziłam 5 dni po terminie.

- Skurcze zaczęły się równo o północy, trwały około 10 sekund, i były co 20 min.
Moje skurcze moge śmiało porównac do bólu brzucha przed okresem. Nie były bolesne, dlatego czekałam cały czas aż będą co 5 min.

- W końcu po godzinie 4, pojechałam do szpitala, trafiłam na izbe przyjec gdzie okazalo sie ze mam rozwarcie 3 cm. i skurcze co 5 min. i trwały około minuty.

- Od godziny 5 byłam na porodówce.

- O 11.04 urodziłam zdrowegoSynka! :tak:

- Mój poród trwał 6 godzin! :tak:
- Chce dodac ze polecam bardzo porod rodzinny! Mój facet bardzo mnie wspierał, nie wyobrazam sobie porodu bez niego! Stażystka nauczyła Go jak ma mi masowac plecy... sutki - żeby nasilic skurcze. :tak: A na koniec, w nagrode przeciął pępowinke swojemu Synkowi! :tak:
 
Ostatnia edycja:
No to i ja opowiem o swoim porodzie.
5 maja wieczorkiem poszłam na KTG bo byłam 9 dni po terminie i stwierdziłam ze chce sprawdzic czy wszystko jest ok. KTG nie wykazało zadnych skurczy i z maluszkiem było ok. Lekarz który mnie przyjął w szpitalu przebadał mnie i stwierdził z troche niewyraźną mina ze jest ok ( uznałam ze jak sie dowiedział ze jestem pacjentką ordynatora którego nie trawi to mu nie podpasowałam), ale zostawił mnie w szpitalu na patologii ciazy. Oczywiscie sie wkurzyłam no bo skoro było ok to po co miałam w szpitalu zostawac. Cała noc nie mogłam spac bo krzyze mnie bolały okropnie ( myslałam ze to od niewygodnego łózka) rano o 6:10 dostalam esa od mamy i pisałam z nia przez jakies 10 min w miedzy czasie pielegniarka sprawdzała tetno maluszków na sali i takie tam. równo o 6:20 poczułam ze cos mi sie saczy myslałam ze to moze wody mi odchodzą ale okazało sie ze to krew. Wstałam zeby isc do wc i wtedy zaczeła sie cała akcja bo strumieniem odpływała ze mnie krew chwyciłam ze brzeczek i zaraz przyszła pielegniara która jak zobaczyła kałuze krwi to omało zawału nie dostała juz myslałam ze ja trzeba bedzie ratowac ale sie kobieta opanowała i szybko przewiozla mnie na wózku na porodówke gdzie czekła lekarz który mnie przyjmował. jak do mnie podszedł zeby sprawdzic co sie dzieje to wygladał tak jakby sie wcale nie zdziwił. Normalnie tak jakby czekał na mnie. No i słowo jdno które wypowiedział to ciecie. pielegniarka sprawdziła czy mojemu synkowi jeszcze serce bije ( wtedy to sie wystraszyłam) i przewieźli mnie na sale o nic nie pytajac. Obudziłam sie o 7:30 godzine po tym jak urodził sie mój synek.
Cała akcja porodowa trwała 10 min, a jak sie potem dowiedziałam odkleiło mi sie łozysko a lekarz który mnie przyjmował i w sumie to uratowal nam zycie przewidział to ze łozysko sie odklei zadzwonił do mojego ginekologa i poinformował go ze przyjał mnie na oddział, co mój ginekolog zignorował. nastepnego dnia na obchodzie szanowny pan ordynator ( mój gin) stwierdził ze miałam szczescie ze byłam na oddziale bo karetka napewno by nie dojechała... jedyne co dobrze wspominam to chwila gdy przyniesli mi synka.:-) był taki sliczny:-)
 
Ja tez opisze. Od porodu minęło niecałe 3 miesiące. 8 marca poszłam na oddział bo byłam wtedy 8 dni po terminie. ( to była niedziela) cały dzień leżałam i czekałam. W poniedziałek podali mi kroplówkę na wywołanie skurczy. Kroplówka przyniosła skurcze do 90% ale nic poza tym. W nocy bolał mnie brzuch i nie mogłam spać. Rano poleciało mi trochę krwi z "galaretką" zostałam zbadana i jak się okazało szyjka macicy otworzyła się do środka i nie mogłabym urodzić naturalnie. I ok 11 dowiedziałam się ze o 12 będę miała CC. Wybrałam znieczulenie ogólne. Gdy się obudziłam miałam rurki w buzi, i głową zwisałam w dół. Ze stołu operacyjnego zostałam przeniesiona na łózko w kocu ! wszystko mnie bolało tak, że łzy same mi leciały.. A później było coraz gorzej.. jedyne co dobrze wspominam to przyniesienie córci i podanie środków przeciw bólowych dożylnie. :)

PS. Nie polecam cesarki..
 
powiem Wam, ze nigdy w zyciu bym nie przypuszczala ze u mnie porod przebiegnie w taki sposob w jaki sie odbyl 13.go maja tego roku. obudzilam sie rano z silnym bolem w podbrzuszu, myslalam ze to skurcze jeszcze nie te wlasciwe, w koncu byly one w dole brzucha a nie jak to polozna mowila na szkole rodzenia, na gorze brzucha. wstalam z lozka do lazienki i zrobilo mi sie slabo wec szybko wrocilam do lozka i obudzilam meza. on stwierdzil przez sen ze jeszcze nie rodze i ze bedzie ok. przemeczylam sie z tym bolem okolo godziny az w koncu troche przeszlo i zasnelam.
obudzilam sie pamietam za 8 11. juz mnie nie bolal brzuch wiec wstalam wzielam loda z zamrazarki pomyslalam ze moze pojde na tv moj maz spal ale poszlam spowrotem do lozka do niego. usiadlam i go obudzilam zjadlam loda rozmawialismy pytalam sie go czemu mnie tak rano bolalo ze moze to cos zlego wtedy sie dzialo maz mnie uspokoil ze na pewno nie. nagle zdalam sobie sprawe ze od dluzszego czasu nie czuje ruchow. powiedzialam o tym mezowi ale on mnie uspokoil ze nie raz tak bylo i bylo wszystko dobrze ze potem juz te ruchy byly. poczulam ze cos zaczyna ze mnie wyciekac, wzielam chusteczke i zobaczylam na niej zolte gluty czyli resztki po czopie sluzowym ktory odszedl mi dzien wczesniej. po chwili jednak poczulam wiecej mokrego pomyslalam sobie ze to moze wody plodowe spojrzalam i zobaczylam wyplywajaca mnie krew. zerwalam sie na rowne nogi i polecialo na wykladzine pobieglam na przedpokoj z pytaniem na ustach dlaczego leci ze mnie krew maz pobiegl za mna ja zaczelam plekac i krzyczec do meza zeby dzwonil do szpitala. zadzwonil jeszcze po mame. ze mnie krew tryskala strumieniami na podloge a my zesmy stali przytuleni i czekali na karetke ja szlochalam mowiac nasze dziecko maz tez plakal to bylo straszne najgorsza chwila w moim zyciu
icon_cry.gif
nie wiiedzialam co sie dzieje balam sie ze strace dziecko
icon_cry.gif
po chwili karetka juz byla razem z moja mama i mnie zabrali zalalam krwia im cala karetke caly czas szlochalam potem juz wszystko dzialo sie tak szybko wyciagneli mnie z karetki posadzili na wozek i biegiem zawiezli na porodowke musialam wejsc na lozko wokol mnie bylo mnostwo osob jedna podlaczala cewnik druga wbijala sie w dlon druga w zyly krzyczeli cos o cesarce bylam przerazona nigdy w zyciu nie mialam zadnej operacji modlilam sie zeby bylo wszystko ok ze mna i z dzieckiem mowilam aniele bozy kilka pytalam sie czy bedzie dobrze ale nikt mi nie odpowiedzial. kazali przesunac sie na drugie lozko i zawiezli mnie na nim na blok operacyjny widzialam nad soba twarz lekarza. na miejscu ogolili mi bolesnie brzuch i odkazili stekalam niezwykle bolesne to bylo wbili mi cos jeszcze w reke i marudzilam ze mnie to boli bardzo. pytalam sie czy bede znieczulona czy bede spala i nie bede nic czula potwierdzili. zalozyli mi maske i po chwili dziwili sie ze ja nie spie ja powiedzialam im ze to smierdzi. nadal sie modlilam dali mi wiec zastrzyk dozylnie babka zapytala sie jak mam na imie, pamietam jeszcze ze musialam jej powtorzyc bo nie doslyszala i zasnelam. blogi to byl czas kiedy bylam nieprzytomna bo krotko pozniej zaczelam sie przebudzac na sali pooperacyjnej wszystko jak prez mgle. pierwsze co to pamietam ze czulam silny bol brzucha majaczylam non stop ze brzuch mnie boli ze bardzo boli mnie brzuch. polozyli mi ciezki lod na brzuchu i bylo ciut lepiej probowalam otworzyc oczy bylo to bardzo trudne utrzymac je otwarte tak wiec tylko migaly mi postaci mojej mamy i meza. bylam w takim szoku ze nie zapytalam nawet o dziecko bylam pewna ze z nim wszystko ok a wtedy czulam taki bol nie do zniesienia... maz i mama mowili do mnie ja w koncu sie wybudzilam i ten lod na brzuchu zaczal mnie uciskac w koncu sciagneli i poczulam ulge. lezalam przykuta do lozka nie moglam sie ruszyc, dalej mialam podlaczony cewnik do cewki moczowej, 2 wenflony na obu rekach i cisnieniomierz podlaczone do monitora ktory co 15 minut automatycznie mierzyl mi cisnienie. mama powiedziala mi ze maly jest sliczny ze juz go widzieli ze lezy w inkubatorze wazy prawie 4 kilo i ma 53 cm wzrostu (jak sie potem okazalo 55) urodzil sie o 11.55. dowiedzialam sie ze odkleilo mi sie lozysko i stad ta krew to lozysko krwalilo i bylo zagrozenie zycia plodu i mojego dziecko bylo niedotlenione i mialo w plucach pelno krwi musieli mu ja odsysac... podobno jeszcze 15 minut i mogliby nas nie uratowac... dzieki Bogu ze mieszkamy tak blisko szpitala... w ciagu godziny po przebudzeniu urodzilo sie moje dziecko... w pierwszej minucie zycia mial tylko 3 pkt w skali apgar... ale w 10tej nadrobil bo mial juz 7. chcialam go zobaczyc ale potrzebne musialy byc na to jakies zgody lekarzy i zwlekali zwlekali ze w koncu stracilam nadzieje ze tego dnia ujrze Maciusia plakalam ze nie chca mi go pokazac. jednak babka przyniosla mi go pokazac na chwile, taki sliczny chlopczyk z ciemnymi wloskami oczka tez ciemne mial. bylam szczesliwa ze moglam go zobaczyc. jesli sie nie myle zganiali mnie z lozka juz na drugi dzien. przyszla niemila pielegniarka i kazala najpierw usiasc a potem sie podniesc i wstac. latwo powiedziec jak ma sie rozpruty brzuch i wszystko cie za przeproszeniem napie*****. byl to bol... najgorszy jaki w zyciu czulam. tak bolalo ze jak juz wstalam zgarbiona wsparta o reke tej pielegniarki to nie bylam w stanie oddychac. przeszlam na okolo lozka a potem usiadlam i kazala sie polozyc samej bo ona musi isc. ona poszla a ja nie moglam sie poruszyc ani w te ani wewte ani wstac ani sie polozyc malo tego jak siedzialam to umieralam z bolu. nie moglam dosiegnac dzwonka poprosilam babke co lezala obok mnie zeby zadzwonila. przyleciala ta pielegniarka i kazala sie klasc i ja przez 5 minut probowalam i nic w koncu powiedziala ze nie ma czasu i mam sie klasc bo sobie pojdzie. wkurzylam sie ze co to za laske mi robi ma mi obowiazek pomoc w koncu od tego jest a moj bol to nie zaden moj wymysl tylko ja naprawde cierpie. no ale jakos dalam rade. potem bylo juz tylko lepiej z wstawaniem, wieczorem juz chodzilam bez niczyjej pomocy do toalety chociaz nie bez bolu. zatrzymali mnie w szpitalu do niedzieli czyli siedzialam tam w sumie niecale 5 dni (4 doby).
wybaczcie za takie rozdrabnianie sie ale musialam to napisac bo to sa moje straszne przezycia
icon_cry.gif
 
reklama
To i ja sie podzielę z wami moim porodem :)
Uradziłam Jakuba w niedzielę 5.10.08r :)
Do południa w niedzielę byłam z moim chłopakiem na obiedzie u jego taty... mięso było bardzo ostro przyprawione, a ostre przyprawy pobudzają skurcze :) po obiedzie rozbolał mnie troszkę brzuch, ale nic sobie z tego nie robiłam (byłam 1 dzień po terminie)... jak wróciliśmy do domu to sie położyłam, po czasie brzuch bolał mnie jeszcze mocniej... była godzina ok 17:30... poszłam do łazienki i po drodzę odeszły mi wody razem z czopem... po ok. 5 minutach dostałam skurczy były co 15 minut i trwały jakieś 2 minuty... mój chłopak odrazy zaczą dzwonić po kierowce który miał nas do szpitala zawieść... ja tym czasem dopakowałam sie do końca i poszłam sobię pod prysznic... (heh wszyscy mnie szukali a ja byłam pod prysznicem), skurcze były coraz mocniejsze i częstrze, o 18;10 trafiłam na izbe przyjęć :) miałam 2 cm rozwarcia skurcze co 7 minut trwające ok minuty :) odrazu kazali mi się przebrać i przygotować, potem jeszczę papierkowa robota, badania i na porodówkę trafiłam o 19 :) skurcze były juz co 2 minuty a rozwarcie miałam na 9 cm :) juz było za późno na znieczulenie, przysznic łagodzący ból i masaż... i tak o 20:55 urodził sie Jakub :) Poród trwał 3 godziny i 30 min :) nie pękłam i nie nacinali mnie :) Jakub dostał 10p i nie miał żółtaczki :)

A pod koniec listopada czeka mnie kolejny poród :)
 
Do góry