kerna
http://www.lauraziobro.pl
cześc, cześć!! Ja też podziele sie chętnie szczegółami z porodu:-).
wiec tak..
Ciąża przebiegała spokojnie, z wyjątkiem cukrzycy ciążowej.Lekarze kazali chodzić, ogólnie dużo sie ruszać żeby cukier spadał. No i tak robiłam. Mieszkam w Hiszpanii i trzeci trymestr przypadł mi na najwieksze upały...40 stopni w ciąży. Myślałam że nie wytrzymam, ale skakał cukier to musiałam łazić a pot leciał po tyłku. W poniedziałek dostałam bóli w supermarkecie takich, że nie mogłam zrobić kroku. Ale przeszło. I tak codziennie zabolało i przechodziło.. Z każdym dniem coraz bardziej i boleśniej. Ale skurcze nie były regularne, raz wieczorem, raz tylko rano. myślałam, że to synuś już duży i spodobało mu się na dole brzuszka i tam sobie główkę usadowił:-):-):-). I tak dociągnęłam do soboty wieczór, bo na zakupach już nie dałam rady siąśc, chodzić....bolało jak cholera!!!Mąż dotransportował mnie do auta i pojechaliśmy do szpitala. Pod szpitalem siedzieliśmy pół godziny myśląc "wejść czy nie" bo bólu nie czułam od 30min.Ale mężuś wolał być pewny, że wszystko ok i wepchał mnie do środka a ja jak głupek się opierałam i wymyślałam błahe przyczyny bólu. Ehhh czasem to człowiek ma w głowie pstro. 45min siedziałam na ktg i wszsytko było ok, ale skurcz miałam jeden. W sumie to niebolesny....Po ktg dla upewnienia się zrobili USG wewn. i wyrok: 30tc i szyjka na 3mm:-------( dostałam szoku!!! Panika, strach, płacz...czekałam tylko żeby w końcu pozwolili wejść mężowi do mnie. Przyszedł....Nie mogliśmy się uspokoić. Widziałam strach w jego oczach. Lekarki zaczęły mnie uspokajać. Jedna klęknęła obok, wzięła za rękę i głaskając mnie uspokajała. Od razu dostałam serie: zastrzyk na dojrzewanie płuc i kroplówa na zarzymanie akcji. Lekarz zapewniał, że po kroplówce bedzie ok, że już lepszego leku nie ma i nie ma mowy, żeby skurcze nie ustąpiły. Zawiezli mnie na salę.Była już północ. Mąż siedział i nie mógł uwierzyć w to co sie dzieje. co chwilę się pytał o to samo z nadzięją że coś zle zrozumiał.O 3nad ranem skurcze ustąpiły i spałam sobie smacznie do 7. Obudziłam się pełna nadziei i wiary, że bedzie wszystko dobrze. Żadnych skurczy przez tyle godzinAle koło 9 znowu seria skurczy. Od razu ktg na poł godz i znowu na salę. Lekarz stwierdził lekkie rozwarcie i prawdopodobnie już nie da rady powstrzymać porodu. Dwugodzinna przerwa i znowu seria skurczy, tym razem boleśniejsze. Widać było jak brzuch puchnie i sie kurczy....najgorsze było to kurczenie. O 12 znowu na ktg i znowu na sale...bóle były coraz częstsze, wiec o 15 na ktg. Tam czekaliśmy z męzem godzine. Raz miałam skurcze delikatne i jeden po drugim, a zaraz żadkie ale za to bolesne jak cholera!!!!Zaczęłam czuć główkę dosłownie rozrywającą mnie od wewnatrz. Tak do 16.30.Przyszły znowu mnie zbadać.2cm.Błagałam je o epidural!!! Mówiłam, że nie wytrzymam!!! Ale w niedziele niema co liczyćale teraz tak sobie myśle ze to i dobrze. Z bólu nie mogłam wytrzymać stękałam, jęczałam, płakałam i ten ostry ból. W końcu lekarki odpięły mnie i pozwoliły przybrać dowolną pozycję. No to ja dawaj za męża:-) Podniósł mnie, uwiesiłam sie mu na szyi. Myślałam, że rozedrze mnie na pół!4cm. Zaraz znowu badanie i 10!!!!!!!!! wow!!!! w końu bliżej końca!!! Mały już główką był prawie poza macicą ale wciąż w worku. Nie mogły go przebić bo nie chciały uszkodzić mu główki. Kazały przeć. A ja nie mogłam złapać oddechu. Tlen mi pomógł. Znowu każą przeć a ja niemogę!! No nie mogę i już.Za bardzo boli:-(Ale wytłumaczyły jaka sprawa i kazały się porządnie zaprzeć. Najgorsze jest to, że nie miałam lewatywy...ale jakoś o dziwo nic nie wyszło
No i zaparłam sie na maxa i pękły wody ale z taką siłą, że wszsytkie lekarki ochlapane,mąż, ścianyzaczęłam się śmiać!! no jak tu zachować powagęJak te wody pękły, 30sek i poczułam parte!! O matko to dopiero jest siła!!! cotam chodzenie do kibelka!!!!!!!!!Zaczęłam się drzeć, że mam parte! Przybiegły z łóżkiem i zawiozły na porodówkę. Jakies 2metry obok. A ja myślałam, że już na korytarzu urodzeOjojoj z partymi to już nie ma żartów. Te mi każa nie przeć i oddychać a ja nie mogę! Co tam oddychanie!!! Nic nie pomaga!!! Samo idzie!!!Byłam zaszokowana. Przerzucili mnie na fotel a mąż mi powiedział,że już widział wtedy jego główkęChłopak miał nerwy cały czas tam patrzył i informował o przebiegu poroduAle fakt, że jakby nie on to nie dałabym rady.Wsparcie psychiczne, no i fakt informacja co już widać dawała mi siły. Kilka razy pchnęłam , przez chwilę nie i już słychać było najcudowniejszy wrzask na świecie.Niedziela 17.40:-):-):-)Trzymały go chwilkę nad brzuchem, a ja zamiast go pocałować, dotknąć, to z rozłożonymi rękami płakałam, krzyczałąm i kto to wie co jescze:-)Był piękny i taki malutki. Mąż zaczął mnie całować obejmować, tzn głowę i wyraził miłosć na miliard sposobówŁożyska nie rodziłam bo było tak małe, że same go wyciagnęły. No i szycie. Bez znieczulenia, bo nie potrzebowałam. Czułam tylko drapanie i nic po za tym. Sama się dziwiłam bo tego bałam się najabrdziej. Aha nie rozcinali mnie, szyli wewnatrz bo trochę popękałam.No ale szwów trochę byłoNo i już wyjazd na sale...sama....synuś niestety od razu na intensywną:-(Ale koniec końców, wszystko skończyło się dobrze.
Aha dodam tylko ze w środe okazało się że mam pozostałości łożyska, bo zauważyłam,że coś mi wychodzi inie jes to krew. No to był hard, bo 3 dni po porodzie, szwy a tu paluchami wydzierały mi to cholerstwo. Oj mało tam nie odleciałam. Ale i to dało się przeżyc.
Człowiek dużo przetrzyma. Nawet nie zdaje sobie sprawy ile
wiec tak..
Ciąża przebiegała spokojnie, z wyjątkiem cukrzycy ciążowej.Lekarze kazali chodzić, ogólnie dużo sie ruszać żeby cukier spadał. No i tak robiłam. Mieszkam w Hiszpanii i trzeci trymestr przypadł mi na najwieksze upały...40 stopni w ciąży. Myślałam że nie wytrzymam, ale skakał cukier to musiałam łazić a pot leciał po tyłku. W poniedziałek dostałam bóli w supermarkecie takich, że nie mogłam zrobić kroku. Ale przeszło. I tak codziennie zabolało i przechodziło.. Z każdym dniem coraz bardziej i boleśniej. Ale skurcze nie były regularne, raz wieczorem, raz tylko rano. myślałam, że to synuś już duży i spodobało mu się na dole brzuszka i tam sobie główkę usadowił:-):-):-). I tak dociągnęłam do soboty wieczór, bo na zakupach już nie dałam rady siąśc, chodzić....bolało jak cholera!!!Mąż dotransportował mnie do auta i pojechaliśmy do szpitala. Pod szpitalem siedzieliśmy pół godziny myśląc "wejść czy nie" bo bólu nie czułam od 30min.Ale mężuś wolał być pewny, że wszystko ok i wepchał mnie do środka a ja jak głupek się opierałam i wymyślałam błahe przyczyny bólu. Ehhh czasem to człowiek ma w głowie pstro. 45min siedziałam na ktg i wszsytko było ok, ale skurcz miałam jeden. W sumie to niebolesny....Po ktg dla upewnienia się zrobili USG wewn. i wyrok: 30tc i szyjka na 3mm:-------( dostałam szoku!!! Panika, strach, płacz...czekałam tylko żeby w końcu pozwolili wejść mężowi do mnie. Przyszedł....Nie mogliśmy się uspokoić. Widziałam strach w jego oczach. Lekarki zaczęły mnie uspokajać. Jedna klęknęła obok, wzięła za rękę i głaskając mnie uspokajała. Od razu dostałam serie: zastrzyk na dojrzewanie płuc i kroplówa na zarzymanie akcji. Lekarz zapewniał, że po kroplówce bedzie ok, że już lepszego leku nie ma i nie ma mowy, żeby skurcze nie ustąpiły. Zawiezli mnie na salę.Była już północ. Mąż siedział i nie mógł uwierzyć w to co sie dzieje. co chwilę się pytał o to samo z nadzięją że coś zle zrozumiał.O 3nad ranem skurcze ustąpiły i spałam sobie smacznie do 7. Obudziłam się pełna nadziei i wiary, że bedzie wszystko dobrze. Żadnych skurczy przez tyle godzinAle koło 9 znowu seria skurczy. Od razu ktg na poł godz i znowu na salę. Lekarz stwierdził lekkie rozwarcie i prawdopodobnie już nie da rady powstrzymać porodu. Dwugodzinna przerwa i znowu seria skurczy, tym razem boleśniejsze. Widać było jak brzuch puchnie i sie kurczy....najgorsze było to kurczenie. O 12 znowu na ktg i znowu na sale...bóle były coraz częstsze, wiec o 15 na ktg. Tam czekaliśmy z męzem godzine. Raz miałam skurcze delikatne i jeden po drugim, a zaraz żadkie ale za to bolesne jak cholera!!!!Zaczęłam czuć główkę dosłownie rozrywającą mnie od wewnatrz. Tak do 16.30.Przyszły znowu mnie zbadać.2cm.Błagałam je o epidural!!! Mówiłam, że nie wytrzymam!!! Ale w niedziele niema co liczyćale teraz tak sobie myśle ze to i dobrze. Z bólu nie mogłam wytrzymać stękałam, jęczałam, płakałam i ten ostry ból. W końcu lekarki odpięły mnie i pozwoliły przybrać dowolną pozycję. No to ja dawaj za męża:-) Podniósł mnie, uwiesiłam sie mu na szyi. Myślałam, że rozedrze mnie na pół!4cm. Zaraz znowu badanie i 10!!!!!!!!! wow!!!! w końu bliżej końca!!! Mały już główką był prawie poza macicą ale wciąż w worku. Nie mogły go przebić bo nie chciały uszkodzić mu główki. Kazały przeć. A ja nie mogłam złapać oddechu. Tlen mi pomógł. Znowu każą przeć a ja niemogę!! No nie mogę i już.Za bardzo boli:-(Ale wytłumaczyły jaka sprawa i kazały się porządnie zaprzeć. Najgorsze jest to, że nie miałam lewatywy...ale jakoś o dziwo nic nie wyszło
No i zaparłam sie na maxa i pękły wody ale z taką siłą, że wszsytkie lekarki ochlapane,mąż, ścianyzaczęłam się śmiać!! no jak tu zachować powagęJak te wody pękły, 30sek i poczułam parte!! O matko to dopiero jest siła!!! cotam chodzenie do kibelka!!!!!!!!!Zaczęłam się drzeć, że mam parte! Przybiegły z łóżkiem i zawiozły na porodówkę. Jakies 2metry obok. A ja myślałam, że już na korytarzu urodzeOjojoj z partymi to już nie ma żartów. Te mi każa nie przeć i oddychać a ja nie mogę! Co tam oddychanie!!! Nic nie pomaga!!! Samo idzie!!!Byłam zaszokowana. Przerzucili mnie na fotel a mąż mi powiedział,że już widział wtedy jego główkęChłopak miał nerwy cały czas tam patrzył i informował o przebiegu poroduAle fakt, że jakby nie on to nie dałabym rady.Wsparcie psychiczne, no i fakt informacja co już widać dawała mi siły. Kilka razy pchnęłam , przez chwilę nie i już słychać było najcudowniejszy wrzask na świecie.Niedziela 17.40:-):-):-)Trzymały go chwilkę nad brzuchem, a ja zamiast go pocałować, dotknąć, to z rozłożonymi rękami płakałam, krzyczałąm i kto to wie co jescze:-)Był piękny i taki malutki. Mąż zaczął mnie całować obejmować, tzn głowę i wyraził miłosć na miliard sposobówŁożyska nie rodziłam bo było tak małe, że same go wyciagnęły. No i szycie. Bez znieczulenia, bo nie potrzebowałam. Czułam tylko drapanie i nic po za tym. Sama się dziwiłam bo tego bałam się najabrdziej. Aha nie rozcinali mnie, szyli wewnatrz bo trochę popękałam.No ale szwów trochę byłoNo i już wyjazd na sale...sama....synuś niestety od razu na intensywną:-(Ale koniec końców, wszystko skończyło się dobrze.
Aha dodam tylko ze w środe okazało się że mam pozostałości łożyska, bo zauważyłam,że coś mi wychodzi inie jes to krew. No to był hard, bo 3 dni po porodzie, szwy a tu paluchami wydzierały mi to cholerstwo. Oj mało tam nie odleciałam. Ale i to dało się przeżyc.
Człowiek dużo przetrzyma. Nawet nie zdaje sobie sprawy ile