Mozi - no gratuluję egzaminów
Emilka - mała jest prześliczna ...choć przesąd mówi, że powinno się powiedzieć 'paskudna' na szczęście
Raczkowa - ciekawa jestem, co uda Ci się załatwić w sprawie Bruna. Mój Matti ma problem z bólami głowy, które przechodzą po wymiotowaniu. W sumie nadal ma. Straszyli mnie guzem mózgu, a powodem jest wada wzroku i stres, który powoduje, bo przez to trochę wolniej pracuje. Na lekarzy z NFZ muszę czasami po trzy miesiące czekać, a na rehabilitację, jak chcę u dobrego specjalisty, to jeszcze dłużej. U mnie nie ma mowy o jakimkolwiek zasiłku czy innym wsparciu, ale ciekawa jestem, co uda się Tobie załatwić. Może rzeczywiście warto poprosić lekarza o pomoc, bo w urzędzie powiedzą Ci nic albo tylko trochę. Co do sądu - to nie wiem jak Ty, ale ja w podobnych sytuacjach, gdy nie wiem jak sięzachować, zawsze pytam. To najlepsze rozwiązanie
No a u mnie nadal nieciekawie. Po tygodniu znalazłam wczoraj przypadkiem ojca. Wyszłam później niż zwykle do pracy, a on sobie po prostu szedł ulicą i nie poznał - brudny, nieogolony z jakimś czymś w oczach co przerażało, ze spuszczoną głową. Nawet jak odezwałam się do niego wydawał się jakby nie rozumiał. Dzięki Marcinowi, że był wtedy przy mnie, bo jak już wysłałam ojca do domu, to mało się na kawałki nie rozpadłam. Od razu zwolniłam się z pracy, bo wiem co by było, gdyby zostawić ich z mamą sam na sam - moja mama należy do typu emocjonalnego, skupionego na sobie, nie słuchającego co się do niej mówi i dopisującego własne tłumaczenie do Wszystkiego. Kazałam mu się umyć i ogolić, wezwałam policjantów prowadzących dochodzenie i rozmawiałam z nimi ze dwie godziny, potem oni wezwali pogotowie, więc też z nimi gadałam kolejną godzinę. Ojciec nawet nie pamiętał gdzie był, co robił, zero kontaktu z nim. Potem szukanie dokumentów i odwiezienie do kliniki psychiatrycznej do W-wy, a tam kolejne dwie godziny. W domu przed północą, wykończona psychicznie i fizycznie i jeszcze pretensja mamy, że nie wejde na chwilę, żeby z nią porozmawiać. A dziś od nowa - najpierw nadrabianie w pracy wczorajszych zaległości i próba wyrobienia się ze wszystkim, lekcje z Młodym, biegiem na pociąg i do szpitala, a w międzyczasie apteka i sklep. W szpitalu niczego się nie dowiedziałam, tyle że ojciec jako tako kontaktuje, bo dostaje silne leki. Ma ciężką depresję i zaburzenia dwubiegunowe, w szpitalu zostanie miesiąc conajmniej. Wróciłam dziś o 22-iej znowu zmęczona i znowu wysłuchałam, że mamą nikt się nie interesuje i nie ma dla niej czasu. A to jeszcze nie koniec - mama kompletnie nie ma pojęcia o tym co należy robić i jak, żeby załatwić i nie mieć kłopotów, więc mam w chu** pracy w biurze, przytłoczenie własnymi problemami, dziecko, które też przeżywa to wszystko mimo iż nie mówiliśmy przy nim nic a on dostał okrojoną wersję, że dziadek jest bardzo chory, odkręcanie problemów w ZUS, US, rachunków, sądów i.in., kontakt z lekarzem i próby uświadomienia mamie, co to jest depresja, bo dla niej jak nie widać i nie boli to nie ma choroby, tylko złośliwość ojca wobec niej i próba wykończenia jej .... potem dojdzie jeszcze zastanowienie się co dalej. Bo ojciec ewidentnie nie moze samodzielnie funkcjonować. Musimy mu znaleźć pracę - taką w 100% zadaniową, bez konieczności zbyt wielu samodzielnych decyzji i kontrolować wizyty lekarskie i terapię, która będzie utrudniona przez mamę i jej podejście ..... A jak mamę zmusić do terapii to nie wiem - a ewidentnie jej wymaga. Tylko, że słyszę od niej "wariata ze mnie nie będziecie robić" .... Tak więc dorobiłam się dodatkowej dwójki dzieci, które są nie do ogarnięcia.
Nie wiem, czy można mnie przetestować bardziej