Przepraszam za offtopica, tak mi jakoś uciekło o Zuzi.
Amalfi, leżenie na podłodze, krzyczenie z bólu, rwanie włosów z głowy niestety niczego nie zmienia
Miałam tylko nadzieję, że się następnego dnia nie obudzę (spałam o dziwo, bo oczy zmęczone płaczem się same zamykały). Widać Bóg ma dla mnie jakieś zadanie na tym świecie, skoro ciągle żyję. Z czasem trzeba się podnieść i iść przed siebie, chociaż zupełnie inaczej już się patrzy na ten świat. Niektórzy mówią że najgorzej stracić dziecko urodzone. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, nie chcę mieć porównania. Myślę, że każda strata jest czyjąś wielką tragedią, nieważne czy już się dziecko widziało czy nie.
Jutro Dzień Dziecka i pewnie wszystkie będziemy miały doła. I pozostanie nam się modlić, żeby za rok kupować zabawki także naszym kruszynkom.
Miłego wieczora kobietki i dobranoc
Amalfi, leżenie na podłodze, krzyczenie z bólu, rwanie włosów z głowy niestety niczego nie zmienia
Jutro Dzień Dziecka i pewnie wszystkie będziemy miały doła. I pozostanie nam się modlić, żeby za rok kupować zabawki także naszym kruszynkom.
Miłego wieczora kobietki i dobranoc