Hey Wystraszona, dziękuję za pamięć. No martwię się tą tarczycą....mam wizytę dopiero 08.10. to jeszcze tak długo
mam właśnie takie myśli, że to rak, że wszystko się skończy, a jeszcze tak naprawdę się nie zaczęło. Że całe moje życie na coś pracowałam, a teraz nawet się tym nie nacieszę
tak mam takie myśli. O zgrozo! zdecydowaliśmy się na ślub w tym roku - wyznaczony termin w USC, a ja zamiast się cieszyć tym, i w ogole być w jakiejś euforii to myślę, czy ja w ogole dożyje tego dnia
Wolałabym żeby był już ten 08.10. żebym miała powtórne USG i jakąś decyzje czy biopsja czy nie, czy mogę się starać czy nie...teraz jestem tak zawieszona. To bardzo nie fajne uczucie
Rozumiem Twoje myśli Wystraszona, ja też miałam tak długo że rano otwierałam oczy i już miałam myśli że coś mnie boli, albo jak nie boli to na pewno zaraz będzie (i najczęściej zaraz albo bolał mnie brzuch, albo serce zaczęło świrować itp.) Był czas że miałam ciągle ucisk w klatce piersiowej - oczywiście już miałam wizję że to zawał, albo coś i zaraz umrę... Oczywiście nic takiego się nie stało, ale te nerwy i stres, i samopoczucie do du... dają w kość. Ciężko sobie z tym poradzić. Ja nigdy nie chodziłam na żadną terapię, ani nie brałam żadnych leków, kiedyś moja neurolog przepisała mi hydroxyzyne, ale jakoś nigdy jej nie wzięłam. Mam problem z braniem "takich" leków, bo zawsze się boję że one mi jeszcze pogorszą niż pomogą, i zamiast się uspokoić to ja jeszcze bardziej się denerwuje - tak więc nie biorę wogole. Ale nie ukrywam, że nie jest proste poradzenie sobie samemu. Teraz miałam taki naprawdę dobry czas, lepszy.....a tu masz, akcja z tarczycą i wszystko sypie się jak domek z kart....