Cześć Dziewczyny!
Wątek żyje - chciałoby się powiedzieć niestety. Choć to dobrze, że można napisać o swoich przeżyciach bez obawy, że ktoś wyśmieje, nie zrozumie, odrzuci itd.
U mnie teoretycznie dwa tygodnie do porodu. Termin mam na 6 lutego. Cieszę się, że to już tuż, tuż, a z drugiej strony, podobnie jak u Was, czas okropnie mi się wlecze. Do 26 grudnia 2016 brałam Mozarin. W sumie na lekach byłam jakieś trzy miesiące (od połowy września). Po miesiącu było super. Lęki minęły, niepokój się zmniejszał. Jedyne, co mi dokuczało to dziwne sny. Fatalnie spałam. Kiedy odstawiłam leki jeszcze przez ponad trzy tygodnie czułam się świetnie. Nic mnie nie łapało. Ale od trzech nocy już czuję, że mam problem ze spaniem, a to nakręca we mnie niepokój i lęki. Staram się nic nie brać, choć hydroksyzyna czeka w pogotowiu. Konsultowałam z moim ginekologiem i mówił, że mogę wziąć tabletkę, jeśli będę się źle czuła. Do porodu jednak już tak niewiele, że chciałabym się jakoś przemęczyć bez leków. Choć, pewnie się ze mną zgodzicie, jak dopada człowieka kryzys, lęki, niepokój, drżenie ciała, łomotanie serca, fale potów itd itp, to jedyna myśl jaka przychodzi do głowy - wziąć coś, żeby się lepiej poczuć. Na pewno krecią robotę robią hormony. Czytałam, że hormony wywołują nieokreślony niepokój. A w naszym przypadku, gdy wiemy co czuje człowiek w nerwicy lękowej, jesteśmy skłonne uwierzyć, że to żadne hormony, tylko coś złego się z nami dzieje. Objawy nerwicowe znamy i są nam bliższe. A z huśtawką hormonalną nie miałyśmy dotąd do czynienia. Tzn ja niby miałam, bo to mój drugi poród, ale wtedy jeszcze nie miałam stanów lękowych. Teraz niestety najmniejsza zmiana w emocjach czy w myślach sprawiają, że zaczynam bać się nawrotu lęków. I najgorsze póki co są u mnie wieczory i noce. Chciałabym już urodzić. Może widok córeczki by mnie jakoś uspokoił i odwrócił uwagę od nerwicy.