Witam przyszłe mamy, jestem tu nowa, chociaż pewnie najstarsza. Mam 41 lat, mam męża i 12-letnia córkę. Teraz jestem w 10 tygodniu wyczekiwanej ciąży. Moja córeczka bardzo chciała mieć rodzeństwo. Od śmierci mojego taty w 2010 roku cierpię na silne zaburzenia depresyjno-nerwicowe. W każdej sytuacji stresowej mam katastroficzne myśli, że będzie najgorzej. Nie umiem myśleć pozytywnie. Przeraża mnie rzeczywistość. Oczywiście obecnie od 3 tygodni ja i moja rodzina przeżywamy koszmar z mojej winy. Mam jakieś przeczucie że urodzę chore dziecko, którym nie będę w stanie się zająć. Dostałam obsesji na tym punkcie. Dreczę męża i siebie. Moja córka wszystko widzi, płacze przeze mnie. Czytam tylko artykuły o chorych dzieciach, fora dla rodziców dzieci niepełnosprawnych strasznie to na mnie działa. Byłam już u psychiatry bo pojawiły się myśli o skończeniu ze sobą albo z ciążą. Chciała mnie skierować do szpitala psychiatrycznego z obawy o moje życie, ale uprosilam ją żeby się wstrzymała. Mój mąż mnie wspiera jak może ale nie wiem ile tak wytrzyma. Jesteśmy u kresu sił. Ja jestem psychicznym wrakiem. Fizycznie czuję się super, psychiką mi się rozpada. Dołączyły mi się ostatnio myśli że moja córeczka dwunastoletnia umrze na raka a mąż zginie w wypadku. Nie mam siły już tego znosić. Jestem wrakiem. Upragniona ciąża doprowadza mnie do koszmaru. Nie wiem co robić że sobą. Ginekolog twierdzi że muszę zacząć brać leki, ale boję się że zaszkodzą dziecku. Najgorzej jest rano. Do tego malucha w brzuchu czuję tylko nienawiść. Wyobrażam sobie że będzie moją życiową udręka, a potem mojej córki. Boże co ja mam że sobą zrobić. Mam nadzieję że nie to najgorsze. Może jest ktoś kto też jest lub był w podobnej sytuacji. Pomóżcie mi