Kochane dziękuję za pamięć i dobre słowo...
Dzisiaj wyszłam ze szpitala... Opinie o szpitalu na Polnej są różne, dlatego nie wiedziałam czego się spodziewać. Po przyjeździe i rejestracji szybko przyjęto mnie na salę, leżała ze mną kobietka po drugim poronieniu. Dodawała mi otuchy. Najpierw zabrano mnie na usg, bardzo się martwiłam, bo nie było jeszcze mojego lekarza prowadzącego. Badanie przeprowadził bardzo chłodny lekarz, nawet nie wiem jak się nazywał. Mówił, co widzi, ale w ogóle nie zwracał się do mnie, tylko do jakiś dwóch studentów, którzy byli przy badaniu. Nie dano mi nawet papieru do wytarcia się i właściwie jak wyjęto mi usg, to nie wiedziałam co ze sobą zrobić... Zdołałam się dowiedzieć, że w opisie badania wpisano, że prawdopodobnie są zmiany zaśniadowe
Kiedy wróciłam na sale pojawił się w końcu mój lekarz, od razu poczułam się spokojniejsza, wytłumaczył mi wszystko i pocieszył trochę. Po jakimś czasie zawołano mnie do sali zabiegowej, gdzie był mój lekarz, i z dziesięciu studentów z profesorem. Najpierw zbadał mnie profesor, i znów potraktowano mnie bardzo instrumentalnie, bo profesor zwracał się jedynie do studentów. Mówił, co wyczuwa. Powiedział m.in. że wielkość macicy jak na 4 miesiąc... Czułam się okropnie, ale bardzo miłe było to, że położna głaskała mnie po kolanie, chyba wyczuwała że jestem na skraju wytrzymałości i bardzo chce mi się płakać. Tak samo mój lekarz, to on zakładał mi tabletkę. Wszystko mi tłumaczył i cały czas do mnie mówił. Dano mi wkładkę i kazano wezwać położną jak zacznę krwawić. Była to godzina 11.
Zaraz później przyszedł jeszcze do mnie mój lekarz. Powiedział, że zabieg zrobią mi w godzinach wieczornych. Około 14 zasnęłam i obudziłam się dopiero jak przyszła moja mama (na sale wpuszczają od 15 do 19). Czułam, że musiałam mocno krwawić i od razu poprosiłam mamę, żeby dała mi wkładkę i poszłam do toalety. Jak się rozebrałam to się wystraszyłam. Przyleciała położna. Nie będę opisywać co się działo dokładnie, ale było to dla mnie straszne. Siedziałam na toalecie i byłam zrozpaczona, ale powstrzymałam się od płaczu. Do łóżka musiałam położyć się z dwiema wkładkami, które na nic się zdały, podłączono mi szybko kroplówkę, ale nie leżałam zbyt długo, bo strasznie krwawiłam i wzięto mnie do sali zabiegowej. Była w niej jakaś Pani doktor, i na szczęście nie było studentów. Wyjęto resztę tabletki i zaraz potem byłam już na sali, gdzie miałam być łyżeczkowana. Zabieg miałam koło 16. Strasznie się trzęsłam przed, ale ta sama Pani doktor ze mną rozmawiała do momentu aż przyszedł anastezjolog. Szybko zasnęłam, przy budzeniu się miałam jakieś dziwne wizje. Jakbym była gdzieś i nie mogła wyjść i bardzo mi się chciało płakać. Jak się obudziłam to wieźli mnie w windzie. Strasznie płakałam, ale nie mogłam wytrzeć łez... Na sali czekali na mnie Mąż i mama. Od razu zaczęli mnie głaskać i tulić, właściwie nie wiedzieli czy płaczę z bólu fizycznego czy psychicznego. Łzy same leciały i nie mogłam ich powstrzymać. Wszystkie emocje tego dnia musiały się skumulować, cały dzień powstrzymywałam się od płaczu... Udawało mi się, bo mówiłam sobie że jestem silna i pogodzona z tym, co mnie czeka. Jak położna przyszła mi dać antybiotyk, to spytała czy nie potrzebuję psychologa. Było bardzo miła, z resztą jak wszystkie położne i pielęgniarki na oddziale, które się mną zajmowały.
Rodzina była przy mnie do 20, pozwolono im siedzieć tak długo, bo leżałam sama na sali. Było ok, czułam się dobrze i już nie krwawiłam tak mocno, nic mnie nie bolało fizycznie... Dostałam jeszcze dwie kroplówki, dlatego że wcześniej tyle krwawiłam. Koło 22 przywieźli na salę dziewczynę, która przyjechała z krwawieniem. Godzinę później zrobiono jej zabieg... Rano wyszłam do domu, dostałam receptę na lek przeciwzapalny i zwolnienie. Nic mnie nie boli, troszkę tylko plamię. Od razu zadzwoniłam do mojego lekarza, czekamy teraz na wyniki, za dwa tygodnie mam wizytę. Wciąż boję się tego zaśniadu, nie chcę na tyle czasu odkładać starań. Ale myślę, że będzie dobrze, musi być.
Ruda, katherinne dziewczyny, mi również bardzo przykro, że się tu spotykamy
Musimy być silne i wierzyć, że w końcu nam się uda!