reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciąża po 40

Tak, ja wiem, ze standardowo zaleca się 0,4 mg kwasu foliowego i tyle jest go w większości suplementów . Z tym, ze mi gin przypisała 5 mg . I teraz nie wiem czy to 5 mg plus to 0,4 z suplementów to już nie przesada
Sorki nie doczytałam że masz zlecone 5 mg. Myślę że to 0,4 nie zrobi większej różnicy tym bardziej że nadmiar podobno jest wydalany z moczem.
 
reklama
Ja nie mam mutacji, ale ze względu na wiek gin zalecił, żebym brała folik cały czas, nie tylko w pierwszym trymestrze, mimo że biorę też prenat al Duo, a w nim też jest kwas foliowy. Teraz gin dodatkowo zalecił mi brać "szelazo" (ze względu na lekką niedokrwistość), a w tym preparacie też jest kwas foliowy, więc folik odstawiłam.
 
Dzięki dziewczyny, czyli będę sobie spokojnie brać ten kwas . Jeszcze tylko kwestia tych metylowanych mnie nurtuje. Choć żyłam w nieświadomości , ze w ogóle jakieś mutacje istnieją, aż do rok temu kiedy weszłam na to forum 😄
 
Dziś nocka z tych gorszych, rano ledwo ciepła wstałam ale jak pocałowałam te smrodki to od razu dostałam wigoru.
Robi rzadko kupkę, była co 3 dni a dziś już będzie 5 i nic, chyba dam wieczorem czopek.
Ilovesummer a jak u was przy kp z kupkami, bo piszą że nawet do 7 dni norma.Zobacz załącznik 1233058
U nas w nadmiarze... Po kilka dziennie. Wczesniej to nawet jak pruknęła to na mokro i przy każdej zmianie pieluszki coś było. Ale potwierdzam- też czytałam że przy kp i jedna na tydzień to norma.
 
Dziewczyny sorki, że poruszę ten temat, ale rozmawiałam z moją przyjaciółką przez telefon (niestety nie mieszka obecnie w Pl) i powiedziała mi żebym się zastanowiła nad kolejną ciążą i jeśli tyle lat się staraliśmy i w końcu się udało, ale poroniłam to ona już by naturalnie nie próbowała tylko przez in vitro. Mam taki mętlik w głowie, że szok.
Po pierwsze nie jestem przeciwko in vitro, po drugie nie wiem czy jestem gotowa na kolejną ciążę.
Fakt jest jeden i tu przyjaciółce muszę przyznać rację, że czas leci i moje lata też. Temat ciężki, potrzeba czasu na spokojne przemyślenia.
Czy Wy dziewczyny po 40ce, po stratach myślałyście o in vitro, jakie jest wasze zdanie na ten temat, jeśli mogę je oczywiście poznać?
 
Skoro z zajściem się udało normalnie to dlaczego i vitro?
Ja nie mam nic przeciwko jeśli tym sposobem ktoś może mieć ukochane dziecko to dlaczego nie?
PS nie zgadzam się w przypadku 60-70 latek bo to jednak przesada albo jak ta Niemka co już miała kilkanascioro ale bardzo lubiła być w ciąży to dawaj i po menopauzie... Jakieś granice powinno być.
 
Ja też uważam, że skoro raz się udało, to czemu drugi raz na się nie udać - zwłaszcza, że jesteś przecież od opieką lekarza - możesz mieć monitoring cyklu, ewentualnie stymulację... Nie pamiętam dokładnie ile masz lat, ale ja bym chyba chociaż przez kilka miesięcy jeszcze popróbowała, a ewentualnie dopiero wtedy rozważyła in vitro.
BTW - niektóre kobiety po poronieniu łatwiej zachodzą w kolejną ciążę - tak było ze mną kiedyś - najpierw coś koło 8 miesięcy starań, potem szybkie poronienie, potem zrobiliśmy 3 miesiące przerwy (byłam bardzo młoda, więc mogłam sobie na to pozwolić) i jak znów zaczęliśmy się starać to udało się w pierwszym cyklu.
 
Dziewczyny sorki, że poruszę ten temat, ale rozmawiałam z moją przyjaciółką przez telefon (niestety nie mieszka obecnie w Pl) i powiedziała mi żebym się zastanowiła nad kolejną ciążą i jeśli tyle lat się staraliśmy i w końcu się udało, ale poroniłam to ona już by naturalnie nie próbowała tylko przez in vitro. Mam taki mętlik w głowie, że szok.
Po pierwsze nie jestem przeciwko in vitro, po drugie nie wiem czy jestem gotowa na kolejną ciążę.
Fakt jest jeden i tu przyjaciółce muszę przyznać rację, że czas leci i moje lata też. Temat ciężki, potrzeba czasu na spokojne przemyślenia.
Czy Wy dziewczyny po 40ce, po stratach myślałyście o in vitro, jakie jest wasze zdanie na ten temat, jeśli mogę je oczywiście poznać?
Ja dwa lata temu, w wieku 39 lat, po blisko 3 latach starania o dziecko, byłam przez lekarza skierowanana in vitro. Zdecydowałam pod koniec maja, ze nie chcę w lipcu zaczynać zastrzyków i tego wszystkiego, tylko we wrześniu. Chciałam odpocząć, byłam wykończona po ostatnich miesiąxach zwłaszcza, gdy miałam ciągle jakieś badania, kłucia, wizyty u różnych specjalistów, itp, itd.
W czerwcu miałam zaplanowany zabieg wycięcia polipów, a w lipcu okazało się, że jestem w ciąży, zaszliśmy spontanicznie jeszcze przed operacją wycięcia polipów, którą miałam pod pełnym znieczuleniem zresztą...
To dziecko straciliśmy. Gdy rozmawialam cztery miesiące później z ordynatorem szpitala, w którym urodziłam to dziecko, powiedział mi, że na szczęście udało nam się zajść w pierwszą ciążę spontanicznie, bo w drugą, jeśli się zdecydujemy, zajdziemy dużo szybciej, tylko innej opieki będziemy potrzebowali potem. Ja myślałam, że to szybciej, to będzie kwestia kilku miesięcy, a my zaszlišmy za pierwszym razem🥰.
Wnioski, ja nie mam nic przeciwko in vitro, sams byłam gotowa się poddać ale dla mnie, jeśli możecie zsjść w ciążę naturalnie, to po co in vitro? Nie wiem, może to daje jakieś większe szanse na szybkie zajście w ciążę....
Moim zdaniem jednak najważniejsza jest głowa i Wasze wspólne chęci na kolejną ciążę i SIŁY, bo ciąża może okazać się trudna, jak to u mnie było, (choć wiem, że są jeszcze trudniejsze ciąże), ale metoda zajścia w ciążę nie jest najistotniejsza. Wy musicie być gotowi🤩❤.
 
reklama
Dziewczyny sorki, że poruszę ten temat, ale rozmawiałam z moją przyjaciółką przez telefon (niestety nie mieszka obecnie w Pl) i powiedziała mi żebym się zastanowiła nad kolejną ciążą i jeśli tyle lat się staraliśmy i w końcu się udało, ale poroniłam to ona już by naturalnie nie próbowała tylko przez in vitro. Mam taki mętlik w głowie, że szok.
Po pierwsze nie jestem przeciwko in vitro, po drugie nie wiem czy jestem gotowa na kolejną ciążę.
Fakt jest jeden i tu przyjaciółce muszę przyznać rację, że czas leci i moje lata też. Temat ciężki, potrzeba czasu na spokojne przemyślenia.
Czy Wy dziewczyny po 40ce, po stratach myślałyście o in vitro, jakie jest wasze zdanie na ten temat, jeśli mogę je oczywiście poznać?
Gdybym miała wybierać to wołałabym "normalnie" począć dzidziusia, bo to o wiele bardziej przyjemne niż in vitro :p
 
Do góry