Dzieki Aga twoja rada pomogła mi chociaz troche rozwiac moje watpliwosci.Ja co do seksu troche poczekam bo sie boje ze bedzie cos nie tak a orgazm dostaje juz od samych pieszczot przez meza bez seksu narazie to mi wystarcza zeby troche zapomniec.Dziekuje i pozdrawiam napewno nastepnym razem wszystko z naszymi dzidziusiami bedzie dobrze.Trzeba miec nadzieje.Pozdrawiam
reklama
slodziutka_e
Fanka BB :)
jooola tak jak napisala Selenka i Aga to jest sprawa indywidualna jak ma się krawienie i plamnienie po zabiegu. Ja przechodziłam przez to 3 razy i za każdym razem było inaczej. Ale plamić możesz nawet do następnej @. Niepokojącym objawem jest nagłe obszerne krwawienie z dróg rodnyc, goraczka która może świadczyc o stanie zapalnym.. lub złym wyczyszczeniu.
Musisz siebie obserwować i gdy będzie CIę coś niepokoić.. pytać się nas tutaj może będziemy umieć Ci pomóc a jak nie to kontaktować się z ginkiem.
Musisz siebie obserwować i gdy będzie CIę coś niepokoić.. pytać się nas tutaj może będziemy umieć Ci pomóc a jak nie to kontaktować się z ginkiem.
Nie bój sie zabiegu wczoraj wyszlam ze szpitala tez sie balam BARDZO. Zabieg trwal 40 minut wieczorem przed zabiegiem dostalam tabletke ktora wywoluje krwawienie bo mnie nic sie nie dzialo tym bardziej nie moglam uwierzyc ze malenstwo nie zyje. rano wzieli mnie na sale nic nie czólam-usypiaja a po poludniu wypuscili mnie do domu czuje sie jak w czasie okresu. Wiem jak Cie to boli bo ja tez prubuje juz dlugo a tym razem bylam pewna ze NAPRAWDE sie uda niestety nie udalo sie trzymam kciuki pozdrawiam Miqu
alisa79
Wierzę, że będę Mamą :)
- Dołączył(a)
- 3 Styczeń 2009
- Postów
- 851
Z bólem serca opuszczam Listopadówki i dołączam do smutnego wątku... Wiem, ze tu znajdę wsparcie, bo też to przeżyłyście. Wczoraj doznałam szoku - straciłam nasze pierwsze upragnione dziecko. Byłam już w 12 tc. liczyłam dni do końca tego feralnego pierwszego trymestru, no i na 3 dni przed kolejnym badaniem usg dostałam plamienia. Z usg wynika, że ciąża stanęła na 7, 5 tygodniu. Cały miesiąc łudziłam się, że jest ok i czekałam cierpliwie na rutynowe badanie. Jutro stawiam się do szpitala na zabieg czyszczenia macicy. Dziś już krwawię (na razie niezbyt mocno) i czuję się jakbym miała miesiączkę... Chce mi się wyć z bólu, że mnie to spotkało... Mam 30 lat, podjęliśmy stanowczą decyzję, że pragniemy dziecka. Staraliśmy się 5 miesięcy, ostatnie dwa miesiące starań już się miotałam, że starania nie przynoszą efektu... Ale się udało, nawet bez jakiejkolwiek farmakologicznej interwencji!!! Byliśmy tacy szczęśliwi. Moje 30te urodziny świętowałam już ze świadomością, że będę mamą! Ciążę znosiłam nad podziw dobrze. Żadnych mdlości, zero wymiotów, czasem pobolewanie brzucha (normalny objaw powiększającej się macicy)
Strasznie mi teraz zle. Muszę przestawić moją psychikę na inne tory - już czułam się matką, już tak bardzo kochałam nasze dziecko.... Teraz nie potrafię jeszcze optymistycznie myśleć o dalszych staraniach, te cztery miesiące regeneracji zdają mi się być wiekami... Żal serce mi ściska jak patrzę na męża i moją mamę... żal mi samej siebie...
Boję się jutrzejszego zabiegu. Już trochę czytałam, że bólu fizycznego nie powinnam odczuwać, ale boję się całej tej sytuacji. Nagle wszystko, co budowałam mi runęło. Chciałam po szczęsliwym drugim usg calemu światu ogłosić, jak jestem szczęśliwa... Będę musiala jeszcze poczekać... Dziękuję Wam, że mogłam się wyżalić, wiem, że mnie zrozumiecie............
Strasznie mi teraz zle. Muszę przestawić moją psychikę na inne tory - już czułam się matką, już tak bardzo kochałam nasze dziecko.... Teraz nie potrafię jeszcze optymistycznie myśleć o dalszych staraniach, te cztery miesiące regeneracji zdają mi się być wiekami... Żal serce mi ściska jak patrzę na męża i moją mamę... żal mi samej siebie...
Boję się jutrzejszego zabiegu. Już trochę czytałam, że bólu fizycznego nie powinnam odczuwać, ale boję się całej tej sytuacji. Nagle wszystko, co budowałam mi runęło. Chciałam po szczęsliwym drugim usg calemu światu ogłosić, jak jestem szczęśliwa... Będę musiala jeszcze poczekać... Dziękuję Wam, że mogłam się wyżalić, wiem, że mnie zrozumiecie............
Z bólem serca opuszczam Listopadówki i dołączam do smutnego wątku... Wiem, ze tu znajdę wsparcie, bo też to przeżyłyście. Wczoraj doznałam szoku - straciłam nasze pierwsze upragnione dziecko. Byłam już w 12 tc. liczyłam dni do końca tego feralnego pierwszego trymestru, no i na 3 dni przed kolejnym badaniem usg dostałam plamienia. Z usg wynika, że ciąża stanęła na 7, 5 tygodniu. Cały miesiąc łudziłam się, że jest ok i czekałam cierpliwie na rutynowe badanie. Jutro stawiam się do szpitala na zabieg czyszczenia macicy. Dziś już krwawię (na razie niezbyt mocno) i czuję się jakbym miała miesiączkę... Chce mi się wyć z bólu, że mnie to spotkało... Mam 30 lat, podjęliśmy stanowczą decyzję, że pragniemy dziecka. Staraliśmy się 5 miesięcy, ostatnie dwa miesiące starań już się miotałam, że starania nie przynoszą efektu... Ale się udało, nawet bez jakiejkolwiek farmakologicznej interwencji!!! Byliśmy tacy szczęśliwi. Moje 30te urodziny świętowałam już ze świadomością, że będę mamą! Ciążę znosiłam nad podziw dobrze. Żadnych mdlości, zero wymiotów, czasem pobolewanie brzucha (normalny objaw powiększającej się macicy)
Strasznie mi teraz zle. Muszę przestawić moją psychikę na inne tory - już czułam się matką, już tak bardzo kochałam nasze dziecko.... Teraz nie potrafię jeszcze optymistycznie myśleć o dalszych staraniach, te cztery miesiące regeneracji zdają mi się być wiekami... Żal serce mi ściska jak patrzę na męża i moją mamę... żal mi samej siebie...
Boję się jutrzejszego zabiegu. Już trochę czytałam, że bólu fizycznego nie powinnam odczuwać, ale boję się całej tej sytuacji. Nagle wszystko, co budowałam mi runęło. Chciałam po szczęsliwym drugim usg calemu światu ogłosić, jak jestem szczęśliwa... Będę musiala jeszcze poczekać... Dziękuję Wam, że mogłam się wyżalić, wiem, że mnie zrozumiecie............
Dla twojego aniolka zapalam swiatelko
[*]
Teraz jest taki czas w Twoim serduszku ze potrzebujesz rozmowy nie koniecznie zrozumienia od otoczenia ( bo ten kto tego nie przezyl!!! nie zrozumie) My aniolkowe mamy rozumiemy i laczymy sie z Toba w bolu...nie bede Ci pisac ze za jakis czas zapomnisz...bo tak nigdy nie bedzie ...ale Ty nauczysz sie z tym zyc !!! Daj sobie czas na lzy nie wstydz sie plakac bo to jest jak najbardziej normalne ...a z czasem zapragniesz tak jak My wszystkie powalczyc o kolejny maly cud ....Jak bedziesz miala ochote to zapraszam na watek ciaza po poronieniu ...jestesmy tam wszystkie i pomagamy sobie wirtualnie ...przytulam
alisa79
Wierzę, że będę Mamą :)
- Dołączył(a)
- 3 Styczeń 2009
- Postów
- 851
Dla twojego aniolka zapalam swiatelko
[*]
Teraz jest taki czas w Twoim serduszku ze potrzebujesz rozmowy nie koniecznie zrozumienia od otoczenia ( bo ten kto tego nie przezyl!!! nie zrozumie) My aniolkowe mamy rozumiemy i laczymy sie z Toba w bolu...nie bede Ci pisac ze za jakis czas zapomnisz...bo tak nigdy nie bedzie ...ale Ty nauczysz sie z tym zyc !!! Daj sobie czas na lzy nie wstydz sie plakac bo to jest jak najbardziej normalne ...a z czasem zapragniesz tak jak My wszystkie powalczyc o kolejny maly cud ....Jak bedziesz miala ochote to zapraszam na watek ciaza po poronieniu ...jestesmy tam wszystkie i pomagamy sobie wirtualnie ...przytulam
Dziękuję Ci bardzo za te słowa... Na pewno nie poddam się i będę walczyć o szczęśliwą ciążę... Muszę nauczyć się pozytywnie myśleć i pokonać strach. Będziemy się wspierać!Dziękuje..
- Dołączył(a)
- 4 Maj 2009
- Postów
- 1
Witam Was kochane. Długo zastanawiałam się czy opowiedzieć Wam moją historię, ale jeśli choć jedna z Was uwierzy po jej przeczytaniu, że wszystko jest możliwe to warto ją napisać. W zeszłym roku w styczniu z moim chłopakiem odkryliśmy ze po 10 miesiącach starań o maleństwo jestem w ciąży. Jestem osobą niepełnosprawną ale czułam się świetnie, chodziłam do pracy itd. W 10 tyg poszliśmy na rutynową kontrolę i okazało się ze lekarz nie widzi akcji serca. Dramat, szok, szpital, zabieg. Wtedy też zobaczyłam jak bardzo przeżywał to mój chłopak. Płakaliśmy obydwoje. Po głowie krązyły mi tysiące myśli powiedziałam mu żeby znalazł sobie inną - pełnosprawną, ładniejszą, mądrzejszą i taką która urodzi mu dziecko. ale on BYŁ cały czas tulił, pocieszał, znosił moje fochy i żale. Zabieg przesłam 11 marca 2008 r. 9 kwietnia czyli wcześniej niz zalecane zbliżyliśmy się do siebie fizyczne a ja miałam wyrzuty sumienia że dopiero co straciłam dziecko a oddaję się przyjemnościom. 11 maja zrobiłam test bo miałam jakies dziwne zawroty i okazało się ze jestem w ciązy. Poszlismy do tego samego lekarza co wcześniej i potwierdził mniej wiecej 3 tydzień ciąży. Tym razem od razu wypisał mi zwolnienie a ja znowu czułam się świetnie do...5 tyg ciąży kiedy to po raz pierwszy zaczęłam krwawic. Po konsultacji telefonicznej z moim lekarzem udałam się do najbliższego nam szitala a tam potraktowali nas tak ze szkoda słów. Nikt się nie spieszył a jak już lekarz przyszedł to rozmawiał ze mną mniej wiecej w taki sposób: albo zarodek jest albo go nie ma bo nie widze, albo pani roni albo nie ja bym na Pani miejscu luteine brał inaczej ale nie bede sie wtrącał w diagnoze lekarza prowadzącego i ...odesłał nas do domu. Mój lekarz przez tel powiedział ze mam leżec a jedyne chodzenie to tylko do toalety za potrzebą więc tak przez kolejnych 7 tyg mój chłopak prał, sprzątał, gotował, robił zakupy mył mi włosy na wersalce bo kazdy mój ruch powodował klejne krwawienia a ja gładziłam mój brzuch i przez łzy opowiadałam naszemu dziecku, ze jest wyczekanym kochanym naszym skarbem. W sierpniu poczułam pierwszy raz jego ruchy bo od samego początku mówiłam ze to chłopiec i sprawdziło się. 10 stycznia 2009 r. o 4.40 przez cc w 39 tygurodziłam Krzysia który jest zdrowy, właśnie się obudził i domaga się butli więc kończę moją opowieść.
Ps. Od Lutego mój chłopak jest moim narzeczonym a 29 maja 2010 bierzemy ślub.
Ps. Od Lutego mój chłopak jest moim narzeczonym a 29 maja 2010 bierzemy ślub.
madziulanatasza
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 19 Styczeń 2009
- Postów
- 2 385
Mamo Krzysia to bardzo piękna historia ,życzę ci wszystkiego najlepszego ,gratuluję synka ,cierpliwości ,wytrwałości i wspaniałego narzeczonegoWitam Was kochane. Długo zastanawiałam się czy opowiedzieć Wam moją historię, ale jeśli choć jedna z Was uwierzy po jej przeczytaniu, że wszystko jest możliwe to warto ją napisać. W zeszłym roku w styczniu z moim chłopakiem odkryliśmy ze po 10 miesiącach starań o maleństwo jestem w ciąży. Jestem osobą niepełnosprawną ale czułam się świetnie, chodziłam do pracy itd. W 10 tyg poszliśmy na rutynową kontrolę i okazało się ze lekarz nie widzi akcji serca. Dramat, szok, szpital, zabieg. Wtedy też zobaczyłam jak bardzo przeżywał to mój chłopak. Płakaliśmy obydwoje. Po głowie krązyły mi tysiące myśli powiedziałam mu żeby znalazł sobie inną - pełnosprawną, ładniejszą, mądrzejszą i taką która urodzi mu dziecko. ale on BYŁ cały czas tulił, pocieszał, znosił moje fochy i żale. Zabieg przesłam 11 marca 2008 r. 9 kwietnia czyli wcześniej niz zalecane zbliżyliśmy się do siebie fizyczne a ja miałam wyrzuty sumienia że dopiero co straciłam dziecko a oddaję się przyjemnościom. 11 maja zrobiłam test bo miałam jakies dziwne zawroty i okazało się ze jestem w ciązy. Poszlismy do tego samego lekarza co wcześniej i potwierdził mniej wiecej 3 tydzień ciąży. Tym razem od razu wypisał mi zwolnienie a ja znowu czułam się świetnie do...5 tyg ciąży kiedy to po raz pierwszy zaczęłam krwawic. Po konsultacji telefonicznej z moim lekarzem udałam się do najbliższego nam szitala a tam potraktowali nas tak ze szkoda słów. Nikt się nie spieszył a jak już lekarz przyszedł to rozmawiał ze mną mniej wiecej w taki sposób: albo zarodek jest albo go nie ma bo nie widze, albo pani roni albo nie ja bym na Pani miejscu luteine brał inaczej ale nie bede sie wtrącał w diagnoze lekarza prowadzącego i ...odesłał nas do domu. Mój lekarz przez tel powiedział ze mam leżec a jedyne chodzenie to tylko do toalety za potrzebą więc tak przez kolejnych 7 tyg mój chłopak prał, sprzątał, gotował, robił zakupy mył mi włosy na wersalce bo kazdy mój ruch powodował klejne krwawienia a ja gładziłam mój brzuch i przez łzy opowiadałam naszemu dziecku, ze jest wyczekanym kochanym naszym skarbem. W sierpniu poczułam pierwszy raz jego ruchy bo od samego początku mówiłam ze to chłopiec i sprawdziło się. 10 stycznia 2009 r. o 4.40 przez cc w 39 tygurodziłam Krzysia który jest zdrowy, właśnie się obudził i domaga się butli więc kończę moją opowieść.
Ps. Od Lutego mój chłopak jest moim narzeczonym a 29 maja 2010 bierzemy ślub.
slodziutka_e
Fanka BB :)
mama_Krzysia - gratuluję dzieciątka i narzeczonego! Buziale dla Was. I duużo pogody w sercu.
reklama
Dziewczyny, wszystkie piszecie, że miałyście podane znieczulenie ogólne przy łyżeczkowaniu i tak się teraz zastanawiam, dlaczego ja go nie dostałam?
Ja straciłam moje pierwsze dzieciątko w 2005r. Poszłam do lekarza zaraz jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży, to był jakiś 6-7 tydzień. Powiedziałam, że mam niedoczynność tarczycy, na co on " i mimo to udało się pani zajść w ciążę?", potem spytał jak się czuję, powiedziałam, że dobrze, bo rzeczywiście tak było i oświadczył, że 7 tydzień to jeszcze za wcześnie, żeby on mógł potwierdzić ciążę i kazał mi przyjść za dwa tygodnie. Po tej wizycie w 9 tygodniu, na której już odbyło się normalne badanie, powiedział, że wszystko jest ok. i jak to stwierdził "ładnie rośnie". No, tych słów to nie zapomnę już chyba nigdy, niestety . Następna wizyta miała być po 4 tyg. Niestety zaczęłam się źle czuć, ale myślałam, że to w ciąży normalne, nie chciałam wyjść na histeryczkę. Na początku 11 tygodnia pojawiła się maleńka, jasnoróżowa plamka. Nie myśląc wiele z mężem pojechałam na pogotowie. Nie będę tu pisać jak zostałam tam potraktowana :-(. W każdym razie lekarz na pogotowiu nie stwierdził nic niepokojącego i dał mi mocno do zrozumienia, że jestem idiotką, która nie ma pojęcia jak wygląda krew. Następnego dnia znalazłam prywatnego gina. Ten lekarz od razu powiedział, że coś jest nie tak, bo wielkość macicy nie odpowiada wiekowi ciąży. Skierował mnie do szpitala, gdzie dowiedziałam się, że moje maleństwo odeszło od nas około 5-6 tygodnia ciąży. Dlaczego? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem:-(. Szkoda tylko, że lekarz tego nie zauważył i pozwolił mi żyć nadzieją, narażając przy tym moje zdrowie i życie.
W szpitalu dostałam tabletkę na wywołanie krwawienia, potem zawieźli mnie na zabieg. Niestety to był koszmar jakiego w życiu nie zapomnę. Dostałam głupiego Jaśka i podobno znieczulenie miejscowe, czułam wszystko, odskakiwałam przy każdym dotknięciu, potworność. Jeden plus tego wszystkiego to to, że lekarz wykonujący zabieg nie był partaczem, wszystko trwało nie dłużej niż 10 minut. Po zabiegu nie czułam już żadnego bólu, tylko ten w sercu:-(.
Później gdzieś czytałam wypowiedź jakiejś dziewczyny, która miała wykonywane łyżeczkowanie również w tym szpitalu i także mówiła, że było bardzo bolesne.
Być może to przez to, że szpital nie miał pieniędzy. Po tym zabiegu mój mąż musiał sam pójść do apteki i wykupić mi luteinę bo w szpitalu nie mieli. Tak samo kobieta, która leżała obok mnie, musiała sobie sama wykupić znieczulenie do operacji
Ból fizyczny mija dość szybko, jednak najtrudniej jest żyć po. Patrzeć na dzieci na podwórkach, na śliczne brzuszki przyszłych szczęśliwych mamuś i ciągle myśląc - dlaczego? Ja zawsze zapalam malutki znicz na grobie mojego taty i proszę go, aby opiekował się, tam w niebie, tą malęńką duszyczką. Nie wiem jakiej płci było dziecko, ale tak w sercu zawsze myślałam, że to chłopczyk i dałam mu na imię Pawełek, tak tylko dla siebie, to trochę pomaga.
Dwa lata po stracie maluszka urodził się mój drugi synek, Mateuszek. Jest zdrowym, radosym łobuziakiem i bardzo, bardzo kochanym.
Dla wszystkich Aniołeczków
[*]
[*]
[*].
Kochane trzymajcie się i... nie traćcie NADZIEJI
Ja straciłam moje pierwsze dzieciątko w 2005r. Poszłam do lekarza zaraz jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży, to był jakiś 6-7 tydzień. Powiedziałam, że mam niedoczynność tarczycy, na co on " i mimo to udało się pani zajść w ciążę?", potem spytał jak się czuję, powiedziałam, że dobrze, bo rzeczywiście tak było i oświadczył, że 7 tydzień to jeszcze za wcześnie, żeby on mógł potwierdzić ciążę i kazał mi przyjść za dwa tygodnie. Po tej wizycie w 9 tygodniu, na której już odbyło się normalne badanie, powiedział, że wszystko jest ok. i jak to stwierdził "ładnie rośnie". No, tych słów to nie zapomnę już chyba nigdy, niestety . Następna wizyta miała być po 4 tyg. Niestety zaczęłam się źle czuć, ale myślałam, że to w ciąży normalne, nie chciałam wyjść na histeryczkę. Na początku 11 tygodnia pojawiła się maleńka, jasnoróżowa plamka. Nie myśląc wiele z mężem pojechałam na pogotowie. Nie będę tu pisać jak zostałam tam potraktowana :-(. W każdym razie lekarz na pogotowiu nie stwierdził nic niepokojącego i dał mi mocno do zrozumienia, że jestem idiotką, która nie ma pojęcia jak wygląda krew. Następnego dnia znalazłam prywatnego gina. Ten lekarz od razu powiedział, że coś jest nie tak, bo wielkość macicy nie odpowiada wiekowi ciąży. Skierował mnie do szpitala, gdzie dowiedziałam się, że moje maleństwo odeszło od nas około 5-6 tygodnia ciąży. Dlaczego? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem:-(. Szkoda tylko, że lekarz tego nie zauważył i pozwolił mi żyć nadzieją, narażając przy tym moje zdrowie i życie.
W szpitalu dostałam tabletkę na wywołanie krwawienia, potem zawieźli mnie na zabieg. Niestety to był koszmar jakiego w życiu nie zapomnę. Dostałam głupiego Jaśka i podobno znieczulenie miejscowe, czułam wszystko, odskakiwałam przy każdym dotknięciu, potworność. Jeden plus tego wszystkiego to to, że lekarz wykonujący zabieg nie był partaczem, wszystko trwało nie dłużej niż 10 minut. Po zabiegu nie czułam już żadnego bólu, tylko ten w sercu:-(.
Później gdzieś czytałam wypowiedź jakiejś dziewczyny, która miała wykonywane łyżeczkowanie również w tym szpitalu i także mówiła, że było bardzo bolesne.
Być może to przez to, że szpital nie miał pieniędzy. Po tym zabiegu mój mąż musiał sam pójść do apteki i wykupić mi luteinę bo w szpitalu nie mieli. Tak samo kobieta, która leżała obok mnie, musiała sobie sama wykupić znieczulenie do operacji
Ból fizyczny mija dość szybko, jednak najtrudniej jest żyć po. Patrzeć na dzieci na podwórkach, na śliczne brzuszki przyszłych szczęśliwych mamuś i ciągle myśląc - dlaczego? Ja zawsze zapalam malutki znicz na grobie mojego taty i proszę go, aby opiekował się, tam w niebie, tą malęńką duszyczką. Nie wiem jakiej płci było dziecko, ale tak w sercu zawsze myślałam, że to chłopczyk i dałam mu na imię Pawełek, tak tylko dla siebie, to trochę pomaga.
Dwa lata po stracie maluszka urodził się mój drugi synek, Mateuszek. Jest zdrowym, radosym łobuziakiem i bardzo, bardzo kochanym.
Dla wszystkich Aniołeczków
[*]
[*]
[*].
Kochane trzymajcie się i... nie traćcie NADZIEJI
Podobne tematy
Podziel się: