Hmmm... Chciałabym Ci jakoś przekazać pozytywną energię. Hormony? Możliwe. Ja też nie zawsze czułam się na swoim miejscu będąc w ciąży i miałam z tego powodu potworne wyrzuty sumienia (bo przecież to taka wielka radość, że powstaje nowe życie) Myślałam, że nie poradzę, nie podołam i nie nadaję się do tego. I żal mi było tej małej co się we mnie lęgnie ;-) bo przecież ona miłości potrzebuje!! I nie wiem co takiego nastąpiło, że nagle zniknęły czarne chmury... Powiem Ci, że dla mnie chyba ruchy dziecka są taką rozbrajającą rzeczą. Wierci się to to, smera nóżkami czy rączkami, próbuje znaleźć sobie też miejsce w tym świecie. Fakt, że mąż jest dla mnie dużym wsparciem... a Ty mówisz o kłopotach z mężem... Nie wiem i nie wnikam jakiego rodzaju to kłopoty. Mogę Ci tylko powiedzieć, że ja w pewnym okresie ciąży potrafiłam burzę w szklance wody wywołać i wydawało mi się że mąż mnie kompletnie nie rozumie, wręcz zadawałam sobie momentami pytanie "co się z nami dzieje?".
Teraz z perspektywy czasu widzę na jakie huśtawki emocjonalne to ja go narażałam, że odbierałam to wszystko bardzo subiektywnie i nie potrafiłam nabrać do siebie samej dystansu. A on już pewnie też miał dość i może też nie do końca mnie rozumiał a sam też pewnie miał wewnętrzne dylematy czy podoła roli ojca...
Nie będę Cię zapewniać, że będzie dobrze, ale tego Ci życzę z całego serca! Może przyjdzie taki dzień, że spojrzysz na to z innej perspektywy i pokochasz tego małego bezbronnego szkraba :-)