Dziewczyny mam problem, nie mam do kogo się z nim zwrócić dlatego piszę tutaj. Na pewno wiele z Was mnie potępi, napiszę że jestem głupia itd... wiem o tym, ale nie mogę sobie z tym poradzić, dobra zacznę od początku...
Mam 28 lat i ze swoim partnerem jesteśmy razem już kilka lat, nie jesteśmy małżeństwem ale mieszkamy za granicą w kraju tolerancyjnym gdzie się zarejestrowaliśmy jako a'la związek partnerski. Często rozmawialiśmy o tym, że chcemy mieć dzieci, dwójkę co najmniej a może nawet trójkę. Tabletek antykoncepcyjnych nie biorę już od dobrego roku żeby cykl mi się wyregulował przed zajściem w ciąże, od 2 miesięcy łykam kwas foliowy...
Ponad miesiąc temu jak się kochaliśmy, mówię stop bo mam okres płodny, na to mój Partner a może zrobimy sobie wreszcie dzidziusia, powiedziałam ok w sumie nie mamy powodu czekać.
Ale już tuż po było coś nie tak, poszłam do łazienki wzięłam prysznic i płakałam, prosząc boga (choć jestem ateistką) o to żebym nie zaszła w ciąże! Na okres czekałam jak na zbawienie, powtarzając sobie, że to niemożliwe że będę w ciąży przecież mało która kobieta zachodzi za pierwszym razem, koleżanki opowiadały, że starały się rok a nawet dwa nim zaszły.
Cieszyłam się kiedy zaczął mnie pobolewać brzuch bo miałam nadzieję, że zbliża się okres, jednak on nie przyszedł, więc zrobiłam pierwszy test, był niby negatywny, jednak moja radość nie trwała długo gdyż jak go wyrzucałam do kosza zauważyłam bardzo ale to bardzo jasną drugą kreskę, oczywiście przeszukałam internet i niestety prawdopodobnie jestem w ciąży pomyślałam...
Minęło 3 dni zrobiłam kolejny test i tu zobaczyłam już wyraźną drugą kreskę, załamałam się
Mój partner jak mu powiedziałam ucieszył się, wręcz szalał z radości chciał jeszcze tego samego dnia powiedzieć wszystkim, że będzie tatą a ja zamykałam się w łazience i płakałam uderzając się w brzuch powtarzałam, nie chce Cię odejdź, zniknij!
Dziś jestem w 7tc i dalej nie potrafię sobie z tym poradzić, nawet teraz jak to piszę to łzy mi lecą po policzku, nie wiem czemu tak bardzo nie chcę tego dziecka, nie potrafię siebie zrozumieć, przecież jestem w wieku odpowiednim, mam kochającego Partnera mamy dobre prace niby wszystko jest ok ale ja nie che tego dziecka, boje się że ono będzie cierpiało, że nigdy go nie pokocham
Czytałam w internecie o kobietach, które nie mogą zajść w ciąże o tym jak walczą o dzieci, często ciąże ich kończą się poronieniem ale one dalej walczą, współczuje im i pytam losu dlaczego tak jest, ze one chcą a nie dostają a ja nie chciałam a dostałam?
Dziewczyny nie wiem co mam zrobić, rozważałam nawet aborcję ale mój Partner nigdy by mi tego nie wybaczył a zresztą nie wiem czy za jakiś czas sama bym sobie to wybaczyła
Co mam zrobić?
Mam 28 lat i ze swoim partnerem jesteśmy razem już kilka lat, nie jesteśmy małżeństwem ale mieszkamy za granicą w kraju tolerancyjnym gdzie się zarejestrowaliśmy jako a'la związek partnerski. Często rozmawialiśmy o tym, że chcemy mieć dzieci, dwójkę co najmniej a może nawet trójkę. Tabletek antykoncepcyjnych nie biorę już od dobrego roku żeby cykl mi się wyregulował przed zajściem w ciąże, od 2 miesięcy łykam kwas foliowy...
Ponad miesiąc temu jak się kochaliśmy, mówię stop bo mam okres płodny, na to mój Partner a może zrobimy sobie wreszcie dzidziusia, powiedziałam ok w sumie nie mamy powodu czekać.
Ale już tuż po było coś nie tak, poszłam do łazienki wzięłam prysznic i płakałam, prosząc boga (choć jestem ateistką) o to żebym nie zaszła w ciąże! Na okres czekałam jak na zbawienie, powtarzając sobie, że to niemożliwe że będę w ciąży przecież mało która kobieta zachodzi za pierwszym razem, koleżanki opowiadały, że starały się rok a nawet dwa nim zaszły.
Cieszyłam się kiedy zaczął mnie pobolewać brzuch bo miałam nadzieję, że zbliża się okres, jednak on nie przyszedł, więc zrobiłam pierwszy test, był niby negatywny, jednak moja radość nie trwała długo gdyż jak go wyrzucałam do kosza zauważyłam bardzo ale to bardzo jasną drugą kreskę, oczywiście przeszukałam internet i niestety prawdopodobnie jestem w ciąży pomyślałam...
Minęło 3 dni zrobiłam kolejny test i tu zobaczyłam już wyraźną drugą kreskę, załamałam się
Mój partner jak mu powiedziałam ucieszył się, wręcz szalał z radości chciał jeszcze tego samego dnia powiedzieć wszystkim, że będzie tatą a ja zamykałam się w łazience i płakałam uderzając się w brzuch powtarzałam, nie chce Cię odejdź, zniknij!
Dziś jestem w 7tc i dalej nie potrafię sobie z tym poradzić, nawet teraz jak to piszę to łzy mi lecą po policzku, nie wiem czemu tak bardzo nie chcę tego dziecka, nie potrafię siebie zrozumieć, przecież jestem w wieku odpowiednim, mam kochającego Partnera mamy dobre prace niby wszystko jest ok ale ja nie che tego dziecka, boje się że ono będzie cierpiało, że nigdy go nie pokocham
Czytałam w internecie o kobietach, które nie mogą zajść w ciąże o tym jak walczą o dzieci, często ciąże ich kończą się poronieniem ale one dalej walczą, współczuje im i pytam losu dlaczego tak jest, ze one chcą a nie dostają a ja nie chciałam a dostałam?
Dziewczyny nie wiem co mam zrobić, rozważałam nawet aborcję ale mój Partner nigdy by mi tego nie wybaczył a zresztą nie wiem czy za jakiś czas sama bym sobie to wybaczyła
Co mam zrobić?