Samo CC spoko, oczywiście stres był, ale zupełnie niepotrzebnie. Najbardziej bałam się tego szarpania, o którym wszyscy mowią - było ale znośne. Ja sam poród będę z uśmiechem na ustach wspominać, bo miałam przystawione dzieci zaraz po (na chwilkę ale jednak) i mąż mógł kangurować a napiękniejsze było jak otworzyli drzwi między salą operacyjną a tą gdzie był mąż z dziećmi na rękach i mogliśmy chwilę się widzieć (do tej pory mam łzy w oczach jak sobie przypomnę ich widok...). Najgorzej ze wszystkiego w szpitalu wspominam morfinę, bo dzień po w połączeniu z lecącymi hormonami, spowodowała iż mnie lekkie załamanie, czyt. niepohamowany wybuch płaczu a właściwie histerię.
Później słabe były ok 2 tyg., bo dość mocno ciągnął mnie ten brzuch - najgorzej przy wstawaniu z łóżka, tutaj mąż musiał pomagać. Dalej to już z każdym dniem lepiej, niemniej dopiero jakoś tydzień temu ustało mi krwawienie (nieduże ale ciągle było) a dzisiaj mija dokładnie 8 tyg. od porodu. Bliznę czuję ciągle ale to takie bardziej lekkie poszczypywanie. No chyba, że jakaś mała stópka zasadzi mi w nią kopa przy odbijaniu albo przewijaniu...