hej dziewczyny
ja juz dwa tygodnie jestem po cesarce... 13 pazdziernika po 13:20 urodziły się moje Córeczki . Marcelinka waga 900 g 34 cm i Michasia waga 1190 g i 40 cm urodzone w 28+2 tygodniu, Niestety Marcelka odrazu została zaintubowana , Michasia odychała sama.
14 pazdziernika o 3:30 Marcelinka zmarła, po dwukrotnym podaniu leków na rozwoj płucek nie zadziałały (płucka nie rozwineły się z powodu małej ilości wód płodowych) Jak sie okazało na USG bylo widać iz jest troszke wód jednak przy cieciu okazało sie iż prawie ich nie było. dodatkow Pani doktor stwierdziła iż Marcelinka miała jakoś wade ponieważ wygladało to tak jakby tlen wtłaczany do płucek gdzie sie "gubił po drodze". Z godziny na godzine potrzeba było coraz wiecej tlenu .. zaczeła od 60 % a pozniej juz brakowało skali
Mała dostała kupe leków jednak nie pomogły... ogólnie Mała nie dostawała w ciązy wszystkich składników odzywczych w krwi, moznaby powiedzieć ze nie równo sie dzieliły na dziewczyny...
Tak chciał Bog i natura chcieli i trzeba się z tym pogodzić. Nie robiliśmy sekcji o stwierdziliśmy ze to nic nie da a ona była taka malutka. Bardzo ciezko jest jednak musze żyć dalej dla Aleksandra i Michasi która teraz bardzo potrzebuje mnie. Tydzien po cieciu udało sie juz załatwic formalności i nasz Córeczka została pochowana dzieki czemu czuje ze zamknełam jedne rozdział. Nigdy nie zapomne o niej i nikomu w domu nie dam i dzięki Michasi tez to sie średnio będzie udawała gdyz były jednojajowe i juz po urodzeniu były bardzo podobne do siebie....
Michasia wyladowała w inkubatorze i została podłaczona na nCAPA i dostaje tylko zwykłe powietrze... dostawała pokarm dożylnie po dobie także 1 ml mojego mleka w tej chwili jej juz 35 ml mojego mleka i od paru dni już nie dostaje nic dozylnie... ogolnie jest stabilna jedynie saturacja jej sie "psuje" po podaniu pokarmu przez sąde .... Lekarze mówią ze jest dobrze na tą chwile ... narazie czekamy....
W szpitalu rozmawiałam z psychologiem jednak w piatek byłam w takim szoku iz nawet leków przeciwbólowych nie brałam i prawie bez łez i wielkiego poruszenia .... zaś w sobote już łzy co chwile , wyrzucanie sobie ze to moja wina itp
naprawde jest cieżko, staram sie zachowywac naturalnie, smutek i zał mam w sercu, na twarzy staram sie miec usmiech aby dzieci nie wyczuły ze sie cos dzieje. Jak nikt nie widzi nie raz płacze.
Dziekuje wszystkim za wsparcie w czasie ciązy i każde mile słowo.