reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Ciąża bliźniacza

Marcikuk - kochana trzymaj się !!! wybaczam, że się wepchałaś, zrobią CI test wód i może przytrzymają jeszcze chwilkę. Trzymam kciuki za dzielną mamusię. To jednak Filip się obrócił główką do wyjścia i zaczęło się porządne rozpychanie widzisz. Dobrze będzie! Moja koleżanka urodziła w 34 tc i po 5 dniach byli w domku!!! :-)

Tunczyki - ładna, ładna data masz rację:-) Najbardziej się bałam żeby ominąć 1 i 2 listopada:-) Kochana to Ty też już na wylocie niemalże! :szok:


Dziewczynki jadę zaraz na zapis ktg trzymajcie kicuki żebym wróciła dzisiaj do domku:-)


 
reklama
AAAAAAAAAAAAA dziewczyny,co tu się dzieje:szok:

Marcikuk- niezłą niespodziankę nam zrobiłaś, trzymaj się kochana, życzę Ci udanego porodu,nie martw się to już 35 tydzień i chłopcy ładnie ważą. Jak tylko będziesz mogła daj nam znać co słychać!!!

Malena- a ty wracaj po tym KTG, nie róbcie sobie żartów, ty rodzisz w poniedziałek tak jak ustalałyśmy;-) Tak na serio też mocno trzymam kciuki i czekam na wieści,jak poszło.

Kaja- to piękne masz widoki :) , pytam,bo mój M jest z Uppsali -to jakieś 70 km od Sztokholmu,tyle że poznał mnie i teraz mieszkamy w Polsce:-p latamy często do Szwecji w odwiedziny do teściów, lubię ten klimacik, taki spokój...
Tunczyki- Ty już też jesteś tak blisko rozwiązania, trzymaj się i informuj nas na bieżąco!

Onlyone i reszta dziewczyn-to chyba zostajemy same na straży:tak:
 
Dziewczyny,potrzebowałam chwili po wieści od Tekli...mocno mnie to uderzyło,musiałam przepłakać. W planie miałam,jak Hakima,nie wracać,ale się nie da :)
Ale to dobrze,bo jak widzę dzieje się!!!!! Trzymam za to,żeby kolejna piękna nowa dwójka przyszła na świat najlagodniej jak się da!!! Jesteśmy z Wami!!!
Witam tez nowe trojpaki:))).

Ja po historii Tekli przez trzy dni miałam stany lekowe,tym bardziej potrzebuje dobrych wiadomości. Na razie rośnie mi brzuch,a biust mam idealny do porno - mieszka F w zaawansowanym stadium. Kupując bieliznę doznałem szoku...;)
 
kciuki zacisniete za potrzebujacych:-D

GIENIEK, to Ty moja ziomka jestes...

ja do Sztokholmu mam w tej chwili 700 kaemow na poludnie, a jak sie przeprowadzimny bede miala 700 na polnoc:-D

narobilam sie jak dziki krolik, zaczelam "troche" pakowanie, wlasciwie zostawilam tylko to co potrzebne, a w garderobie mam dziesiec wielkich worow z ciuchami, wywalilam drugie tyle tego co czlowiek nazbieral i niepotrzebne...zmeczylam sie, moj S jeszcze w pracy, Marys z dziadkami...jakby widziala ile jej starych klockow i innych teletubisiow wywalilam to by sie ze mna rozwiodla:-D
 
Witajcie Dziewczyny!
Marciukuk - ale nam zrobilas niespodzianke, bylas zaraz po mnie a tu ....:-) Mam nadzieje, ze wszystko pojdzie szybko i sprawnie a Chlopcy juz sa na tyle duzi, ze bez problemu sobie poradza:-) Trzymam kciuki i czekam na wiesci:-)

Tekla - calym sercem jestem z Wami...
Witam nowe mamuski na forum, niedlugo przejmiecie ster bo 'stara' ekipa sie wykrusza:-)

Ja mam wizyte w poniedzialek i pewnie sie dowiem szczegolow cc.
Dziewczynki rosna zdrowo i rowno, 2 tygodnie temu mialam usg i wazyly 2150g wiec super:-)

To ktora teraz Malena, Tunczyki a potem ja:szok:?
 
Ostatnia edycja:
Dziewczyny wróciłam po ktg -lekarz zapis skiwtował "super jak zwykle":-) Dobrze, tym Maluszkom ze mną:-)

Trzymamy kciuki za Marcikuk! A w poniedziałek JA:-)

 
Marcikuk- wszystkie 6 kciuków zaciśnięte!!!!!! Sokor wody odeszły to najwyraźniej chłopacy są już gotowi do przywitania rodziców:-) jak tylko będziesz umiała to napisz coś, bo my tu z ciekawości pomrzemy:-p:-p:-p....

Malena- hehe jak w poniedziałek to moje będą miały równe 3 tygodnie:-),

Kaja- tak kombajny- ja tak przynajmniej wyglądałam- kilka stron wstecz znajdziesz moje ostatnie fotki w trzypaku- waleń się kryje:-):-), ale miałam 20kg na + i już 18 mam na dole:-),

Ja Wam mogę podpowiedzieć odnośnie wkładek laktacyjnych, bo wiele ich przetestowałam resztki od koleżanki: lovi, tome tippy, canpol, jakieś bezimienne, jonhson- te są też świetne, ale najlepsze jak dla mnie są z nuka- super wchłaniają i trzymają wilgoć w środku dzięki czemu pierś zostaje sucha i nie kocą się na niej bakterie....
 
Gieniek, jest ciężko, neonatolodzy nie chcę nawet mówić o żadnych rokowaniach. Jak narazie mówią, że stan jest bardzo ciężki. Serce mi się kraja jak na niego patrze, jest malutki ma ok 35 cm, nie mierzyli go, żeby jak najmniej go ruszać, i te wszystkie rurki, weżyki, respirator...

Pytacie jak to się stało... to była dramatyczna walka jak stwierdził ordynator oddziału na którym leżałam, niektórzy lekarze czy położne dziwili się, że on walczy aż tak bardzo - pierwszy raz widzieli żeby tak walczyć, byłam najcięższym przypadkiem na patologi, mówił, że jeszcze nigdy się z takim nie spotkał. Robił wszystko co w jego mocy, ale niestety nie udało nam się.

5 października cieszyliśmy się z mężem po USG, że maluchy są zdrowe, poznaliśmy płeć... byliśmy przeszczęśliwi...

W nocy jak zawsze poszłam skorzystać z wc, i zauważyłam maleńkie plamienie na papierze, kiedyś już tak miałam, poza tym nie raz słyszałam, że plamienia w ciąży są normalne, jednak trochę się zdenerwowałam, obudziłam męża, stwierdziliśmy, że jak za kilka minut będzie tak znowu to pojedziemy do szpitala. Po pół godzinie poszłam znów do wc i było ok. Poszliśmy spać. Jednak rano nie dawało mi to spokoju i pojechaliśmy do szpitala w miejscowości, w której mieszkam, traf chciał, że była znajoma położna, zawołała ordynatora. Zrobił mi usg dopochwowe, mąż był ze mną przy badaniu... i usłyszeliśmy "szyjka macicy jest otwarta" Wziął mnie na fotel... zbadał mnie we wzierniku, powiedział, że jest rozwarcie na ok. 2 cm i mamy natychmiast jechać do szpitala o wyższym stopniu referencji.

Był to 20w3d ciąży

Nie wzięłam nawet żadnych rzeczy, do tego szpitala mieliśmy ok 40km więc od razu wsiedliśmy do auta i tak jak stałam tak pojechałam. A że była to sobota to za dużo się nie działo (przez te 4 tygodnie zauważyłam że na weekend szpital "zamiera") Więc powtórzyli tylko USG, i potwierdzili diagnozę, lekarz który mnie badał powiedział, ze normalnie w takiej sytuacji zakłada się szew okrężny jednak w ciąży bliźniaczej się tego nie stosuje... Przyjęli mnie na oddział patologii ciąży i kazali leżeć.

W poniedziałek po wizycie ordynator wziął mnie do badania. Jego słowa uderzyły we mnie jak piorun "szyjka macicy otwarta, rozwarcie około 2 cm, błony płodowe uwypuklone do pochwy" po badaniu powiedział, że poród, a właściwie poronienie wisi na włosku, że sytuacja jest dramatyczna i że można spróbować założyć ten szew, choć jest to trochę kontrowersyjne w ciąży bliźniaczej, ale najpierw muszą mi podać antybiotyki bo mam podwyższone CRP i musimy poczekać ok tygodnia. Byłam załamana... leżałam z basenem w pokoju żeby jak najmniej chodzić, 24h pod kroplówkami z kilkoma antybiotykami... w środę zaczęłam plamić.
w czwartek ordynator wziął mnie do badania... usłyszałam "pogorszyło się, rozwarcie na ok 2,5cm, błony płodowe uwypuklone do całej pochwy" spytali się czy jestem na czczo, niestety nie byłam, bo nawet nie było w planach tego badania. Lekarz powiedział, że na następny dzień mam być na czczo i będziemy próbować zakładać szew... przy czym daje na powodzenie tylko 5% szans, ponieważ przy zakładaniu szwa błony mogą pęknąć i może być po wszystkim...

W piątek rano okazało się że mam temperaturę... na obchodzie lekarz powiedział, że będziemy musieli przełożyć szew na poniedziałek, i jeżeli spadnie temperatura rozważy to ponownie jeżeli wyniki będą dobre. załamałam się... na szczęście w drodze byl mój mąż, bo chciałam żeby był przy mnie jak się wybudzę z narkozy. Po jego przyjeździe, dotknęłam czoła i było chłodne, maż poleciał po położną, zmierzyła mi temperaturę - było 37,2 - poleciał szukać ordynatora żeby powiedzieć że już nie mam gorączki, nadal nic nie jadłam i czy możemy spróbować, lekarz powiedział, że w takim razie poczekamy na wynik crp z porannego pobierania krwi, powiedział, że jak bedzię na granicy 10-15 to spróbujemy. Jak na złość akurat czyścili maszyny w laboratorium i na wynik czekaliśmy kolejne 2 godziny - wynik był na pograniczu. Wzięli mnie na sale operacyjną. Kiedy obudziłam się, spytałam czy się udało, odpowiedzieli, że tak... na sali czekał mąż, powiedziałam, że się udało... płakaliśmy, ale tym razem ze szczęścia, gdy tak leżałam z cewnikiem po zabiegu poczułam, że coś mi "cieknie" po pośladku... myslałam że to może coś nie tak z cewnikiem, mąż poszedł po pielęgniarkę, jednak przyszedł ordynator i wylał nam wiadro zimnej wody na głowę... powiedział, że udało się założyć szew z tym że nie na 2,5cm rozwarcia a na 9 cm rozwarcia... że widział odpływanie płynu owodniowego, miał nadzieje że to się jakoś "zaślepi" ale widocznie mi się sączy, że mogę dostać od tego infekcji i mogą ściągnąć szew w każdej chwili.

Gdy inny lekarz usłyszał przy jakim rozwarciu ordynator założył szew, stwierdził że to CUD, że on nawet sobie tego nie wyobraża, a jak usłuszał, że miało być to przełozone na poniedziałek, stwierdził, że już by mnie tytaj nie było, że wystarczylo by kichnięcie i było by po wszstkim...

cały czas leżałam załamana, bo ciągle mi ciekło, położne pocieszały mnie, że płyn jest wymieniany na bieżąco więc maluszki nie zostaną całkiem bez płynu. Co dzień mierzyli CRP czy czasem nie wzrasta... utrzymywało się na poziomie 19-10 (tak skakało) po tygodniu ordynator wziął mnie na badanie. Siedziałam na fotelu... usłyszałam "rozwarcie na ok 1,5cm, błony płodowe uwypuklone do pochwy) zrobiło mi się słabo, podjęli szybka decyzję i mimo, że nie byłam na czczo wzięli mnie na salę operacyjna i założyli 2-gi szew. Tym razem jak leżałam z cewnikiem po zabiegu nie czułam żadnego "cieknięcia" wieczorem przyszedł lekarz i powiedział, że tym razem nie zauważył żadnych wycieków, że chyba się "zaślepiło"... cały czas powtarzał mi że sytuacja jest bardzo ciezka i toczymy dramatyczną walkę.

Cieszyłam się, że juz nic mi nie odpływa, ale znów dostałam młotem w łeb... wyniki CRP po założeniu 2-giego szwu 42. Cała noc nerwów... pobranie krwi na drugi dzień.... cały dzień czekania i modlenia się żeby spadło... wynik CRP 90. Totalna zalamka... przyszedł lekarz, dostałam inne silniejsze antybiotyki... leciały mi 3 kroplówki na raz... kolejny dzień... CRP 90.7.
W poniedziałek przyszedł ordynator i powiedział, że jak CRP nie spadnie będziemy musieli się poddać z walki o maluszki. Badali mnie co dzień, wyniki zaczęły sie poprawiać, i tak minął kolejny tydzień... na weekend dostałam obfitych uplawów takich czerwonawych, ale mowili, że może to być po badaniu bo lekarz sprawdzał ten 2-gi szew... usłyszałam, że sie bardzo ładnie trzyma... po weekendzie zrobili USG. Okazało się, że jeden z chłopców ma zmniejszona ilość płynu owodniowego... i znów nerwy i totalna załamka... no i przyszedł wtorek 30 października... rano ordynator wzią mnie do badania, żeby zobaczyć czy widac odpływanie płynu owodniowego... jak tylko wsadził mi wziernik sama poczułam, że coś kapie... powiedział, że szew wygląda bardzo ładnie , ale że widać sączenie się płynu. mówił, że można z tym wyleżec nawet miesiąć więc żebym wracała do łóżka i jak najmniej sie ruszała... położyłam sie... po godzinie strasznie zaczęły mnie bolec plecy... myślałam że to może po 3 tygodniowym leżeniu... bolały coraz mocniej, poszłam po tabletkę przeciwbólową... zacząć mnie bolec brzuch.... i nagle zaczęło tak boleć... położnie stwierdziły, że to skórcze, mimo że brzuch miałam miękki i szybko wywiozły mnie na porodówke.... w sali zebrało sie kilku lekarzy, badali mnie 3 razy i w końcu ordynator powiedział, że chyba przegraliśmy ta walkę. Spytał się czy chcę rodzic naturalnie czy przez cc. Spytałam się co on by zrobił na moim miejscu. Odpowiedział, że myśli, że przez cc ponieważ wtedy sa większe szanse na ocalenie maluszków (to był 23w6d) i że jak tyle walczyliśmy, żebyśmy walczyli juz do końca. Zgodziłam się, a póxniej wszystko potoczyło się już bardzo szybko...

To tak w baaaardzo wielkim skrócie.

Dziewczyny uważajcie na siebie... leżcie, odpoczywajcie i dbajcie o siebie. Niczego nie bagatelizujcie.
 
reklama
Tekla - straszna ta twoja historia. Caly czas trzymam kciuki za Dominisia trzeba byc dobrrj mysli. Informuj nas.

Ja leze i czekam na rozwoj sytuacji. Wody caly czas odchodza. Skurcze co 5minut. Dzisiaj chyba nie urodze bo to strasznie wolno idzie. Dostalam juz sterydy na plucka. I czekamy. Emka chce wywalic do domu bo go rano z nocki wywolalam i tu biedny siedzi. lekarze mowia zeby sie nie martwic ze to dobry czas. Nie dostaje nic na wywolanie czekamy na nature
 
Do góry