To i ja wreszcie coś naskrobię;-)
25 maja udaliśmy się na KTG, miałam nadzieje, że zostanę w szpitalu, mój lekarz stwierdził jednak, że potrzymamy małą w brzuszku do środy. Rano w środę 27 zrobili KTG, zdecydował, że zostaję. Miałam wskazania do cesarskiego cięcia więc co nieco można było zaplanować.
Po KTG przyjęli mnie do szpitala, cc odbyło się po poludniu. Córcia nasza urodziła się 27 maja o 14.40. Dostała 10 pkt w skali Apgar. 3300g, 55cm, 34 obwód główki.
Miałam znieczulenie podpajęczynówkowe (okazało się, że mogłam wybrać po konsultacji z anastezjologiem- poprzednim razem nie wybierałam sama). W trakcie cc bylam zupełnie swiadoma i czułam sie dobrze, rozmawiał ze mną mój lekarz, który robił cc i anastezjolog. Byłam spokojna (zupełnie inaczej niż przy pierwszym cc
wtedy trzęsłam się , chyba ze strachu
). Jako swoisty dyskomfort pamiętam wkucia w kręgosłup. Coś jakby punktowe usztywnienie ale nie ból. Potem było to samo co poprzednim razem cieplo w nogach, mrowienie i stopniowa utrata czucia. To pozwala wczuć się w sytuację osób niepełnosprawnych ruchowo:-(. Potem pytania anastezjologa czuje Pani, czuje Pani... nic nie czułam, zaczęło się cc. Po niedługiej chwili mój lekarz mówi: Pani I. mamy kobitkę:-) i mała zaczęla płakać. Odetchnęłam z ulgą bo starsza córka nie płakała. Odśluzowywali ją czy coś takiego. Tutaj od razu nastąpił ten oczekiwany krzyk. Potem lekarz wyjaśnił mi co robi, usuwał to co było do usunięcia, poprawił co było do poprawienia:-) i szafa gra;-):-). Mój obecny lekarz pracuje w Uniwersytecie Medycznym i w tym szpitalu klinicznym na ginekologii operacyjnej więc na takich rzeczach swietnie sie zna i od strony teoretycznej i ma wielkie doswiadczenie kliniczne. Po pierwszym cięciu mialam nieco do naprawienia jak sie okazało. Choćby endometrioza w bliźnie. To już na szczęście historia. Po 1.5 godzinie znieczulenie ustąpiło (szybciej niż poprzednio) i zaczęło sie to mniej przyjemne. Bolało, dostawałam środki przeciwbólowe w kroplówce. Przy tym znieczuleniu nie mozna podnosić głowy przez wiele godzin bo mogą być komplikacje... Do 2 w nocy walczyłam ze sobą aby obrócic się na bok. To była najgorsza noc.
Rano położna powiedziała wstajemy. Wstałam i bylo juz tylko lepiej. Wystarczał mi jeden środek przeciwbólowy na dobę. Szwy stosunkowo mało ciągnęły, poprostu były dobrze załozone. Poprzednim razem ciągnęły tak, że na łóżko wchodziłam po stołku
Opatrunek zdjęli mi w piątek, to jeszcze polepszyło sprawę. Lekarz odwiedzał nas mimo, że pracuje na innym oddziale. To dodatkowo poprawiało samopoczucie bo wiedziałam wszystko dokładnie. Miałam wyjść w sobotę czyli na 3 dobę po cc ale zatrzymali nas na weekend bo Mała miała graniczną bilirubinę, która w poniedziałek była już niska - bez leczenia. Wyszłyśmy 1 czerwca, przed wyjściem zdjęli mi szwy... Czułam i czuję się świetnie...
Więcej nie napiszę bo Malutka płacze.