madga
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 20 Styczeń 2005
- Postów
- 304
pozwólcie że i ja dołączę do dyskusji...
Karmię synka butlą (Nan 1HA) właściwie od początku: pierś trzy tygodnie ale także dokarmianie na SUGESTIĘ (tak, tak!) położnej środowiskowej bo mały zaczął robić po tygodniu głodowe kupki.
Zawsze bardzo chciałam karmić piersią. Ale ciąża była zagrożona, łykałam mnóstwo leków, do samego końca fenoterol (16xpół) i relanium. Jak mały się urodził od razu przystawili mi go do cycuszka. Mały się świetnie zassał, brodawki super ale nie słyszałam również odgłosu połykania. Położne stwierdziły że ok, w piersiach jest tylko siara, w kilku kroplach, dopiero będzie nawał i mały będzie połykał "głośniej". Pierwsza doba w porządku. Trzymałam synka cały czas na cycku żeby pobudzić hormony do działania. W drugi dzień mały tak straszliwie zaczął płakać że po całym dniu ja zaczęłam razem z nim. Proszę położne: "dajcie mu choć wode z glukozą" a one że nie ma potrzeby, dziecko dwie doby nie czuje głodu po porodzie. Wiec ja dalej z malym przy piersi, a on się preży, płacze, krzyczy... Łzy lecą mi jak szalone, to moje słoneczko wyczekane... tak cierpi!!! Błagam o mleko i wciąż słyszę: NIE!! W końcu zdesperowana idę do dyżurki z dzieckiem na rękach i przez łzy SKOMLĘ o coś dla maluszka. I wreszcie trafiła się JEDNA siostra która mówi: "dobrze kochana, damy wodę a później jak nie zaśnie to jeszcze mleczko". Mały połyka wodę wielkimi haustami, słyszę jak wlatuje mu jak do głębokiej studni. Zmęczony zasypia i na 20ml!! wody przesypia całą noc!!! Rano znów wielki płacz i znów bezduszne położne ale dzięki Bogu wychodzę do domu. W domu podaję 30ml mleczka, mały szczęśliwy. Póżniej wpadam w głęboką depresję: "jestem wyrodną matką, zrobię małemu krzywdę...". Nie daję mieszanki, podaję pierś, płaczę razem z małym ale wszyscy wkoło mi mówią: "nie martw się, w końcu pokarm napłynie...". Nie ma żadnego nawału nawet dwa tygodnie po porodzie! Z piersi leci białe i solidne mleko ale tylko w kilku kroplach !!! Jestem maksymalnie przygnębiona... Dopiero mąż jakoś wyprowadza mnie z poczucia winy... Miesiąc po porodzie jak widzę że mały jest zdrowiutki, rośnie jest mi trochę lepiej. Idę do mojego ginekologa a on mi mówi że po fenoterolu kobiety często nie mają po ciązy pokarmu!!! Następny krok do wyleczenia mojej duszy!!! wszyscy pytaja: "karmisz piersią?" a ja ze spokojem mówię NIE i teraz już wiem że to moja sprawa jak postępuję z MOIM synkiem!!!
Dziś mały ma 3 m-ce, pięknie się uśmiecha, guga, rośnie, jest moim szczęsciem. I ja jestem szczęśliwa. Ale pierwszy miesiąc wspominam tragicznie!! I do tej depresji doprowadziła mnie ta NAGONKA na mamy butelkowe.
NIE JESTEM WYRODNĄ MATKĄ - czy kobiety które karmią naturalnie a dzieckiem poza tym nie zajmują się wcale są lepszymi mamami???
Ludzie nie dajmy się zwariować (coż ja prawie zwariowałam).
Pozdrawiam.
Karmię synka butlą (Nan 1HA) właściwie od początku: pierś trzy tygodnie ale także dokarmianie na SUGESTIĘ (tak, tak!) położnej środowiskowej bo mały zaczął robić po tygodniu głodowe kupki.
Zawsze bardzo chciałam karmić piersią. Ale ciąża była zagrożona, łykałam mnóstwo leków, do samego końca fenoterol (16xpół) i relanium. Jak mały się urodził od razu przystawili mi go do cycuszka. Mały się świetnie zassał, brodawki super ale nie słyszałam również odgłosu połykania. Położne stwierdziły że ok, w piersiach jest tylko siara, w kilku kroplach, dopiero będzie nawał i mały będzie połykał "głośniej". Pierwsza doba w porządku. Trzymałam synka cały czas na cycku żeby pobudzić hormony do działania. W drugi dzień mały tak straszliwie zaczął płakać że po całym dniu ja zaczęłam razem z nim. Proszę położne: "dajcie mu choć wode z glukozą" a one że nie ma potrzeby, dziecko dwie doby nie czuje głodu po porodzie. Wiec ja dalej z malym przy piersi, a on się preży, płacze, krzyczy... Łzy lecą mi jak szalone, to moje słoneczko wyczekane... tak cierpi!!! Błagam o mleko i wciąż słyszę: NIE!! W końcu zdesperowana idę do dyżurki z dzieckiem na rękach i przez łzy SKOMLĘ o coś dla maluszka. I wreszcie trafiła się JEDNA siostra która mówi: "dobrze kochana, damy wodę a później jak nie zaśnie to jeszcze mleczko". Mały połyka wodę wielkimi haustami, słyszę jak wlatuje mu jak do głębokiej studni. Zmęczony zasypia i na 20ml!! wody przesypia całą noc!!! Rano znów wielki płacz i znów bezduszne położne ale dzięki Bogu wychodzę do domu. W domu podaję 30ml mleczka, mały szczęśliwy. Póżniej wpadam w głęboką depresję: "jestem wyrodną matką, zrobię małemu krzywdę...". Nie daję mieszanki, podaję pierś, płaczę razem z małym ale wszyscy wkoło mi mówią: "nie martw się, w końcu pokarm napłynie...". Nie ma żadnego nawału nawet dwa tygodnie po porodzie! Z piersi leci białe i solidne mleko ale tylko w kilku kroplach !!! Jestem maksymalnie przygnębiona... Dopiero mąż jakoś wyprowadza mnie z poczucia winy... Miesiąc po porodzie jak widzę że mały jest zdrowiutki, rośnie jest mi trochę lepiej. Idę do mojego ginekologa a on mi mówi że po fenoterolu kobiety często nie mają po ciązy pokarmu!!! Następny krok do wyleczenia mojej duszy!!! wszyscy pytaja: "karmisz piersią?" a ja ze spokojem mówię NIE i teraz już wiem że to moja sprawa jak postępuję z MOIM synkiem!!!
Dziś mały ma 3 m-ce, pięknie się uśmiecha, guga, rośnie, jest moim szczęsciem. I ja jestem szczęśliwa. Ale pierwszy miesiąc wspominam tragicznie!! I do tej depresji doprowadziła mnie ta NAGONKA na mamy butelkowe.
NIE JESTEM WYRODNĄ MATKĄ - czy kobiety które karmią naturalnie a dzieckiem poza tym nie zajmują się wcale są lepszymi mamami???
Ludzie nie dajmy się zwariować (coż ja prawie zwariowałam).
Pozdrawiam.