Wiecie co, dziewczyny? Ostatnio tak sobie pomyślałam - staczamy walkę o karmienie piersią, połykamy łzy, cierpimy z bólu, byleby tylko za wszelką cenę móc pochwalić się przed światem, że karmimy piersią. Pielęgniarki twierdzą, że ustabilizowanie karmienia naturalnego może potrwać do 3 m-cy. No dobrze, po trzech miesiącach, nareszcie jako tako bezboleśnie i nawet z pewną przyjemnością przychodzi nam karmienie piersią. Dzieciątko wreszcie ma jakie takie stałe pory jedzenia, domyslamy się, który płacz oznacza głód a który mokrą pieluchę. I co? Dzieciak kończy najcześciej 4 lub 5 m-cy i trzeba wprowadzać juz nowości, a to soczek, a to przecier owocowy, potem zupkę. Częstotliwość karmienia piersią kurczy się w zastraszającym tempie, aż zostają tylko nocne pobudki co 2 godziny, bo maluch domaga się cyca, a tak naprawdę dziecko w wieku 5-6 m-cy wcale nie potrzebuje nocnych karmień. Zanim cała maszyneria naturalnego karmienia się jakoś ureguluje, już musimy sami ją rozregulować, bo w pediatra zaleca urozmaicanie diety. Cała wojna między zwolenniczkami naturalnego karmienia a mamami skazanymi na butelkę dotyczy zaledwie okresu dwóch czy trzech miesięcy z zycia naszych pociech. I po co to wszystko? Za rok zapomnimy, że w ogóle karmiłyśmy piersią. A nasza frustracja, wyrzuty sumienia albo niczym nie uzasadnione poczucie wyższości (w przypadku niektórych mam, którym karmienie nat. się udało) pozostają przykrym wspomnieniem, które tylko utrudnia początkowy okres naszego macierzyństwa. Uważam, że nie powinno się rozważać wyższości karmienia piersią nad karmieniem butelką, a raczej mlekiem modyfikowanym ( w butelce można przecież podawać matczyne mleko i wówczas przecież w dalszym ciągu jest to naturalne karmienie tyle że przy użyciu innego osprzętu). To tak, jak dyskutować o aborcji, czy mniejszościach seksualnych. Nic nie jest czarne lub białe. Znam przypadki, kiedy matki własnym mlekiem zabijały swoje dzieci - tak znam dziewczynę, która trzykrotnie była matką i za każdym razem jej dzieci umierały z niewyjaśnionych przyczyn w trzeciej dobie po urodzeniu. A rodziły się całkiem zdrowe. Dopiero po trzecim razie ktoś mądry przeprowadził sekcję zwłok dzieciątka i okazało się, że cierpiało na niezwykle rzadką przypadłość - było uczulone na mleko własnej matki. Wiem, że brzmi to strasznie. Być może nie powinnam poruszać takich kwestii - jeśli moderator uzna je za niestosowne - proszę usunąć. Chcę tylko udowodnić, że nie wolno nigdy w żadnej sytuacji zmuszać człowieka do czegoś za wszelką cenę. Acha, dodam, ze ta dziewczyna urodziła potem czwarte dzieciątko - i oczywiście od urodzenia karmiono je sztucznie w obawie przed tym uczuleniem. I dzieciątko przezyło. Jest zdrowiutką i prześliczną drugoklasistką naszej podstawówki. Pozostawiam tę sprawę do indywidualnego przemyślenia i wybaczcie mi drastyczny przykład ale to dzięki niemu między innymi ja sama zrozumiałam, że co jak co ale swojego dziecka karmieniem sztucznym nie krzywdzę.