Grabarzenka
Fanka BB :)
Hej dziewczyny! Cały czas Was podczytuje i trzymam ogromnie kciuki. Wiem, że do tego postu trafiają osoby w mojej sytuacji więc może trochę wsparciowo napiszę ten post:
Twardnienia brzucha pojawiły się u mnie bardzo szybko (ok 22 TC). Męczyły dosyć mocno a brzuch przy pozycji stojącej był jak kamień. Lekarze przepisywali magnez w Końskich ilościach.
W moim przypadku szyjka była cały czas twarda i długa ale stres był ogromny.
Im bardziej zaawansowaną ciąża tym więcej regularnych skurczy się pojawiało. Wszędzie można wyczytać że powyżej 10 na dzień jechać do szpitala. Ja momentami miałam po 20-30 twardnien na dzień (leżąc w łóżku) a jak tylko wstawałam to brzuch cały twardy i ciągnął w dół tak, że musiałam się zginąć.
Na ktg pisało się duże napięcie macicy + skurcze (nawet do 70 jednostek).
W 32 tygodniu dostałam luteinę. Od tego czasu leżałam w łóżku i się nie ruszałam (tylko do WC). Każdy dzień to była udręka. Liczyłam godziny, dni aby osiągać kolejne cele: 34,36,37 tydzień. Magnez brałam już nawet 8 tabletek na dzień, 4 x luteina dopochwowo, 3x nospa, ciepłe kąpiele i 3 l. Wody dziennie. I NIC nie pomagało. Skurcze jak były tak były, twardy brzuch w drodze do toalety zawsze był.
I co? I choć calymi dniami miałam skurcze to szyjka się nie skracała.
Nie raz wisialam na linii ze szpitalem ale zawsze mówili kąpiel, nospa dużo magnezu i skurcze się wyciszały po to by wrócić kolejnego dnia.
Lekarze straszyli porodem przedwczesnym, momentami kontrole miałam co tydzień. Na izbę zapieralam się by nie jechać i tak wytrwałam.
Raz tylko trafiłam na położna która powiedziała, że 14 lat pracowała na patologii ciąży i ona uważa że takie twardnienia u osób szczupłych są całkowitą normą ponieważ dziecko jest ciężkie i macica musi się gimnastykować aby dzidziusia utrzymać. Uspokoiła ale wiadomo... Na chwilę.
Patrzę sobie na to z perspektywy czasu i wiem, że stres robi ogromną robotę. Obciążenie psychiki powoduje że martwimy się każdym ruchem, każdym lekkim napięciem brzucha.
Jestem jednym z niewielu na tym forum przykładów na to, że moje twardnienia to była czysta fizjologia. Nie była to żadna zmiana patologiczna ciąży.
Obecnie mam 38+3, od dwóch tygodni nie przyjmuje luteiny,magnezu ani nospy. I co? Szyjka się skróciła i zrobiła miękka ale rozwarcia brak a już chętnie bym urodziła i zapomniała o tym całym, ciążowym stresie.
Teraz się boje, że przenoszę i ciąża będzie wywoływana.
Życie jest przewrotne..
Piszę ten post żebyście wiedziały, że jeśli szyjka się nie skraca i macie twardnienia i skurcze to może się okazać (oczywiście nie musi), że taki wasz organizm i tak reaguje na obciążenie związane z ciążą. Nie stresujecie się na zapas, bierzcie oczywiście leki i kontrolujcie u lekarza ale nie panikujcie. Ja wiem że masę przepłakałam i się nastresowalam.. a nie było powodu. I brakowało mi w sieci takiego postu jak ten, który by udowodnił że u niektórych taki twardy brzuch jest całkowicie normalny i wcale nie trzeba jechać do szpitala..
Także głowa do góry!
Trzymam za Was wszystkie kciuki i wierzę, że każda urodzi zdrowego dzidziusia.
U mnie efekt lezenia jest taki, że teraz mi mówią sprzątaj, spaceruj, uprawiaj seks, dużo się ruszaj żeby mała wyszła, a mi od leżenia kręgosłup wysiadł i ledwo stoję 10 minut to później do końca dnia umieram na ból pleców...
Twardy brzuch mam cały czas, twardnieje jak tylko wstaję. Ale teraz już staram się na to nie zwracać uwagi choć w głowie i tak mam zakodowane że to może być groźne. A teraz już powinnam wiedzieć, że nie jest.
Twardnienia brzucha pojawiły się u mnie bardzo szybko (ok 22 TC). Męczyły dosyć mocno a brzuch przy pozycji stojącej był jak kamień. Lekarze przepisywali magnez w Końskich ilościach.
W moim przypadku szyjka była cały czas twarda i długa ale stres był ogromny.
Im bardziej zaawansowaną ciąża tym więcej regularnych skurczy się pojawiało. Wszędzie można wyczytać że powyżej 10 na dzień jechać do szpitala. Ja momentami miałam po 20-30 twardnien na dzień (leżąc w łóżku) a jak tylko wstawałam to brzuch cały twardy i ciągnął w dół tak, że musiałam się zginąć.
Na ktg pisało się duże napięcie macicy + skurcze (nawet do 70 jednostek).
W 32 tygodniu dostałam luteinę. Od tego czasu leżałam w łóżku i się nie ruszałam (tylko do WC). Każdy dzień to była udręka. Liczyłam godziny, dni aby osiągać kolejne cele: 34,36,37 tydzień. Magnez brałam już nawet 8 tabletek na dzień, 4 x luteina dopochwowo, 3x nospa, ciepłe kąpiele i 3 l. Wody dziennie. I NIC nie pomagało. Skurcze jak były tak były, twardy brzuch w drodze do toalety zawsze był.
I co? I choć calymi dniami miałam skurcze to szyjka się nie skracała.
Nie raz wisialam na linii ze szpitalem ale zawsze mówili kąpiel, nospa dużo magnezu i skurcze się wyciszały po to by wrócić kolejnego dnia.
Lekarze straszyli porodem przedwczesnym, momentami kontrole miałam co tydzień. Na izbę zapieralam się by nie jechać i tak wytrwałam.
Raz tylko trafiłam na położna która powiedziała, że 14 lat pracowała na patologii ciąży i ona uważa że takie twardnienia u osób szczupłych są całkowitą normą ponieważ dziecko jest ciężkie i macica musi się gimnastykować aby dzidziusia utrzymać. Uspokoiła ale wiadomo... Na chwilę.
Patrzę sobie na to z perspektywy czasu i wiem, że stres robi ogromną robotę. Obciążenie psychiki powoduje że martwimy się każdym ruchem, każdym lekkim napięciem brzucha.
Jestem jednym z niewielu na tym forum przykładów na to, że moje twardnienia to była czysta fizjologia. Nie była to żadna zmiana patologiczna ciąży.
Obecnie mam 38+3, od dwóch tygodni nie przyjmuje luteiny,magnezu ani nospy. I co? Szyjka się skróciła i zrobiła miękka ale rozwarcia brak a już chętnie bym urodziła i zapomniała o tym całym, ciążowym stresie.
Teraz się boje, że przenoszę i ciąża będzie wywoływana.
Życie jest przewrotne..
Piszę ten post żebyście wiedziały, że jeśli szyjka się nie skraca i macie twardnienia i skurcze to może się okazać (oczywiście nie musi), że taki wasz organizm i tak reaguje na obciążenie związane z ciążą. Nie stresujecie się na zapas, bierzcie oczywiście leki i kontrolujcie u lekarza ale nie panikujcie. Ja wiem że masę przepłakałam i się nastresowalam.. a nie było powodu. I brakowało mi w sieci takiego postu jak ten, który by udowodnił że u niektórych taki twardy brzuch jest całkowicie normalny i wcale nie trzeba jechać do szpitala..
Także głowa do góry!
Trzymam za Was wszystkie kciuki i wierzę, że każda urodzi zdrowego dzidziusia.
U mnie efekt lezenia jest taki, że teraz mi mówią sprzątaj, spaceruj, uprawiaj seks, dużo się ruszaj żeby mała wyszła, a mi od leżenia kręgosłup wysiadł i ledwo stoję 10 minut to później do końca dnia umieram na ból pleców...
Twardy brzuch mam cały czas, twardnieje jak tylko wstaję. Ale teraz już staram się na to nie zwracać uwagi choć w głowie i tak mam zakodowane że to może być groźne. A teraz już powinnam wiedzieć, że nie jest.