Cześć. Zaglądam tutaj już od ponad 4 miesięcy. Ten wątek i opisane tutaj historie pomogly mi przetrwać trudne chwile, więc dziś dodaję tutaj moją...
Jestem w drugiej ciąży. W 18 tc zaczęły się bardzo częste, ale niebolesne skurcze. Szybka wizyta u gina, szyjka 46 mm, luteina, magnez i zalecony odpoczynek. Do 23 tc szyjka bez zmian chociaż skurcze się nie wyciszyły. W 23 tc już 27 mm, nakaz leżenia, za dwa tygodnie prawdopodobnie szew. Ale szyjka nagle stanęła. Decyzja o szwie zawieszona, bo może nasilić skurcze. I tak leżąc dotrwałam do 36+2 (dziś). Było potwornie ciężko... Mnóstwo nerwów, strachu, bólu... Od 4 tygodni szyjka już miękka, krótka, rozwarcie na opuszek, za późno na szew, sterydy. Mam być czujna i w każdej chwili gotowa na wyjazd do szpitala. Ale mimo tego nic się nie działo (poza jedną wizytą na IP, gdy czop odszedł).
Wiem, każda ciąża jest inna. Ale przecież nawet te trudne prawie zawsze mają pozytywne zakończenie.
Życzę Wam, żeby Wasze Skarby urodziły się zdrowe w bezpiecznym terminie. Na pewno tak będzie - musi!!