Witajcie to mój pierwszy wpis na forum, niestey w związku ze startą ciąży która obumarła w 6tc (1 ciążą, poczęta w 1 cyklu). Dwa dni wcześniej widzieliśmy jeszcze serduszko. Dwa dni temu miałam zabieg, gdyż naturalne poronienie nie chciało przyjść. Po podaniu leków i 12 h czekania miałąm jeszcze nadzieje, na naturalne poronienie - niestety dostałam gorączki i wzięli mnie na zabieg. Dobrze się czuje, nie plamie, leże, czytam, płaczę i myślę co dalej, co dalej robić…?Jestem bardzo nagdrorliwym pacjentem, a pozatym moja ukochana teściowa jest lekarzem i zawsze mam na bieżąco wszystkie badania. Jednakże przed ciążą przebadałam się b. dokłądnie: m.in. morfologia, hormony tarczycy, próby wątrobowe, aty – tpo, HIV, odczyn USR, kreatyninę, glukozę, progesteron, cytologia, posiewy z moczy, szyjki w kierunku bakterii, grzybów, chorób wenerycznych, ureoplazmy, chlamydii, mycoplazmy itd., pare razy toxo, cytomegalie, różyczkę na którą i tak chrowłam w dzieciństwie, listerioze, ospę. Diagnostykę usg, tarczycy, nerek, watroby, piersi, poleczyłam zęby. Wszytsko ok, miałam jedynie niskie stężenie paciorkowac w kanaleszy szyjki, jednakże moja Pani od razu mi mowiła, zę to nie mialo wplyw na zarodek. Zresztą w ostatim moczu ciążowym wyszlo bakterii brak.
Mam doatkowo macicę dwurożną, jednakże po zabiegi potwierdzono, ze wada jest niewielka, a moja ginekolog która prowadzila wiele takich ciąż przed stratą twierdziłą, że muszę się liczyć jedynie z cc, ze względu na mniejszą skurczliwość takiej macicy i być może ułożenie dziecka.
Siedze kochane i myślę co dalej z bdaniami czy oprócz tych które jeszcze powtórze zrobić genetykę I badanie inwazyjne narządów czyli rtg z kontrastem? Boję się czy podczas zabiegu nie ucierpiałą szyjka bo rozwarcie było bardzo małe no I macica.Na pewno zrobie nasienie męża, immunologie i przeciwciała antyfosfolipidwe, ale myśle co z tymi pierwszymi. Boję się, że jak popadnę w ciąg badań to będzie gorzej a z 2 strony chcę zminimalizować ryzyko powtórnej straty do minimum. Mój maż jest wspaniały, ale dla niego to był zarodek, a nie dziecko. Cierpi bo wiedzi, że ja cierpie ale mnie nie rozumie. Deczję co do badań ja muszę podjąc bo on jako wieczny optymista i tak twierdzi, że i tak będziemy w koncu rodzicami. A ja nie wiem co robić, dziś nie mam nadziei, straciłam ją wraz ze stratą dziecka. Przepraszam, ż tak chaotycznie, może nie na temat, pewnie wiele już było napisane, ale dziś już nie mam siły czytać całego wątku, a po napisaniu tego poczułam wielką ulgę, chociaż mogłabym jeszcze wiecej tyle we mnie żalu i goryczy za utraconymi marzeniami i moim dzidziusem