- Status
- Zamknięty i nie można odpowiadać.
reklama
M
modroklejka
Gość
no to mam chwile wiec bedzie ciag dalszy
No wiec jak sie obudziłam o polnocy to polozna podlaczyła mnie pod ktg...i polezałam sobie tak godzinke...skurcze były ale takie na 20-30% a ja ich wogole nie czułam...
w szpitalu w którym rodziłam na oddziane porodwym były trzy miejsca...i jak wstałam z tego ktg to sie okazało ze dwa sa zajete bo dwie kobitki zaczeły rodzic...no wiec ja znowu maszerowałam po korytarzu do 8 rano...w sumie przemaszerowałam i przebujałam biodrami blisko 40 godzin od czwartku...
29 marca o 8 rano przyjechał maz-bo juz wiedział ze ten dolargepan-czy jak tam to sie nazywało- cos zadziałał...i o 8.30 podłaczyli mi kroplówke z oksytocyna...i dali druga dawke tego dolargepanu....polezałam pod kroplowka do 10.30 i sie okazało ze przyjechała kobitka z rozbujana akcja porodowa wiec mnie wywalili z porodówki-pani polozna-anioł nie kobieta-powiediałą ze to bedzie szybki poród bo to trzecie dziecko tej pani i ze mam sie polozyc, i przespac bo bolec juz nie bedzie...
no wiec wyszlismy i sie polozyłam, ale nic nie spałam ...poród był rzeczywiscie szybki bo o 14 bylismy z powrotem na porodówce...pod kroplowka-tym razem skaywała szybciej
o 14.30 polozna mnie zbadała i rozwarcie cały czas było 3 cm a szyjka długa...postanowili ze przebija mi pecherz-i tak sie stało...wody były zielone i bylo ich dosc mało...po przebiciu pecherza zaczely sie skurcze regularniejsze-co 5 min najpierw-ale prawie nie bolesne..o 14.50 miałam juz 6 cm...o 15.10 juz 9 cm i naprawde nie odczywałam z tego powodu zadnego strasznego bolu-tzn bolało, ale nie az tak bardzo jak myskałam ze bedzie bolało....potem skurcze były co 3 min, potem co 2 ,lezałam cały czas na wznak-bo w sumie tak było mi najwygodniej az o 15.40 kiedy zaczeły sie parte ostatni cm rozwarci schodził mi bardzo długo bo jak sie potem okazało mały miał raczke nad głowa...i ten ostatni cm to mnie bolał juz masakrycznie-w ciagu 20 min 3 razy chciałam cesarke...polozna przyniosła mi pod plecy woek sako-bo okazało sie ze parte lepiej znosze w pozycji siedzacej...chociaz ostatnie patre to praktycznie wisiałam w powietrzu bo unosiłam sie na rekach na poreczach od lozka porodowego...polozna kazałą mi przec na 3 razy a potem jeden skurcz przeczekac i nie przec, ale ja miałam tyle powera w sobie-nie wiek skad ze parłam na 4 oddechy i bez przerwy tak wiec mały urodził sie po 5 seriach parcia...maz mnie dopingował i mowil ze mam oddychac jak polozna kaze a ja sie na niego darałam ze ma sie zamknac i ze to ja wiem jak mam oddychac-na co polozna stwierdziła ze ja tu jestem najwazniejsza i ze to oni sie musza dopaswowac do mojego tempa i siły...i tak sie stało...jak tylko było widac głowke powiedziała ze mały ma włoski-maz zajrzał i potwierdził...zapytała czy chce dotknac głowki, a ja dostałam kolejnego powiera i nie zdazyłam wyciagnac reki i przy kolejnym skurczu mały był na swiecie...polozna szybciutko odwineła go z pepowiny i polozyła mi na brzuchu....był cudnie cieplutki i rozowy co mnie zakoczyło bo myslałam ze dzieci sa zawsze odrobine sinawe...pani zosia została ze mna a maz z małym poszedł z pania ewa do pokoju obok i krzyczał mi przez sciane---3300!! a potem 54 cm!! a potem ale cudny.....po 5 min przyniesli mi go i karmiłam go przez 15 min...potem zabrali małego na badania a mnie szyli
niestety musiałam byc nacieta, a potem nawet docieta bo mały szedł na supermana z raczka do przodu...był 2 razy owiniety pepowina, raz wokol szyi, raz wokol ciałka...
porod był dla mnie naprawde przyjemny-na tyle ze ja mnie lekarka szyła to pytałam poloznej czy moge sie z nia umówic na za dwa lata na kolejny poród-wszyscy sie wtedy zasmiali ze jeszcze dobrze jednego nie skonczyłam a juz o nastepnym mysle
wszytko jest zasługa poloznych-bo były przy mnie dwie, ale w głownej mierze pani Zosi Szalbierz-anioła-bede sie powtarzac, ale ta kobieta sprawiła ze naprawde chce rodzic naturalnie kazde kolejne dziecko...
po wszystkim-czyli po szyciu i myciu przyszła do mnie, usciskała mnie i pogratulowała-powiedziała ze swietnie rodziłam i pieknie wspolpracowałam i ze mam slicznego synka-na co ja stweridziłam ze wszystkie dzieci sa ładne-a ona na to usmiechneła sie jednoznacznie i swteirdziła ze widzi wiele dzieci i nie wszytkie sa ładne...zrobiło mi sie mega miło....
No wiec jak sie obudziłam o polnocy to polozna podlaczyła mnie pod ktg...i polezałam sobie tak godzinke...skurcze były ale takie na 20-30% a ja ich wogole nie czułam...
w szpitalu w którym rodziłam na oddziane porodwym były trzy miejsca...i jak wstałam z tego ktg to sie okazało ze dwa sa zajete bo dwie kobitki zaczeły rodzic...no wiec ja znowu maszerowałam po korytarzu do 8 rano...w sumie przemaszerowałam i przebujałam biodrami blisko 40 godzin od czwartku...
29 marca o 8 rano przyjechał maz-bo juz wiedział ze ten dolargepan-czy jak tam to sie nazywało- cos zadziałał...i o 8.30 podłaczyli mi kroplówke z oksytocyna...i dali druga dawke tego dolargepanu....polezałam pod kroplowka do 10.30 i sie okazało ze przyjechała kobitka z rozbujana akcja porodowa wiec mnie wywalili z porodówki-pani polozna-anioł nie kobieta-powiediałą ze to bedzie szybki poród bo to trzecie dziecko tej pani i ze mam sie polozyc, i przespac bo bolec juz nie bedzie...
no wiec wyszlismy i sie polozyłam, ale nic nie spałam ...poród był rzeczywiscie szybki bo o 14 bylismy z powrotem na porodówce...pod kroplowka-tym razem skaywała szybciej
o 14.30 polozna mnie zbadała i rozwarcie cały czas było 3 cm a szyjka długa...postanowili ze przebija mi pecherz-i tak sie stało...wody były zielone i bylo ich dosc mało...po przebiciu pecherza zaczely sie skurcze regularniejsze-co 5 min najpierw-ale prawie nie bolesne..o 14.50 miałam juz 6 cm...o 15.10 juz 9 cm i naprawde nie odczywałam z tego powodu zadnego strasznego bolu-tzn bolało, ale nie az tak bardzo jak myskałam ze bedzie bolało....potem skurcze były co 3 min, potem co 2 ,lezałam cały czas na wznak-bo w sumie tak było mi najwygodniej az o 15.40 kiedy zaczeły sie parte ostatni cm rozwarci schodził mi bardzo długo bo jak sie potem okazało mały miał raczke nad głowa...i ten ostatni cm to mnie bolał juz masakrycznie-w ciagu 20 min 3 razy chciałam cesarke...polozna przyniosła mi pod plecy woek sako-bo okazało sie ze parte lepiej znosze w pozycji siedzacej...chociaz ostatnie patre to praktycznie wisiałam w powietrzu bo unosiłam sie na rekach na poreczach od lozka porodowego...polozna kazałą mi przec na 3 razy a potem jeden skurcz przeczekac i nie przec, ale ja miałam tyle powera w sobie-nie wiek skad ze parłam na 4 oddechy i bez przerwy tak wiec mały urodził sie po 5 seriach parcia...maz mnie dopingował i mowil ze mam oddychac jak polozna kaze a ja sie na niego darałam ze ma sie zamknac i ze to ja wiem jak mam oddychac-na co polozna stwierdziła ze ja tu jestem najwazniejsza i ze to oni sie musza dopaswowac do mojego tempa i siły...i tak sie stało...jak tylko było widac głowke powiedziała ze mały ma włoski-maz zajrzał i potwierdził...zapytała czy chce dotknac głowki, a ja dostałam kolejnego powiera i nie zdazyłam wyciagnac reki i przy kolejnym skurczu mały był na swiecie...polozna szybciutko odwineła go z pepowiny i polozyła mi na brzuchu....był cudnie cieplutki i rozowy co mnie zakoczyło bo myslałam ze dzieci sa zawsze odrobine sinawe...pani zosia została ze mna a maz z małym poszedł z pania ewa do pokoju obok i krzyczał mi przez sciane---3300!! a potem 54 cm!! a potem ale cudny.....po 5 min przyniesli mi go i karmiłam go przez 15 min...potem zabrali małego na badania a mnie szyli
niestety musiałam byc nacieta, a potem nawet docieta bo mały szedł na supermana z raczka do przodu...był 2 razy owiniety pepowina, raz wokol szyi, raz wokol ciałka...
porod był dla mnie naprawde przyjemny-na tyle ze ja mnie lekarka szyła to pytałam poloznej czy moge sie z nia umówic na za dwa lata na kolejny poród-wszyscy sie wtedy zasmiali ze jeszcze dobrze jednego nie skonczyłam a juz o nastepnym mysle
wszytko jest zasługa poloznych-bo były przy mnie dwie, ale w głownej mierze pani Zosi Szalbierz-anioła-bede sie powtarzac, ale ta kobieta sprawiła ze naprawde chce rodzic naturalnie kazde kolejne dziecko...
po wszystkim-czyli po szyciu i myciu przyszła do mnie, usciskała mnie i pogratulowała-powiedziała ze swietnie rodziłam i pieknie wspolpracowałam i ze mam slicznego synka-na co ja stweridziłam ze wszystkie dzieci sa ładne-a ona na to usmiechneła sie jednoznacznie i swteirdziła ze widzi wiele dzieci i nie wszytkie sa ładne...zrobiło mi sie mega miło....
Ostatnio edytowane przez moderatora:
M
modroklejka
Gość
dziewczyny!!
gratuluje wszystkim nowym mamusiom! nie jestem w stanie wszystkich wymienic, ale niech i wam macierzynstwo prznosi tyle radosci co mnie!
i przy okazji bardzo dziekujemy za gratki dla nas miło ze tyle osób cieszyło sie naszym szczesciem z nami
gratuluje wszystkim nowym mamusiom! nie jestem w stanie wszystkich wymienic, ale niech i wam macierzynstwo prznosi tyle radosci co mnie!
i przy okazji bardzo dziekujemy za gratki dla nas miło ze tyle osób cieszyło sie naszym szczesciem z nami
madzik_
Fanka BB :)
AT sonia tez dobrnęłam do konca
Modroklejka ale dlugaa akcja porodowa
A mi się przypomniało (a właściwie mąż mi to wczoraj przypomniał ) jeszcze o czym nie napisałam w opisie porodu, że jak mąż przecinał pępowinę to tak się biedny stresował że nie mógł poradzić sobie z nożyczkami
Ciął pępowinę na 2 razy Jak przeciął w końcu to położne mówią do niego że spotkamy się jeszcze raz na sali porodowej ponownie bo na 2 razy ciał pępowinę, wiec drugie dziecko napewno będzie hahaha
Podobno taki mały zabobon tam mają
Modroklejka ale dlugaa akcja porodowa
A mi się przypomniało (a właściwie mąż mi to wczoraj przypomniał ) jeszcze o czym nie napisałam w opisie porodu, że jak mąż przecinał pępowinę to tak się biedny stresował że nie mógł poradzić sobie z nożyczkami
Ciął pępowinę na 2 razy Jak przeciął w końcu to położne mówią do niego że spotkamy się jeszcze raz na sali porodowej ponownie bo na 2 razy ciał pępowinę, wiec drugie dziecko napewno będzie hahaha
Podobno taki mały zabobon tam mają
Justyna337
Fanka BB :)
wszystkiegodobrego dla wszstkich nowych mamuś
karolka84
mama kwietniowa '09
Dużo dużo radości dla wszystkich nowych Mamuś!!!
Vinniki
Mamusia chłopczyków
ATsonia, Modroklejka, M*R* przeczytałam opisy Waszych porodów - kazdy inny, przy kazdym sie wzruszylam
Trotylia
Początkująca w BB
- Dołączył(a)
- 4 Listopad 2008
- Postów
- 22
Witam Marcowe Mamusie Ponieważ zapisana byłam na liście Marcóweczek, dołączam właśnie tu wieści o narodzinach mojego kochanego synka Antosia, Kwietniowego "Cesarskiego" Królewicza
ur.3.IV.2008 (w ósmą dobę po terminie) przez cc (niezgodność miednicowo-płodowa) 9/9/10 w skali Apgar, waga 3830, 55 cm długości
WSZYSTKIM MARCOWYM MAMUSIOM, KTÓRYCH MALEŃSTWA PRZYSZŁY PRZED, NA CZAS LUB PO TERMINIE, OGROMNIASTE GRATULACJE
ur.3.IV.2008 (w ósmą dobę po terminie) przez cc (niezgodność miednicowo-płodowa) 9/9/10 w skali Apgar, waga 3830, 55 cm długości
WSZYSTKIM MARCOWYM MAMUSIOM, KTÓRYCH MALEŃSTWA PRZYSZŁY PRZED, NA CZAS LUB PO TERMINIE, OGROMNIASTE GRATULACJE
reklama
- Status
- Zamknięty i nie można odpowiadać.
Podziel się: