Agusia1987
Entuzjast(k)a
- Dołączył(a)
- 6 Listopad 2008
- Postów
- 1 623
Mam teraz trochę czasu to opiszę swój poród. 23.03 od rana miałam skurcze co 7,8 minut, poszłam się wykąpać myślałam że ból minie. Mąż przed pracą się mnie zapytał czy to dzisiaj a ja że raczej nie . Po południu skurcze były już co 6 minut a około 15 co 5. Leżałam cały czas, mama się dziwiła co ja dzisiaj taka leżąca jestem, a ja nie chciałam jej jeszcze nic mówić o tej regularności bo po pierwsze żadnego mężczyzny nie było w domu (nie miałybyśmy jak dojechać) a po drugie myślałam że to minie,. Po 16 przyjechał mąż, a chwilę później tata, i już coś tam zaczęłam wspominać o tych bólach. Jak zginałam się w pół jak wstawałam itd. z bólu to postanowili ze jedziemy do szpitala, bo nie zaszkodzi. Heh wtedy spakowałam jeszcze jakieś rzeczy do torby, a mama z dołu krzyczy do mnie a co ile masz te skurcze? a ja co 4 minuty a ona "co ile?" że czemu ja wcześniej nie mówiłam nic. Jak przyjechaliśmy na Zaspę to od razu trafiłam na Izbę przyjęć. Była godzina 18:50 więc jeszcze stara zmiana położnych. Zbadała mnie i wyśmiała "jeju kobieto mały palec rozwarcia" że czego ja tutaj chce i powiedziała "no ale dobra podłączymy Cię pod ktg, i zobaczymy czy naprawdę masz te skurcze" po chwili powiedziała ze nic nie widać, wtedy na szczęście była zmiana położnej. Ta powiedziała abym się ułożyła na boku i już było coś więcej widać, też była raczej pewna że nic się nie zaczyna, ale wezwała lekarza aby mnie przebadał i zadecydował. Lekarz mnie zbadał i było już rozwarcie na luzny palec, stwierdził że raczej na godzinach nie urodzę, ale że mnie zatrzymają na wszelki wypadek i że najwyżej trafię na patologie i powiedział " a rczej napewno pani trafi" ;-). Na porodówce już miała rozwarcie 2 palce więc wszystko szło w dobrą stronę ;-)po chwili odeszły mi wody w czasie kiedy położna mnie badała, wtedy miałam jeszcze cały czas skurczę co 3, 4 minuty. Około 22 zaczeły się takie skurczę które wedlug położnej mają sens czyli zbliżające do porodu. Bolało coraz bardziej ale wszystko jest do przeżycia ;-) o 23 skurczę były już co niecałe 3 minuty, wtedy już zasypiałam pomiędzy skurczami z zmęczenia. Około 24 zaczeły się skurcze parte ;-) oj bolało, ale jak teraz o tym myslę to nawet nie umiem sobie przypomnieć tego bólu, ważne że mam swoją kruszynkę przy sobie. Te bóle naprawdę się zapomina :-). nie obyło się bez nacięcia, chociaż szczerze mówiąc to ta połozna robiła wszytsko co w jej stanie aby tego uniknąć. Ja nie umiała przeć, powietrze szło w policzki już nie miałam siły aby ich słuchać ]. Pod koniec już krzyczałam że "NIE DAM RADY" a one że dam ;-) że jak się postaram to ostatni skurcz. No i o 00:50 wyszła na świat moja córeczka :-). He he i ma razem z wujkiem urodziny. Był to 40 tydzień od daty poczęcia (malutką zrobilismy w swoją rocznicę, he he po hiszpańskim jedzonku i odrobinie winka) . Niby była nie planowana, ale przed powiedzieliśmy sobie a zrobimy sobie dzidzie? hi hi no i mamy :-) i jesteśmy bardzo szczęśliwi. :-);-). Co do szpitala jakby co to bardzo polecam :-) oprocz tej pierwszej położnej to wszyscy bardzo mili :-)