reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Archiwum ciążowe-dolegliwości,porody,ciąża przenoszona,cesarka,wieści i nieobecności

Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
reklama
ja mialam taki bol jak na @ tylko mocniejszy i do tego twardnial mi brzuszek a czasami robil sie z niego taki stozek.
A czemu pytasz?
 
ja mialam taki bol jak na @ tylko mocniejszy i do tego twardnial mi brzuszek a czasami robil sie z niego taki stozek.
A czemu pytasz?

Dzięki Ewelcia, pytam ponieważ chciałabym wiedzieć czego mniej więcej sie spodziewać :)
u mnie jeszcze oznak nie ma i tak tylko ciekawość dręczy :)
 
"Też się zastanawiam, jak bardzo waga z USG jest przekłamana... Moja Mała w 36 tyg. ważyła wg USG 2950g - ciekawe jak to się będzie miało do rzeczywistej wagi urodzeniowej... "




Ja byłam u lekarza 18 lutego to Junior wazył 2500g, a 11 marca pani doktor powiedziała,że waży 2900g....:sorry2:więc sobie myślę, że mało przybrał....ale granica błędu w tak zaawansowanej ciąży wynosi 250 g....:baffled:więc jeśli się doda te 250g to chyba nie jest tak źle...dodam, że za tydzień mam termin....:dry:
 
Ja na razie jeszcze nie rodzę (choć na suwaczku jest co innego widać). Rodziłam 11lat temu mojego synka Kamila, więc spróbuję opisać tamten poród.
Do szpitala trafiłam tydzień po terminie (to był wtorek). Mój lekarz kazał mi porobić jakieś badania, podano mi leki, jakieś zastrzyki (sorry, ale już nie pamiętam co to było). Drugiego dnia sytuacja taka sama, ale nadal nic nie ruszyło. Ok.3nad ranem podłączyli mi kroplówkę nawadniającą, bo stwierdzili, że jestem trochę odwodniona. Ok.5 zabrali mnie na salę przedporodową, położna zrobiła mi lewatywę, ogoliła krocze (nawet nie było to jakieś bardzo nieprzyjemne, starała się być b.delikatna). Parę minut przed 8rano podłączyli mi kroplówkę, żeby wywołać poród. Znajomy lekarz siedział przy mnie prawie cały czas i opowiadał mi dowcipy. Pierwsze bóle zaczęłam odczuwać po 9. Kroplówka schodziła gdzieś do godz.14, zrobili mi ktg ale jakoś nic nie wskazywało na akcję porodową. Całe popołudnie łaziłam non stop po schodach (4piętro). W nocy pamiętam, że była straszna burza, ja leżałam z jeszcze jedną dziewczyną tak oporną jak ja na przedporodowej a w tym czasie chyba 5 lub 6 dzieciaków się urodziło. Następnego dnia skurczy prawie żadnych, trochę pobolewał mnie kręgosłup. Oczywiście żartowałam do mojego lekarza, że poczekam jeszcze jeden dzień z porodem aż on będzie na dyżurze (wykrakałam?) Późnym wieczorem zaczęła się moja "gehenna". Dostałam wysokiej gorączki (40st), czop odszedł zielonkawy, zaczęły się wymioty. Położna podała mi paracetamol w tabletce :)confused:). Oczywiście zanim jeszcze dobrze go połknęłam to wylądował w toalecie. Znów zgłosiłam to położnej. Sypnęła taką wiązankę, że szok. Najlepsze, że nawet nie chciała słyszeć o wezwaniu lekarza (wogóle nic nie działo się wtedy na porodówce). Nawet zamknęła drzwi wyjściowe z sali przedporodowej, żebym sama tego nie zrobiła... Całą noc męczyły mnie dreszcze, wymioty, skurcze były coraz silniejsze. Gdy zgłosiłam to położnej to powiedziała, że przesadzam a między skurczami to powinnam spać a nie włóczyć się po korytarzu. Ok.5rano na szczęście przywieźli jakąś rodzącą i udało mi się dorwać lekarza. Położna dostała op..prz, mnie od razu podłączyli kroplówkę z antybiotykiem, dostałam dożylnie coś na zbicie temp. Gdy mój lekarz przyszedł na dyżur ok.7 to sytuacja była w miarę opanowana. Przyszła na dyżur wspaniała położna (chciałabym znów aby p.Jola była przy moim porodzie, ale u mnie niestety nie mogę rodzić ze swoją położną). Po kryjomu podała mi jakieś leki aby przyspieszyć trochę akcję. Ok.13 lekarz przebił mi pęcherz, odeszły wody. Najlepiej bo wogóle nie pozwolono mi chodzić tylko leżałam ponieważ noc strasznie mnie osłabiła i jak wstałam to zemdlałam. Rodziłam bardzo fajnie - w jednej ręce miska nerkowata i wymiotujemy, w drugiej tlen bo mdlałam. Nawet nie miałam siły krzyczeć z bólu (bóle krzyżowe). O godz.15.20 na świecie pojawił się Kamilek. Szycia nawet nie czułam, po tym wszystkim było już ok.
Ale się rozpisałam...
 
Ja tez jestem zadowolona z cesarki. Co prawda moze sam zabieg i przygotowania nie sa za ciekawe ale zakładanie cewnika, znieszczulenie i sama operacja nic nie bolała,przynajmniej mnie:-) Po cesarce kazali mi wstac po 8 godz. i isc pod prysznic i to było najgorsze ale spokojnie dacie rade, trzeba zagrysc zeby i wstac. Boli jak cholera ale da sie przezyc. Na drugi dzien, czyli po ok. 18 godz od porodu przywiezli mi mała na sale i musiałam sie nia sama zajmowac az do wyjscia:szok: pierwsze dni byly ciezkie ale teraz 1,5 tyg po porodzie nic mnie juz nie boli, czasem troche ciagnie rana ale ogolnie nie biore leków przeciwbólowych, nosze mała w gongoli i robie wszystko w domku wiec naprawde mozna szybko wrócic do normalnosci.
Trzymam kciuki za wszystkie przyszłe cesarzowe;-)
 
co do wagi dziecka z usg to u mnie była duża pomyłka bo tydzień przed porodem wychodziło że mały waży już 3400 a urodziłam go 2820 takze nie ma się co sugerowac :tak:
 
reklama
Ja na razie jeszcze nie rodzę (choć na suwaczku jest co innego widać). Rodziłam 11lat temu mojego synka Kamila, więc spróbuję opisać tamten poród.
Do szpitala trafiłam tydzień po terminie (to był wtorek). Mój lekarz kazał mi porobić jakieś badania, podano mi leki, jakieś zastrzyki (sorry, ale już nie pamiętam co to było). Drugiego dnia sytuacja taka sama, ale nadal nic nie ruszyło. Ok.3nad ranem podłączyli mi kroplówkę nawadniającą, bo stwierdzili, że jestem trochę odwodniona. Ok.5 zabrali mnie na salę przedporodową, położna zrobiła mi lewatywę, ogoliła krocze (nawet nie było to jakieś bardzo nieprzyjemne, starała się być b.delikatna). Parę minut przed 8rano podłączyli mi kroplówkę, żeby wywołać poród. Znajomy lekarz siedział przy mnie prawie cały czas i opowiadał mi dowcipy. Pierwsze bóle zaczęłam odczuwać po 9. Kroplówka schodziła gdzieś do godz.14, zrobili mi ktg ale jakoś nic nie wskazywało na akcję porodową. Całe popołudnie łaziłam non stop po schodach (4piętro). W nocy pamiętam, że była straszna burza, ja leżałam z jeszcze jedną dziewczyną tak oporną jak ja na przedporodowej a w tym czasie chyba 5 lub 6 dzieciaków się urodziło. Następnego dnia skurczy prawie żadnych, trochę pobolewał mnie kręgosłup. Oczywiście żartowałam do mojego lekarza, że poczekam jeszcze jeden dzień z porodem aż on będzie na dyżurze (wykrakałam?) Późnym wieczorem zaczęła się moja "gehenna". Dostałam wysokiej gorączki (40st), czop odszedł zielonkawy, zaczęły się wymioty. Położna podała mi paracetamol w tabletce :)confused:). Oczywiście zanim jeszcze dobrze go połknęłam to wylądował w toalecie. Znów zgłosiłam to położnej. Sypnęła taką wiązankę, że szok. Najlepsze, że nawet nie chciała słyszeć o wezwaniu lekarza (wogóle nic nie działo się wtedy na porodówce). Nawet zamknęła drzwi wyjściowe z sali przedporodowej, żebym sama tego nie zrobiła... Całą noc męczyły mnie dreszcze, wymioty, skurcze były coraz silniejsze. Gdy zgłosiłam to położnej to powiedziała, że przesadzam a między skurczami to powinnam spać a nie włóczyć się po korytarzu. Ok.5rano na szczęście przywieźli jakąś rodzącą i udało mi się dorwać lekarza. Położna dostała op..prz, mnie od razu podłączyli kroplówkę z antybiotykiem, dostałam dożylnie coś na zbicie temp. Gdy mój lekarz przyszedł na dyżur ok.7 to sytuacja była w miarę opanowana. Przyszła na dyżur wspaniała położna (chciałabym znów aby p.Jola była przy moim porodzie, ale u mnie niestety nie mogę rodzić ze swoją położną). Po kryjomu podała mi jakieś leki aby przyspieszyć trochę akcję. Ok.13 lekarz przebił mi pęcherz, odeszły wody. Najlepiej bo wogóle nie pozwolono mi chodzić tylko leżałam ponieważ noc strasznie mnie osłabiła i jak wstałam to zemdlałam. Rodziłam bardzo fajnie - w jednej ręce miska nerkowata i wymiotujemy, w drugiej tlen bo mdlałam. Nawet nie miałam siły krzyczeć z bólu (bóle krzyżowe). O godz.15.20 na świecie pojawił się Kamilek. Szycia nawet nie czułam, po tym wszystkim było już ok.
Ale się rozpisałam...

o rany, ale poród ... oby ten był przyjemniejszy :)
 
Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Do góry