reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Archiwum ciążowe-dolegliwości,porody,ciąża przenoszona,cesarka,wieści i nieobecności

Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Cześć dziewczynki!
Zaniepokoiłam się bardzo moimi wynikami - otóż mam białko w moczu. 25 mg/dl. Co to może znaczyć? Ciśnienie ok 120/70. Obrzęki niewielkie.

Lekarz wstrzymał się od rad, bo nie miałam wyniku przy sobie i kazał mi się najpierw upewnić i ewentualnie powtórzyć badanie. Teraz wyniki mam już w ręku i czekam na powtórny wynik niepokojąc się bardzo...
 
reklama
Cześć dziewczynki!
Zaniepokoiłam się bardzo moimi wynikami - otóż mam białko w moczu. 25 mg/dl. Co to może znaczyć? Ciśnienie ok 120/70. Obrzęki niewielkie.

Lekarz wstrzymał się od rad, bo nie miałam wyniku przy sobie i kazał mi się najpierw upewnić i ewentualnie powtórzyć badanie. Teraz wyniki mam już w ręku i czekam na powtórny wynik niepokojąc się bardzo...

Nie jestem pewna, ale może to być jeden z objawów zapalenia dróg moczowych, na pewno skontaktuj się z ginem. a napisz jeszcze czy masz opuchnięte nogi ?
 
ja mój poród wspominam okropnie więc teraz jak o tym myślę to strasznie boję się następnego...:baffled:
2 tygodnie przed terminem przestałam brać fenoterol i na 2 dzień rozpoczęły się skurcze - występowały wieczorem i co byłam gotowa do wyjazdu do szpitala to przechodziły (tylko raz w niedzielę udało się nam dojechać) Lekarz stwierdził że jeszcze trochę pochodzę nie mam rozwarcia i tak dalej
w poniedziałek znów wieczorem ok 20 dostałam skurcze więc poszłam spać - obudziłam się ok 1 a one mi nie przeszły, a wręcz się nasiliły. Wykąpałam się zrobiłam jedzenie mężulowi i pojechaliśmy. W szpitalu byliśmy ok 4 skurcze co 5 minut, rozwarcie niewielkie, lewatywa i na porodówkę. Starałam się chodzić, weszłam pod prysznic. O 9 przyszła moja lekarka prowadząca i w czasie badania pękł pęcherz (choć mi się wydawało że ona przebiła bo poczułam ukłucie, ale twierdziła że nie) Rozwarcie nie szło w przeciwieństwie do skurczy i bólu. Podjęła lekarka decyzję że dostanę znieczulenie zzo i ok 11 przyszła ulga. Mąż się nudził ja pod ktg i po zzo musiałam leżeć oglądałam tv mąż chodził co chwilę do bufetu. Zzo zadziałało raczej wyciszająco i spowalniająco, rozwarcie nie szło. Ok 17-18 znieczulenie przestało działać i poczułam te okropne bóle (niestety to 2 zabieg w czasie którego zzo nie zadziałało w pełni). Przyszła lekarka i stwierdziła rozwarcie 4-5 cm i nic oprócz częstych bardzo bolesnych skurczy. Po 18 stwierdziła że chyba jednak cesarka - poszła to skonsultować, a mi kazała oddychać... na co ja zła i zmęczona że nie będę oddychać...:baffled: Przyszła pielęgniarka założyć wenflon do operacji, byłam tak popuchnięta że kuła kuła ja ryczałam a się wbić nie mogła, zawołała kolejną znów kłucie i nic, zawołali anestezjologa do wenflonu i po którymś razie się wbił (pamiętam że prosiłam żeby próbowali w nogę, albo gdzieś indziej bo już miałam dość)
Wywozili mnie z sali a tam teściowie pod drzwiami... masakra... ty się męczysz a ci tam stoją... byłam załamana... mąż rzucił niecenzuralne słowa żeby poszli.
Było ok 19 w windzie pielęgniarka przepraszała za niemiłego anestezjologa ale on taki był, a dodatkowo o 19 miał skończyć dyżur, a przez moje cc musi zostać. Ekipy do cc miałam 2 - starą bo nie mogli zejść z dyżuru i nową. Spieszyło im się bardzo dali znów środek znieczulający w kręgosłup, ale niestety nie odczekali... Straszne było jak przecinali skórę, potem 2 cięcie darłam się że wszystko czuję że boli i zzo nie działa, po 3 cięciu anestezjolog inna pani powiedziała czy chcę zasnąć i nie pamiętać przyjścia na świat synka, a ja na to że nie chcę już więcej pamiętać...
obudziłam się bardzo szybko na sali po operacyjnej, pacjętka obok strasznie chrapała;-)
ale okazało się że coś nie tak z ręką gdzie miałam wenflon- była bez czucia i ogromna, niestety wkłucie nie było prawidłowe, mąż zadzwonił co tam czy dobrze i szybko przyjechał... pokazał zdjęcia małego, potem wstanie i rutyna po cc...
dodam że byłam jedyną rodzącą w tym dniu, na drugi dzień był wysyp...

dlatego boję się 2 - mam swoją położną bo wiem że lepsze to niż "własny" lekarz
moja siostra miała 3 cc i położna daje nam małe szanse na sn (mówi że może to być jakaś dysproporcja w budowie lub coś takiego), ale ja się boję i cc i sn więc po takich przejściach i tak mimo możliwości cc wolę opłacić położną....
 
Co poród to inny... i to nawet u tej samej kobiety, czego też doswiadczyłam.
Poród Michasia wspominam wspaniale.
Ponieważ sam się nie kwapił do wyjścia na świat, w 42 tygodniu pojechałam do szpitala, gdzie podano mi (już na porodówce) oksytocynę i od razu zaczęły się skurcze (najpierw czułam je jak ból miesiączkowy). Stopniowo skurcze robiły się coraz silniejsze, a ja reagowałam na nie w ten sposób, że między skurczami przysypiałam na 1-2 minuty :-) Pod koniec 4 godziny pomyślałam sobie, że to już chyba maks mojej wytrzymałości jeżeli chodzi o odporność na ból i gdzie następne godziny? Pewnie nie dam rady. W końcu słyszy się o porodach kilkunastogodzinnych i dłuższych... Powiedziałam położnej, że mam już trochę dość, a ona na to - ale to już koniec! Teraz tylko wypchnie pani dzidziusia i po wszystkim! I wtedy poczułam, że muszę przeć - trzy skurcze parte (nie czułam żadnych bóli przy tym) i Michaś był na świecie!
Przy tym porodzie nacięto mi krocze i bardzo popękałam w szyjce, straciłam dużo krwi - ale w ogóle tego nie czułam. Aha, w czasie porodu bardzo pomogło mi oddychanie, nie krzyczałam, nie jęczałam, wszystko odbyło się w ciszy i spokoju.
Co innego poród Krzysia...(za chwilę cd)
 
To tak, żeby się zrównoważyło to może ja opiszę swój poród:)

Co prawda Julka urodzila się przedwczesnie (w 36 tyg) i przez to miałam trochę stresów.
Wody odeszły mi ok 4 nad ranem. Na stres reaguje smiechem, wiec razem z mężem chodziliśmy po mieszkaniu jak głupki i smieliśmy się:) Wykąpałam się, dopakowałam resztę pierdułek, mąż zmył mi lakier z paznokci u nóg (paznokcie do porodu nie mogą by pomalowane) i pojechaliśmy.
Ach, zapomniałam dodac, że dzień wczesniej byliśmy w szpitalu Bielańskim na rozmowie z położną, która miała się nami zając w trakcie porodu. Na spotkaniu powiedziała, że dobrze, że mamy jeszcze trochę czasu, bo dzis jest pełne obłożenie i nie ma miejsc. W związku z tym już wiedzieliśmy, że nie ma się co Bielańskiego wybierac. Stwierdziliśmy, że zaryzykujemy z Karowa. I co? Poproszę dokumenty - uslyszeliśmy. Czyli są miejsca. Bardzo się ucieszyłam:)

W szpitalu byliśmy ok 5.30 (czyli niecałe 2 godziny po odejściu wód). Po skurczach ani śladu. Niezłe uczucie. Nic mi nie jest, nic mnie nie boli, a wiem , że już za kilka godzin będzie na świecie dzidziuś.

Na Karowej rzeczywiście pod KTG byłam podłączona cały czas (któraś z Was gdzieś o tym pisała). O 10 podali mi oksytocynę na wywołanie skurczy (od odejście wód połodowych może minac max 6 godzin do skurczy). Oksytocyna zadziałała od razu. Skurcze pojawiły się dośc mocne.
Przyznam, ze cześc rzeczy pamiętam jak przez mgle. Wiem, że rozwarczenie nie bardzo chciało postępowac i zatrzymało się na 3 cm. W związku z tym, ze kręciło mi się w głowie i robiło mi się czarno przed oczami musiałam leżec i to na lewym boku. A jak tu sie rozluźnic leżac na boku. Nikt też mi wcześniej nie powiedział, że przy porodzie można miec odruch wymiotny. Mój mąż był naprawdę niesamowity. Cały czas był przy mnie. Potem narzekał, że go trochę dloń boli bo podobno w czasie skroczy tak go ściskałam:)
Po jakichs 2,5 godzinie podjeliśmy z mężem decyzje o znieczuleniu. Chyba przede wszystkim dlatego ze rozwarcie się nie posuwało.
I to było niesamowite. Po chwili-dosłownie po 15-20 minutach-poczułam napór. Stwierdziłam, ze chce mi się przec. I tu znów nieoceniona pomoc męża. Poszedł (a raczej pobiegł po położna - i dlatego nie wyobrażam sobie rodzenia samej) i zawołał ja. Okazało sie ze mam 10 cm rozwarcia i mogę już przec.
Wtedy zbiegło się dużo różnych osób i się zaczeło. Niestety nie były to 3 parte tylko kilkanaście (nie jest to wcale takie proste:)
W końcu Juleczka wyskoczyła:) Niesamowite uczucie, takie plum i taka ulga. Cudnie.

I jeszcze oczywiście mała anegdota.
Wzieliśmy z meżem odtwazacz mp3 i aparat fotograficzny, ale niestety tylko jeden komplet baterii. Po urodzeniu położna pyta męża czy chce przeciac pępowinę. Oczywiście chciał. A ona czy mamy aparat, mąą ze tak, ale... baterie są w głosnikach.
To Pan przekłada, poczekamy... Myślałam, że padnę, taki widok. Mąż trzęsącymi się rękami przekladał baterie, a jak leżalam z nieprzecięta pępowina. Niezła akcja. Ale położne i lekarze poczekali i mamy cudne zdjęcie z przecinania pępowiny...
 
Ostatnia edycja:
Poród Krzysia.
Po urodzeniu Michasia, byłam przekonana, że poród to niemal sielanka.
Tymczasem z Krzysiem było tak.
Pod koniec 36 tygodnia pojechałam do szpitala na zdjęcie szwu okrężnego z szyjki (jak się dowiedziałam, za szybko zaszłam w ciążę po urazach szyjki i szyjka nie zdążyła się zrosnąć, miałam założony szew w 17 tygodniu ciąży).
Przy zdjęciu szwu, położna, ponoć niechcący przebiła mi pęcherz płodowy i odeszły mi wody... Trzeba było wywoływać poród.
Zamiast robić mi cesarkę, podano mi oksytocynę. Ponieważ mój organizm w ogóle nie reagował na nią (było za wcześnie!) położona zwiększała i zwiększała dawkę...
W końcu dostałam dawkę tak uderzeniową, że od razu dostałam maksymalnnych skurczy - takich minuta skurcz, minuta przerwy. Ból był okropny, nie było mowy o oddychaniu, nawet pojękiwałam z bólu. Skurcze były tak silne, że urodziłam przy niepełnym rozwarciu szyjki, co było okropnie bolesne, położna nawet nie zdążyła naciąć krocza, na szczęście nie pękłam, ale Krzyś urodził się z całą buzią w krwawych wybroczynach (schodziły mu do 3 roku życia). Łożysko nie chciało się urodzić, musiano mnie łyżeczkować...
Gdy lekarz dowiedział się o postępowaniu położnej (oksytocyna na maxa!) wpadł w szał. Okazało się, że mogła mi pęknąć macica przez te skurcze. Dobrze, że się skończyło jak skończyło, ale od porodu wiem, że z powodu czyjejś niekompetencji można otrzeć sie o prawdziwe niebezpieczeństwo.
Dlatego teraz nieco boję się rodzić sn...
 
Ostatnia edycja:
Wiadomosć od ewelci
Hej Leże i czekam na poród,jestem juz zmęczona na maxa,wczoraj miałam bolesne skurcze co 2 i 3 minuty ale nie było rozwarcia,dostałam zastrzyk na rozwarcie i na spanie.Spałam do 3 w nocy skurcze co 10 min do 8 teraz cisza.Był lekarz i zaraz ma mnie wziąsc na porodówkę,gratki dla Trudy.Pozdro
 
reklama
Ewelcia trzymaj się trzymamy kciuki za Ciebie. Ale ten poród długo trwa:szok:




 
Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Do góry