reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

......Aniołkowe MAmy......

Bacha bardzo Ci współczuję. Niestety pustki po stracie dziecka nic nie zapełni i nasza żałoba będzie trwała do końca naszego życia. Ale z bólem można nauczyć się żyć. Powie Ci to każda Aniołkowa.

Jeśli chcesz to zapraszamy tutaj https://www.babyboom.pl/forum/pozeg...olach-ja-trzymalam-jednego-w-ramionach-52692/ Tutaj możesz pisać o wszystkim, a Aniołkowe mamy będą Cię wspierać

Dla Laury
[*]
 
reklama
Cześć niestety dokładnie wiem co czujesz.Ja też straciłam dziecko.Byłam w piątym miesiącu ciąży czułam się dobrze .Mój starszy synek nie mógł doczekać sie dzidzi .Był taki szczęśliwy że będzie miał braciszka.Jednak w drugi dzień świąt bożego narodzenia o 8 rano nagle rozbolał mnie kręgosłup.Ból był potworny i nie do wytrzymania potem rozbolał mnie brzuch.Wezwaliśmy z mężem pogotowie.Lekarz z karetki jeszcze się uśmiechał że pewnie za dużo sie najadłam bo to święta.Uspokajał mnie że zbadają i wróce do domu.W karetce jednak zaczęłam wymiotować żółcią.Czułam że jest ze mną coraz gorzej.Dojechałam do szpitala tam odrazu zrobili usg.Pytałam co mi jest lekarz odparł tylko że Odkleiło się całkowicie łożysko i musi operować.nie wiedziałam o co chodzi byłam w szoku.Lekarz mówi że musi zrobić cesarkę.Ja na toale jak to za wcześnie zapytałam lekarza czy moje dziecko przeżyje on na to że nie wie.Powiedział że cuda się zdarzają ale nie daje gwarancji.Powiedział też że mam krwiaka i jeśli zaraz tego nie zrobi to moje życie jest zagrożone.Nie podpisałam zgody zabrali mnie na sale dali znieczulenie i zaczął sie koszmar.Mój synek urodził się 26.12.2012 roku w Zielonej Górze ważył 650 gram i był na 23 cm długi.Pierwszą dobę nie chcieli mi go pokazać mąż wybrał imię i był przy nim gdy siostry go chrzciły.Wszyscy powtarzali tylko że jest w złym stanie że malutki że ratują bo 23 tydzień ale tak naprawdę to jeszcze płód.Poszłam go zobaczyć na drugi dzień.Był najmniejszy z wszystkich dzieci ale taki śliczny taki nasz.Miał rączki,nóżki nawet łapał mnie za paluszek.Modliłam się błagałam Boga żeby sie udało żeby przeżył.Niestety mój synek dostał krwiaka na główce.Po dwóch dniach 28.12.2012 o godz 12 zmarł.Pochowaliśmy go z mężem sami bez rodziny.W końcu tylko my go widzieliśmy nie chciałam gapiów i plotek.Nie moge sie z tego otrząsnąć .Mój starszy syn co chwile pyta kiedy będzie dzidzia bo czeka.Ja już nie wiem co mówić.Moje maleństwo jest na cmentarzu .Mam po nim dwie pamątki czapeczkę którą ubrały mu siostry na oddziale.Mam też bliznę od pępka w dół chodz brzydka przypomina mi co dzień że jestem ANIOŁKOWĄ MAMĄ KOCHAM CIĘ PIOTRUSIU MOCNO PRZYTULAM TĘSKNIĘ DAM MI ZNAĆ CO MOGĘ DLA CIEBIE ZROBIC KOCHANIE
 
Moja Laura umarła zamim się urodziłą....nawet niewiem kiedy tro się stało(22tc) ...wywołali mi poród i wiedziałam że urodzi się martwa i nigdy jej nie przytulę nie usłyszę jej płaczu........i rodziłam ból fizyczny nie miał znaczenia psychiczny pozostał do dziś Pożegnałam się z nią w drodze na cmentarz tuląc maleńką białą trumienkę.... Myślałam że czas trochę pomoże ale u mnie nie jest lepiej szczególnie gdy ,,włączę myślenie dlaczego ??????" i pytania bez odpowiedzi.... tak bardzo córeczko(*) tęsknię każdego dnia i każdej nocy
 
Anastazjo mój synek zmarł także 28/12/2012 o 14:15 po 30 dniach walki...jak sie urodził ważył 600 gram, 32 cm...wczoraj minelo 5 miesiecy od odejścia naszych Aniołków (*)(*)(*)

Kazda z nas codziennie tęskni za swoim dzieckiem, każdej z nas brakuje naszego maleństwa...to się nie zmieni...z czasem tylko uczymy się sobie lepiej lub gorzej radzić z ta tęsknotą...

Wierzę, ze nasze Aniołki są cały czas z nami, w każdej minucie...i chociaż jedyne co mozemy zrobić to kochać, pamiętać, modlić sie za nich i dbać o ich małe domki, to cieszę się, że było nam dane przez chwilę poznać nasze dzieci, tu na ziemi...
 
Dawno tu nikt nie zagląda. Ja 03. 04.2018 trafiłąm z krwwieniem do szpitala. To był 6/7 tydzień ciąży wg USG, wg OM 8 tydzień. Jeszcze na świeżo czuję ból i czekam na wyniki hist-pat. Drugie poronienie, czwarta ciąża. Jest ciężko, jutro wracam do pracy i nie wiem, co będzie dalej. Bliżej mi do 40stki, więc chyba już nie zajdę/ donosze kolejnej ciąży. Żegnam mojego aniołka*
 
reklama
Witam wszystkich, ja rowniez chcialam opowiedzieć moja smutna historie. Zaczne ze mieszkam w Irlandii, Mam 30 lat, męża od 9 lat i tak zawsze mówiliśmy że jeszcze nie czas na dziecko, w koncu po ponad 6 latach po ślubie (10 latach razem) stwierdziliśmy że juz mozemy zacząć się starać, i tak ponad 2,5 roku po różnych badaniach, odróżnieniu jajowodow itd w koncu pojawiły się dwie piękne i tak wyczekiwane kreseczki wszystko było dobrze,bardzo byliśmy szczesliwi, do czasu 6 miesiąc. Pojechaliśmy na USG do szpitala i podczas badania pani doktor wykryła wadę serduszka maleństwa, zrobiono mi badanie prenatalne i po okolo swych tygodniach wróciliśmy zeby dowiedzieć się jakie są wyniki. Były bardzo złe, wykryli wady genetyczne płodu(podwojenie chromosomu 10)malutki bardzo wolno rosnie, ma za maly brzuszek. Lekarze sami nie wiedzieli tak naprawde z czym to sie moze wiazac.wysłali nas znów do genetyka. Pani genetyki mówiła, że mały moze byc opóźniony w rozwoju, może nie mówić, nie chodzić itd. Mieliśmy spotkania z ludźmi z pomocy społecznej, oferowali nam wszelką pomoc gdy mały juz sie urodzi.ale my i tak go nadal pragnelismy, byliśmy gotowi przebudować caly dom dla niego zeby tylko jemu było dobrze. Pozniej znów co dwa tygodnie Usg i sprawdzanie czy mały przybiera na wadze. Niestety waga bardzo słabo wzrastała ok 100-150 G na dwa tyg. W 36 tc w domu wypadł mi czoło miodowy, pojechaliśmy do szpitala, tam ktg i dziecko tracili tętno, szybka decyzja cesarski. Filipek urodził się bardzo malutki 1600g, zabrali to natychmiast. Gdy mąż sie dowiadywać mówili że wszystko będzie ok, lecz po 5h malutki przestał oddychać samodzielnie. Następnego dnia gdy go odwiedziłem z samego rana był juz popodlaczany do różnych maszyn, był taki maleńki i bezbronny. Z upływem czasu serduszko przestało samo funkcjonować, nerki rowniez, do tego dziwny płyn w żołądku i nieprawidlowosci w mozgu. Filipek był juz na morfinie. Przyszedł do nas lekarz i powiedział że daje mu bardzo małe szanse na przeżycie. My nadal wierzyliśmy ze nas mały rycerzyk bedzie walczył i sie nie podda. Drugiej doby z samego rana przyszedł do mnie znów ten sam lekarz, ja juz wiedzialam ze cos jest nie tak, od razu zaczęłam płakać zapytał się gdzie jest mój mąż, bo wiedział że nie będę w stanie z nim rozmawiac. Mąż był jeszcze w domu, zaraz minął przyjechać. Doktor powiedział że malutki strasznie się męczy, jest bardzo chory i musimy to odłączyć i pozwolić mu odejść, ze odlaczymu go kiedy bedziemy gotowi!! Nie mogłam słowa z siebie wyksztusic, w koncu zadzwoniłem do męża zeby natychmiast przyjechal. Był niemal natychmiast. Plakalismy, krzyczelismy ale i tak wiedzielismy ze musimy to zrobic, musimy bo maly bardzo cierpi i tylko to sie liczylo, zeby go juz nie bolalo!! Załamani zadzwonilismy do znajomych zeby do nas przyjechali, wezwalismy księdza zeby dac mu chrzest i ostatnie namaszczenie. Postanowiliśmy odłączyć małego o 17, gdyż wtedy mijały mu dokładnie dwie doby. Przyjechali znajomi, wszyscy zrozpaczeni i zalamani.Normalnie nikt obcy nie może wchodzić na ten odział gdzie był Filipek ale nas wszystkich wypuścili bez problemu. Byliśmy z nim caly czas. O 15 przenieśli nas do innego pomieszczenia, przywieźli malutkiego i po raz pierwszy pozwolili nam to wziąć w ramiona. Strasznie się bałam, wciąż bym popodlaczany do tych wszystkich maszyn, bałam się zeby czegoś nie wyrwać czy nie zgiac ale udało się, trzymałam to w końcu na rękach, nawet oczka zaczal otwierac pare razu jakby chcial nas zapamietac. w koncu mogłam przytulić i pocałować, okolo 16.30 pielęgniarka zaczęła powoli przygotowywać się do odlaczenia maszyn. Siedzieliśmy i tylko czekaliśmy na jego śmierć! o 17 Filipek był juz dołączony, zostawili mu tylko morfine. Umówiliśmy modlitwę za niego i nadal tylko czekaliśmy aż przestanie oddychać. Czas mi Jak, 5,10, 15 min, godzina, druga, a on nadal był z nami. Pielęgniarka postanowiła nas przenieś znów do niego prywatnego pokoju, gdzie było juz normalne łóżko, przenieśli nas, dochodziła juz 21, znajomi stwierdzili że zostawia nas juz samych z małym żebyśmy mogli się nim nacieszyć. Polozylismy sie na łóżku A Filipek w środku, był juz bardzo bardzo słaby, nawet nie wiem jak to opisać, taki bez życia, taki wiodki i caly siny. Walczyliśmy kołysanka, prosilismy zeby nas nie zostawiła, otrzymaliśmy to za te jego długie paluszki, chcieliśmy jak najdłużej mieć to przy sobie. Niestety o 22 Filipek odszedł juz na zawsze. Wezwalismy panią doktor, potwierdziła zgon. Że szpitala dostaliśmy wcześnie pamiątkowy box, w którym były dwa takie same male misie, odciski rączek i stopek, chcieliśmy mu pukiel włosków, był też jego kocyk. Wykapalismy to jeszcze, dalismy mu jednego misia A drugiego zachowałam ja I juz to zabrali. Nie mogłam wyjść ze szpitala nawet na wlasnie zadanie bo nie minęły jeszcze 3 doby po cesarce, na szczęście mąż mógł zostać ze mną. A od rana przygotowania do sprowadzenia ciała do Polski, na szczęście moj maz sie tym zajął z pomocą ludzi z opieki ze szpitala. Wróciłam do domu, dopiero tam tak naprawdę zrozumiałam co się stało, że mialam cesarce i ze tak mnie wszystko Boliiii. Zawsze ktoś przy mnie był, bo mąż wciąż załatwiła wszystkie papiery, tłumaczenia.Ale sie udalo wszystko załatwić, mogliśmy małego pochować w Polsce.Odwiedzilismy jeszcze malego w kaplicy, kupilismy trumne i kiekne biale ubranko dla maluszka, wtedy zamienilismy misie, ja dostalam jego a on mojZ powodu mojej cesarski musieliśmy czekać równo tydzień zeby zdjąć szwy(mialam metalowe klipsy) zeby wyruszyć w podróż do naszego kraju samochodem. Szybko dojechaliśmy, bo w nie całe dwa dni. Następnego dnia był juz pogrzeb, monet opuszczania trumny do ziemi był dla mnie najgorszym momentem, chcialam tam wskoczyć i zostać juz z nim wsparcie męża, rodziny, przyjaciół pomogło mi, byliśmy załamanie, ale jest coraz lepiej. Najgorsze że po powrocie do Irlandii gdy spotykałam różnych ludzi, każdy pytał jak maluszek i rozdrapywal ranę od początku, nawet teraz jeszcze po 4 miesiacach ludzie sie nadal pytają...
 
Do góry