mala_mi1987
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 5 Sierpień 2018
- Postów
- 233
Witajcie
Długo się zbierałam aby napisać i w końcu - jakoś muszę to z siebie wyrzucić, bo już nie daję rady.
Mam 36 lat, na wizycie u lekarza dowiedziałam się, że z racji wieku powinnam zrobić badania prenatalne. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, jak one zmienią moje życie i nastawienie do wielu spraw.
Radość ciąży zniknęła, gdy w 12tc miałam usg prenatalne, wszystko okazało się prawidłowe oprócz NT, które wyniosło 5,7mm. Jeszcze wtedy nie rozumiałam, o co w tym chodzi. Lekarz stwierdził, że nie podoba mu się to i pierwsza rzecz o jaką mnie spytał, to było, co zrobię, gdy okaże się, że dziecko jest chore, czy usunę ciążę. To był dla mnie szok. Leżę i patrzę na ten monitor, jak ta mała istotka wywija fikołki, a on mnie pyta o takie rzeczy!!! Niewiele kojarzyłam z tego co mi potem tłumaczył, milczałam jak zaklęta i przez mgłę tylko pamiętam, że wspomniał o tym, by się wstępnie umówić na usg połówkowe i zalecał amniopunkcję. Po wyjściu z gabinetu w lekkim szoku poszłam na pobranie krwi do testu pappa i wróciłam do domu w stanie totalnej hipnozy.
Po chyba tygodniu dostałam informację, że są już wyniki, ale do odebrania u lekarza w gabinecie bo jest wizyta z konsultacją. Przez czas oczekiwania przejrzałam fora i różne artykuły i wiedziałam, że sam wiek psuje bardzo wyniki. Tak więc mimo tej wiedzy szok i tak był, bo trisomia 21 wyszła 1:8, trisomia 18 1:25, trisomia 13 1:97. I tylko przez to NT i wiek???
Wizyta u genetyka, cytuję: "do usg to nie mam do czego się przyczepić, wszystko prawidłowe". Tylko to nieszczęsne wysokie NT - pomyślałam. Dostałam skierowanie na dodatkowe rozszerzone badanie mikromacierzy, choć uważała, że robi to tylko na prośbę mojego lekarza, bo nie widzi wskazań.
No nic myślę, trzeba zrobić tę amniopunkcję. Czekałam ponad dwa tygodnie żeby było po 15tc. Pojechałam do szpitala, lekarz stwierdził, że będzie bezpieczniej z racji tego, że daleko mam do domu. I chwała mu za to... Naczytalam się, że nakłucie nie boli, trwa chwilę i takie tam, ale dalej był paniczny stres, bo nie mogłam sobie wyobrazić wbijania tej igły w brzuch. Nakłuwali mnie trzy razy, nie udało się nic pobrać. Pierwszego nakłucia prawie nie czułam, przy drugim pojawił się znaczny ból, przy trzecim już nie mogłam oddychać. To był koszmar. Lekarze nie wiedzieli co się dzieje. Usłyszałam, że mam oddychać, że z dzieckiem wszystko jest ok. Na usg nie było widać, co mogło być powodem, że nie mogą się przebić. Powtórka za tydzień. Myślałam, że umrę. Dostałam przeciwbólowy, antybiotyk i magnez z pompy. Najtrudniej było przetrwać ten tydzień oczekiwania, najbardziej bałam się tego bólu. Czas jakoś szybko minął i znowu pojawiłam się w szpitalu. Tym razem poprosiłam lekarke o magnez przed zabiegiem, zgodziła się. Co za ulga. Za pierwszym razem znowu się nie udało, wezwali innego lekarza, tak mieli zrobić, gdy coś nie wyjdzie. Widać było, że facet ma doświadczenie, spojrzał na usg i pewnym ruchem wbił się, pobrali 22ml. Okazało się, że mam zrosty po cc z poprzedniej ciąży, stąd cała prawa strona macicy jest taka, że igly im się wyginały. W końcu po wszystkim. Nie bolało.
Minęły dwa tygodnie, wczoraj dzwoniłam, nie ma jeszcze wyników. Prosili by dzwonić po upływie trzech tygodni. Choć lekarz mówił, że przy mikromacierzach powinny być po niecałych dwóch i nie brałam przyspieszonych, tym bardziej też, że po tych przeżyciach i zapomniałam zapytać. Pierwszy tydzień jakoś zleciał, drugi zaczął się dłużyć. Nie mam z kim o tym porozmawiać, unikam znajomych bo nie chcę już słuchać pytań o samopoczucie i całej reszty. Moja rodzina o niczym nie wie, oprócz tego, że jestem w ciąży, nie mam z nimi dobrych relacji. Wczoraj pokłócilismy się z partnerem, to jest/będzie jego pierwsze dziecko, moje drugie. Nie wytrzymał napięcia, stresu, to się tak dłuży. A ja też już wymiękam, starsze dziecię trzeba ogarnąć do szkoły, odrobić lekcje itd. Czuję, że mam niezłego doła, zmuszam się, by się ogarnąć, prawie nie wychodzę z domu, unikam ludzi, nie odbieram telefonów. To mnie przerasta. Panicznie boję się wyników. Tego, co będzie dalej.
Rowi, mama 31 lat, druga ciąża - ryzyko 1:68 ZD, NT 3,2 - zostałam skierowana na amniopunkcję, wynik: aberracja chromosomowa w chromosomie 10, inwersja. W wyniku przypadku musiałam mieć 2 amniopunkcję, by lekarze mogli stwierdzić czy są jakieś mikrouszkodzenia w chromosomie. Znam ten bół i szok oczekiwania na drugą amniopunkcję. Nie wiem, która była gorsza. Pierwsza to nie wiedziałam na co idę, druga- ciąża już była spora, dzidzia już zaczynał szaleć. Również tak jak Ty, nie chciałam nikomu mówić, ale co się dzidzia będzie ukrywać brzuch mam o wiele większy niż w pierwszej ciąży, gdy mówię,że do porodu zostało jeszcze 3 miesiące to ludzie wybałuszają oczy
Mikromacierz faktycznie jest szybciej niż sama amniopunkcja, przy czym nie wiem,gdzie robiłaś, ja w Instytucie Matki i Dziecka i tam podpisywałam taki druczek, w którym pisało,ze ten wynik może być szybciej jeżeli uda się zbadać materiał nową metodą, bo jeżeli nie to oczekiwanie jest dłuższe.
Z moim mężem było tak, że zamknął się w sobie, nie chciał rozmawiać na ten temat, on po prostu tak reaguje na stres. Mnie to denerwowało, bo wolałabym z nim o tym gadać. Raz stwierdził,że nic nie mówi,bo on wie,ze będzie dobrze (wieczny optymista) i to ja zawsze marudzę (wieczna pesymistka). Ale emocje są. Co mogę Ci doradzić- czytaj, oglądaj coś zajmującego, ja np. oglądałam pamiętnik Podręcznej i przeżywałam jej historię... byle nie myśleć o rzeczywistości.
Parę dni temu koledze męża urodził się synek, zdrowy, ryzyko mieli chyba 1:40, czy nawet mniej. Mama lat 40, leżała w szpitalu z 20-latkami,które miały ryzyko 1:28 coś takiego i wszystkie mają zdrowe dzieci.