Jagoda - a nie można poprosić dyrekcji, żeby umieściła ich w jednej? To przecież nie jest chyba jakiś wielki problem?
Kunda - ja do tej pory spotykałam się z opiniami psychologów, że nie jest dobre dla dziecka, żeby 6-latek chodził do klasy z 7-latkami, bo jest jednak duża różnica rozwojowa, i takie dziecko automatycznie będzie się starało dorównać tym starszym, a że nie zawsze musi się to udać, to może powodować problemy ambicjonalno-emocjonalne. Z tego zresztą względu ja wolałabym, żeby mój syn chodził do klasy dla 6latków, a nie mieszanej. Z drugiej strony, będąc ostatnio na rozmowie z dyrektorką i psychologiem ze szkoły, którą rozważałam dla mojego synka, usłyszałam, że oni właśnie specjalnie nie będą robić oddzielnej klasy dla 6-latków, tylko mieszane, żeby nie powstała taka różnica poziomów, o czym ty piszesz. Więc sama już nie wiem. Na zdrowy chłopski rozum - jeśli klasa jest naprawdę mieszana, tzn. jest w niej pół na pół, albo z niewielką przewagą starszych czy młodszych, to może to być OK, ale jeśli 6-latki mają stanowić kilka wyjątków, to pewnie trzeba się liczyć z potencjalnymi kłopotami.
OK. To teraz spróbuję w miarę zwięźle wyłożyć swoje stanowisko, choć pewnie i tak wyjdzie mi pościsko stulecia
Gdyby nie to, że nasz rocznik, 2005, jest tym przełomowym dla reformy rocznikiem, to wcale bym sobie nie zawracała głowy myśleniem, czy posyłać Bruna jako 6-latka. Szedłby normalnie do zerówki. Myślę, że wcześniejsze posyłanie dziecka do szkoły na sens tylko w indywidualnych, wyjątkowych przypadkach, kiedy dziecko młodsze rzeczywiście przewyższa swoich rówieśników pod względem rozwoju i intelektualnego, i społecznego. Ale z naszym rocznikiem sprawa ma się inaczej o tyle, że jeśli teraz nie puścimy dzieci jako 6-latków, to za rok pójdą razem z całym rocznikiem 2006, czyli do szkół/klas, które będą musiały pomieścić te dwa skomasowane roczniki. I w związku z tym widzę wiele mankamentów, które przemawiają
ZA:
- puszczając dziecko dopiero w 2012 narażamy je na naukę w przeładowanych rocznikiami szkołach i klasach, i to przez całą ich dalszą drogę, co ma konkretne konsekwencje - np. lekcje na późniejsze godziny, nauczyciele z łapanki, większa konkurencja podczas egzaminów do gimnazjów i liceów
- jak dziecku z takich czy innych względów podwinie się noga, to będzie musiało powtarzać klasę z dziećmi aż o 2 lata młodszymi, co naprawdę nie jest zdrową sytuacją
- w tej chwili nasze przedszkole (nie wiem, jak jest w innych, ale chyba tak samo, bo to wytyczna kuratoryjna) realizuje już nowy program dla 5-latkow, stworzony z myślą o tym, że idą do szkoły jako 6-latki. Patrze na to, co robią i widzę, że naprawdę niewiele się to różni od tego, co było kiedyś w zerówkach. Nie uczą się wprawdzie pisać liter, ale uczą się je czytać, uczą się literowania, sylabizowania itd. Jeśli zostaną w zerówce, to znów będą mieć coś podobnego, a potem w szkole w 1 klasie - też podobne rzeczy. Warto obejrzeć podręczniki pierwszaków. O ile dwa lata podobnych zagadnień to może być rozwijanie czy ugruntowywanie wiedzy, o tyle trzy lata grozi już tym, że dziecko będzie się jednak trochę nudzić i straci naturalny w tym wieku pociąg do nowości.
- program pierwszaków, z tego co widziałam, nie jest bardzo trudny, nie sądzę, aby większość 6-latków miała z tym problemy, w szkole nie ma już ocen w klasach 1-3, nie ma podziału na przedmioty, i nauka naprawdę nie polega na biernym siedzeniu w ławkach przez bite 45minut. Ale tu oczywiście zależy wiele od nauczycieli. Czemu jednak mamy zakładać, że większość jest beznadziejna i będzie męczyć biedne maluchy? Na naszym forum mamy kilka nauczycielek i z tego co opowiadają, szkoła podstawowa naprawdę bardzo się zmieniła od naszych czasów (piszę "naszych" ze sporym przybliżeniem ;-)jako że stara doopa ze mnie i chodziłam do szkoły w latach 80' i 90' a niewątpię, że wiele tu mam, które wtedy dopiero przychodziły na ten piękny świat).
- no i ja myślę sobie, że lepiej jest skończyć szkołe w wieku lat 18 niż 19, bo z reguły potem bywa tak, że niekoniecznie pierwsze studia są trafione, albo chce się gdzies podrózować, człowiek próbuje w życiu różnych rzeczy, i bywa, że kończy studia dopiegając 30 albo i po. Zawsze lepiej mieć ten rok więcej, choć to oczywiście drobiazg.