reklama
Witajcie!
Bardzo zainteresował mnie ten wątek, ponieważ aktualnie jestem nauczycielem klasy pierwszej, w której uczą się razem sześciolatki i siedmiolatki (prawie pół na pół). Wszystkie komentarze, które umieściłam, lub umieszczę, przy Waszych postach to efekt moich osobistych szkolnych doświadczeń. Nie jestem ekspertem. Pomysł wprowadzenia sześciolatków do polskich szkół nie podoba mi się. Jednak są w mojej klasie sześciolatki, o których dzisiaj, po kilku miesiącach pracy, mogę śmiało powiedzieć, że dobrze, że do szkoły już trafiły.
Bardzo zainteresował mnie ten wątek, ponieważ aktualnie jestem nauczycielem klasy pierwszej, w której uczą się razem sześciolatki i siedmiolatki (prawie pół na pół). Wszystkie komentarze, które umieściłam, lub umieszczę, przy Waszych postach to efekt moich osobistych szkolnych doświadczeń. Nie jestem ekspertem. Pomysł wprowadzenia sześciolatków do polskich szkół nie podoba mi się. Jednak są w mojej klasie sześciolatki, o których dzisiaj, po kilku miesiącach pracy, mogę śmiało powiedzieć, że dobrze, że do szkoły już trafiły.
Tak, ale... W przedszkolu dzieci mają dużo czasu na swobodną zabawę. Podczas lekcji nawet zabawa jest zwykle zabawą kierowaną przez nauczyciela, który określa w co i jak się bawimy. I tak przez cztery-pięć godzin lekcyjnych dziennie dziecko ma się podporządkować poleceniom nauczyciela. To znaczy, że nie ma czasu na to, by robić to, co się chce, chyba, że to „chce” jest zgodne z tym, co proponuje nauczyciel. To bywa frustrujące, do tego trzeba dojrzeć emocjonalnie. A jeśli dziecko nie jest się w stanie dostosować, to może mieć problem ze zdobyciem ważnych umiejętności - gdy nauczyciel tłumaczy - ono buja w obłokach.To z tego, że dzieci nie muszą być skupione 45 minut. Mają np. 20 minut matematyki, a potem plastykę, gdzie mogą też sobie połazić po sali...
A ja bym zaczęła od zbadania, gdzie idzie, a dopiero potem decydowała, czy idzie, bo:Hej,
Może jeszcze nie do końca wiemy gdzie, ale idzie do 1 klasy.
- szkoła kameralna z jedną klasą pierwszą, drugą itd. to nie to samo co szkoła, w której jest 5 klas pierwszych, drugich itd.
- klasa mieszana siedmiolatki+sześciolatki to nie to samo co klasa samych sześciolatków
- szkoła z dobrą świetlicą to nie to samo co szkoła ze świetlicową przechowalnią
- nowatorski nauczyciel, który wybrał podręczniki NAPRAWDĘ dostosowane dla sześciolatków to nie to samo co tradycjonalista, który wybrał podręcznik odpowiedni dla siedmiolatków po "dawnej" zerówce z czytaniem i pisaniem
itd.
Właśnie! Mało kto myśli o tym, jak dziecko poradzi sobie z przedmiotami ścisłymi za kilka lat. Czy WTEDY będzie mu łatwiej, czy trudniej i o ile trudniej. Czy obecnie szybki w porównaniu z rówieśnikami rozwój dalej będzie równie szybki, czy może zwolni?...Martwi mnie wiek około 9 lat ,gdzie on byłby już w klasie 4 i rozwiązywał skomplikowane ułamki.Nie przeskoczy programu klas 4-6.Jestem za tym ,aby szedł zgodnie z rozwojem .A W wieku lat 7 poszedł razem ze swoja klasą 1 równocześnie do szkoły muzycznej.
Sześciolatek, który teraz pójdzie do szkoły, również zazna tego tłoku, tyle, że w klasie drugiej i kolejnych. Zyskuje tylko rok "luźniejszej" szkoły podstawowej, a potem "luźniejszy" rok gimnazjum....Jeżeli dodam sobie problemy... czyli powstaną dodatkowe oddziały w podstawówkach - nauka na zmiany, będzie problem z dostaniem się za 6 lat do lepszego gimnazjum i tak dalej przez całe życie dziecka...
Egzaminy do gimnazjum... Przecież WSZYSTKIE dzieci muszą trafić do gimnazjów. Te najlepsze gimnazja też będą musiały stworzyć więcej klas pierwszych. Jak myślisz, którym dzieciom będzie się wtedy łatwiej do nich dostać? Ja stawiam na te, które później rozpoczęły naukę.
To czego i kiedy uczą się dzieci zależy od:Ba, w szkołach, gdzie byłam na dniach otwartych panie mówiły, że przez pierwszy miesiąc do dwóch w ogóle nie uczą się jeszcze pisać i czytać, tylko ćwiczą rączki szlaczkami itd., a liter uczą się głównie wzrokowo.
- Pani i jej podejścia
- wieku innych dzieci w klasie i ich umiejętności
- wybranych podręczników (wszystkie są zgodne z podstawą programową, ale niektóre BARDZO poza nią wykraczają i tak naprawdę zakładają wcześniejsze przygotowanie dziecka w dawnej zerówce - sama niestety na takich pracuję).
Doświadczenia sześciolatka w szkole mogą być bardzo różne, w zależności od tego jak trafią )) Nie zapominajmy, że jesteśmy w okresie przejściowym. Nauczyciele i wydawnictwa też muszą się dostosować, to wymaga czasu.
Wszystko zależy od szkoły i nauczyciela.W pierwszych klasach nie obowiązują dzwonki, nauczyciel robi przerwy i zmienia tok zajęć tak, jak mu to odpowiada, dostosowując to do uwagi i nastroju dzieci. Zajęcia wymagające skupienia są przeplatane luźniejszymi i zabawami.
U nas dzieci normalnie wychodzą na przerwy, gdzie mają kontakt również ze starszymi rówieśnikami. Spędzam (jestem nauczycielem) przerwy w klasie, ale pozwalam im wychodzić. Niektóre przerwy spędzają przymusowo poza salą, na przykład między angielskim a religią, bo wtedy mnie jeszcze nie ma w szkole. Znam szkołę, w której sale pierwszoklasistów są zawsze zamknięte podczas przerw, dzieci - na korytarzu, nauczyciel - w pokoju nauczycielskim.
Rzeczywiście staram się dostosować zajęcia do możliwości psychofizycznych dzieci. Mam jednak w jednej klasie nad wiek rozwinięte siedmiolatki (po "dawnej: zerówce) razem z typowymi lub "dojrzałymi" sześciolatkami. Nie oszukujmy się, często "równam w górę", czyli bardzo dużo wymagam od sześciolatków. Początkowo miałam wyrzuty sumienia, teraz nie - w starszych klasach będą traktowani tak jak dotąd typowi czwartoklasiści i spotkają się z takimi samymi wymaganiami, takie są realia w naszej szkole. W mojej szkole jest 120 pierwszoklasistów. 16-tu z nich to sześciolatki - rozrzucone w różnych klasach. Ton nadają jednak siedmiolatki.
za pójściem do szkoły jako 6-latek:
...
2. bo Marta i tak pójdzie jako 6-latek, wiec może Maja kiedyś tam poczułaby się pokrzywdzona
...
4. gdyby urodziła się 2 m-ce później, czyli już w 2006, to i tak przymusowo poszłaby do szkoły jako 6-latek
...
5. ta pierwsza klasa to jeszcze trochę tak jak w przedszkolu, też maja na sali wykładzinę, zabawki...
/QUOTE]
ad. 1 A może Maja byłaby za to wdzięczna? Tak samo prawdopodobne ))
ad. 4 Gdyby urodziła się dwa miesiące później, czyli 2-go stycznia 2006 rzeczywiście musiałaby iść do szkoły jako sześciolatek. Dokładnie - poszłaby pierwszy raz do szkoły 1-go września 2012 roku, czyli w wieku 6lat i 9 miesięcy.
Jednak Ona urodziła się 2 listopada 2005, więc masz wybór - możesz ją posłać do szkoły:
a) 1-go września 2011 w wieku 5 lat i 11 miesięcy
a) 1-go września 2012 w wieku 6 lat i 11 miesięcy.
A to JEST różnica.
Czasami decydując, czy posłać dziecko wcześniej do szkoły decydujemy tak naprawdę o tym, czy pod względem wyników w nauce będzie w czołówce klasy, czy też w ogonie. Dotyczy to szczególnie klas "mieszanych" - sześciolatki i siedmiolatki razem.
Jeśli szkoła jest nieprzystosowana, klasa mieszana, a dziecko niedojrzałe emocjonalnie - lepiej nie posyłać, zbyt duże ryzyko.
reklama
margot
Mamma Mia!
- Dołączył(a)
- 4 Październik 2004
- Postów
- 12 235
Łania, dzięki za wypowiedzi. Fajnie usłyszeć coś od nauczyciela. Masz rację, najwięcej zależy tak naprawdę od tego, na jakiego pedagoga dzieci trafią, i na jaką szkołę. Ja bardzo się cieszę, że w naszej podstawówce jest osobna klasa dla 6 latków. Ogólnie szkoła wydaje mi się przyjazna i sensowna, opinie o niej są dobre, a pani która ma objąć wychowawstwo w 6 latkach jest ponoć świetna, więc mam nadzieję, że będzie dobrze, co nie znaczy, że opuściły mnie wszelkie lęki i wątpliwości.
W jednym się tylko z Tobą nie zgodzę - że problemy związane ze skomasowaniem roczników będą w takim samym stopniu dotyczyć naszych dzieci niezależnie od tego, czy przyjdą do szkoły teraz, czy za rok. Piszesz, że te najlepsze gimnazja też będą musiały utworzyć więcej klas. Nie do końca tak jest. Nie wiem, skąd jesteś, ale w Warszawie znaczna część tych najlepszych gimnazjów to szkoły społeczne i prywatne. A one nie będą tworzyć więcej klas, nie tylko dlatego, że nie muszą, bo nie mają obowiązku przyjęcia wszystkich dzieci z rejonu, ale także dlatego, że zazwyczaj nie mają na to szans - to w większości małe szkoły, borykające się z trudnościami lokalowymi. Tam będzie się po prostu trudniej dostać i tyle. Po drugie, teraz w szkołach pracują ludzie jakoś tam sprawdzeni. Oczywiście, zatrudnia się nowych, i bywają oni świetni, ale mogą się też kompletnie nie sprawdzić jako pedagodzy. Za rok szkoły będą musiały zatrudnić nowych nauczycieli, i łatwiej będzie o przypadkowe osoby. Ta sama historia powtórzy się potem w gimnazjach. Tam, gdzie nie będą mogli sobie pozwolić na zatrudnienie nowych będą stosowane inne rozwiązania - np. mam na wątku koleżankę, która uczy w podstawówce pod Warszawą, i tam jest planowane, że nauczyciele będą się dzielić wychowawstwem, a część zajęć będą prowadzić mniej obciążeni nauczyciele, np. nauczyciele muzyki czy wf. Pierwsze klasy 2012/2013 będą miały wychowawców "na spółkę" z klasami trzecimi. I zajęcia na zmiany. Oczywiście nikt nie gwarantuje, że tego typu niespodzianki nie mogą spotkać też dzieci z klasy 2, ale przynajmniej mam pewność, że pierwszy rok, czyli ten najtrudniejszy i kluczowy w przystosowaniu się do szkoły, moje dziecko będzie miało wychowawcę "na wyłączność", który będzie miał dla swojej klasy swój pełny czas, nie będzie zmuszony tyrać na dwóch etatach, i bez zajęć w systemie zmianowym. Zgadzam się, że oba (a właściwie trzy) roczniki odczują skutki reformy, ale jednak roczniki zaczynające naukę w roku 2012/13 odczują ją znacznie boleśniej niż te 2011/2012.
W jednym się tylko z Tobą nie zgodzę - że problemy związane ze skomasowaniem roczników będą w takim samym stopniu dotyczyć naszych dzieci niezależnie od tego, czy przyjdą do szkoły teraz, czy za rok. Piszesz, że te najlepsze gimnazja też będą musiały utworzyć więcej klas. Nie do końca tak jest. Nie wiem, skąd jesteś, ale w Warszawie znaczna część tych najlepszych gimnazjów to szkoły społeczne i prywatne. A one nie będą tworzyć więcej klas, nie tylko dlatego, że nie muszą, bo nie mają obowiązku przyjęcia wszystkich dzieci z rejonu, ale także dlatego, że zazwyczaj nie mają na to szans - to w większości małe szkoły, borykające się z trudnościami lokalowymi. Tam będzie się po prostu trudniej dostać i tyle. Po drugie, teraz w szkołach pracują ludzie jakoś tam sprawdzeni. Oczywiście, zatrudnia się nowych, i bywają oni świetni, ale mogą się też kompletnie nie sprawdzić jako pedagodzy. Za rok szkoły będą musiały zatrudnić nowych nauczycieli, i łatwiej będzie o przypadkowe osoby. Ta sama historia powtórzy się potem w gimnazjach. Tam, gdzie nie będą mogli sobie pozwolić na zatrudnienie nowych będą stosowane inne rozwiązania - np. mam na wątku koleżankę, która uczy w podstawówce pod Warszawą, i tam jest planowane, że nauczyciele będą się dzielić wychowawstwem, a część zajęć będą prowadzić mniej obciążeni nauczyciele, np. nauczyciele muzyki czy wf. Pierwsze klasy 2012/2013 będą miały wychowawców "na spółkę" z klasami trzecimi. I zajęcia na zmiany. Oczywiście nikt nie gwarantuje, że tego typu niespodzianki nie mogą spotkać też dzieci z klasy 2, ale przynajmniej mam pewność, że pierwszy rok, czyli ten najtrudniejszy i kluczowy w przystosowaniu się do szkoły, moje dziecko będzie miało wychowawcę "na wyłączność", który będzie miał dla swojej klasy swój pełny czas, nie będzie zmuszony tyrać na dwóch etatach, i bez zajęć w systemie zmianowym. Zgadzam się, że oba (a właściwie trzy) roczniki odczują skutki reformy, ale jednak roczniki zaczynające naukę w roku 2012/13 odczują ją znacznie boleśniej niż te 2011/2012.
Podziel się: