reklama
kasia.natka
Fanka BB :)
Basia mnie przystawiono dziecko do piersi już na sali porodowej chociaż tylko na chwilę ale zawsze coś a poza tym nie wiem czemu piszesz że będziesz musiała "walczyć" o szybkie karmienie a nie "po kilku godzinach" przecież nikt ci tam dziecka nie zabierze więc już po chwili będziesz na sali poporodowej z maleństwem i będziesz mogła go przystawiać do piersi ile zechcesz
- Dołączył(a)
- 20 Maj 2012
- Postów
- 8
witajcie dziewczyny. bardzo was proszę o głosik na mojego skarba w konkursie. z gory dziękujemy
Ciążowy Konkurs Sport od Małego na 40tygodni.pl
Ciążowy Konkurs Sport od Małego na 40tygodni.pl
Piszę tak, bo czytam, że dziewczyny dużo piszą o dokarmianiu, moje koleżanki były straszone spadkiem wagi u dzieci i namawiane do dokarmiania, albo dzieci jak zabierano na badania czy szczepienia dostawały butle bez wiedzy matki
kasia.natka
Fanka BB :)
Basiu wszystkie badania są wykonywane przy tobie podczas wizyt w salach a na kąpiel czy szczepienie też możesz iść z dzieckiem, ja chodziłam i raczej wątpię żeby szczepiąc dzieciaczki jednego za drugim ktoś się jeszcze przejmował żeby je dokarmiać - szczepienie i zwrot do mamy nikt cię tam do niczego nie zmusi ale jeśli widzą że jest problem z karmieniem, dziecko głodne, płacze a waga spada to mówią żeby dokarmić ale co zrobisz to twoja sprawa
No i o to mi chodzi, a waga na początku zawsze powinna się zmniejszyc, bo noworodek traci wodę z organizmu, wypaca ją, wysikuje i dla mnie nie jest to powód do straszenia, że dzidziuś jest głodny, moje małe też traciły ale na początku 3 doby zaczynały nadrabiać i wszystko było ok, najważniejsze to mieć malucha przy sobie i karmić kiedy ma ochotę, na początku maluch je malutkie ilości i dlatego powinien często być przystawiany
Witajcie.
Chciałam Wam dziewczyny opowiedzieć moja przygodę z Ujastkiem, może to kogoś uchroni przed tym co ja przeszłam.
Mojego synka urodziłam pod koniec kwietnia - w sobotę. Problemy zaczęły się już na sali porodowej. Po czterech godzinach na przedporodowej trafiłam z pełnym rozwarciem na fotel. Po pól godzinie lekarz stwierdził ze za długo to trwa i postanowił mi "pomóc". Po prostu wypchnął ze mnie dziecko-nazywa się to chyba chwytem Kristellera, na pewno wiecie jakie ryzyko ze soba niesie, podobno jest nawet zakazany (zresztą na mojej karcie wypisowej nie wspomniano o jego użyciu !) W efekcie synek urodził się z krwiakiem podokostnowym na głowie-stracił dużo krwi, byl tak wyczerpany, ze nie miał wcale odruchu ssania. Ja pomimo porodu naturalnego trafiłam na sale pooperacyjną-musieli mnie obserwować bo mam dodatkowe problemy zdrowotne. Wiedziałam ze synek nie będzie mógł ze mną być przez pierwsza dobę, bo na pooperacyjnej nie ma takiej możliwości. Ale nie spodziewałam się tego co zdarzyło się później. Kiedy następnego dnia przenieśli mnie na zwykłą sale poszłam do mojego maleństwa. Powiedzieli mi ze mały musi być karmiony przez rurkę bo nie chce ssać. Pani doktor na moje pytanie kiedy będę mogla spróbować dostawić go do piersi odpowiedziała ze nie wie, ale to i tak nie ma sensu bo on za słabo ssie. Do poniedziałku nie miałam synka przy sobie, byłam podłamana, on był podłączony do rurki z pokarmem i do antybiotyku-daja go od razu przy zielonych wodach płodowych. Byłam wystraszona, a żadna położna nawet się nami nie zainteresowała, nie pomogla go podnesz zebym mogla go chocial przytulic. Leżałam na sali z dziewczyna ktora miala przy sobie dziecko-okropne uczucie. W poniedziałek okazalo sie ze zabieraja go na patologie noworodka bo wprawdzie jego stan sie nie pogarsza, ale tez nie polepsza-nadal nie chcial jesc z butli (a do piersi nie pozwolili mi go dostawic). I wtedy zaczął sie nasz koszmar. Na patologie noworodk rodzice maja wstep tylko jakies trzy i pol godziny w ciagu dnia. Na poczatku wydawalo sie ze jest lepiej-Mikłaj zaczal jesz z butelki, lekarz z patologi powiedzial ze oni nie zaobserwowali z nim zadnych problemow z jedzeniem-pieknie ssal butelke. Wtedy tez panie pielegniarki zaproponowaly przystawienei syna do piersi. Niestety nie udalo nam sie, Mikołaj strasznie sie denerwowal i nic z tego ne wyszlo. Druga proba tkrze okazala sie fiaskiem. Odciagalam wiec pokarm i nosilam mu co trzy godziny-w tym czasie caly czas lezalam jeszcze w szpitalu. W srode ja wychodzlam do domu. Lekarz na patologii powiedzial ze Mikolaj ma wszystkie wyniki badan dobre, jest zdrow jak ryba, je bardzo ladnie, antybiotyk zostal odstawiony i w piatek bedzie mogl wyjsc do domu. W czwartek inny lekarz powiedzial to samo. W piatek natomiast dowiedzialam sie od bardzi nieprzyjemnego Pana doktora (typ ktory uwaza sie za Bog wie kogo z z toba rozmawia jak z idiota, mlodych rodzicow zas traktuje bardzo nieprzyjemnie, bardzo protekcjonalnie, okropny facet), ze absolutnie nie ma takiej mozliwosci zeby Mikolaj zostal wypisany do domu. Powiedzial ze wprawdzie jest zdrowy i nie ma zadnych przeciwskazan medycznych ale jest dlugi weekend, malolekarzy na dyżurze i on nie ma na to czasu bo sa inne dzieci-chore i to one go potrzebuja. Tego dnia rozmawialm z nim trzy razy, chociaz trudno powiedziec ze rozmawialam bo to ja mowilam, a on praktycznie na mnie krzyczal. Pozniej dorwala innego lekarza-ten obiecal mi ze nastepnego dnia bede ogla odebrac synka. Wiec pelna nadzieji przyjechalam dnia nastepnego. Na dyzuze byla jakas mloda Pani doktor. Uslyszalam ze ona ne wie kto mi obiecal wypisanie dziecka, ale ona na pewno tego nie zrobi bo dlugi weekend, malo lekarzy na dyzuze a ona dzisiaj jeszcze nawet sniadania nie zjadla. Zaproponowalam ze moze zabiore dziecko a po dokumenty przyade w tygodniu-tak robia inne szpitale w Krakowie. Ze skoro on jest zdowy a oni potrzebuja czasu dla innych dzieci , dzieci chorych to niech tym bardziej go wypuszcza do domu to przeciez nie beda musieli sie nim tutaj zajmowac.Uslyszalam ze nei ma takiej mozliwosci. Powiedzialam ze musze dzisiaj zabrac dziecko do domu bo minal tydzien po porodzie a ja nawet go ne dostawilam do piersi. Lekarka zasmiala mi sie w twarz i powiedziala ze "i co, mysli Pani ze w domu cos sie zmieni?"Wtedy nie wytrzymalam psychicznie-rozplakalam sie i zazadalam wypisania dziecka na zadanie.Lekarka najpierw zaczela sie ze mei smiac a pozniej uslyszalam ze nie ma takiej mozliwosci i koniec, bo bez ksiazeczki zdrowia go nie wypusszcza a nie maja czasu na jej wypisanie. Zapytalam czy wypuszcza go w poniedzialek-usyszalam ze nei wiadomo, nie moga mi tego zagwarantowac. Powiedzialam ze nic mnie to nie obchodzi, ze dziecko jest zdrowe i ja jako jego opiekun prawny oczekuje wypisania na zadanie i nic mnie nie obchodzi ich czas, dziecko nie jest ich wiezniem , jak ja w pracy mam duzo roboty i sie nie wyrabiam to zostaje w nadgodzinach i sniadania i obiadu tez nie zjadam. A tu przeciez chodzilo o moje zdrowe dziecko ktore juz od paru dni powinno byc ze mna w domu. Lekarka laskawie zgodzila sie zebysmy przyjechali wieczorem to moze uda je sie zanlez chwilke. Przyjechalismy-dokumenty byly juz gotowe a lekarka nagle stala sie mila. Bylam juz przygotowana,ze jezeli mi Mikolajka nie oddadza to dzwonie an policje, bo zgodnei z prawem wzgledy administracyjne mie moga decydowac o zatrzymaniu pacjenta w szpitalu, nawet wzgledy medyczne nie maja znaczenia przy wypisie na zadanie bo przeciez ma sie prawo decydowania kto ma nas/nasze dziecko leczyc. Ale Mikolaj byl zdrowy! Jedynym probleme byl dlugi weekend i to ze zle sobie ulozyli dyzury. I z tego powodu mialam cierpiec ja i moje dziecko. Wydaje mi sie, ze zdala sobie w koncu franca sprawe ze stoji przed nia kobieta na skrau wyczerpania psychicznego i moze przypomniala sobie idiotka ze uczyli ja na studiach o czyms takim jak depresja i psychoza poporodowa. Zabralismy dziecko do domu. Ale nasze problemy an tym sie nei skonczyly-Mikolaj mial odciaganego krwiaka-piec wizyt u chirurga.Odciagnieto mu tak duzo krwi ze dostal anemii. Problemy z karmieneim piersia, nie umial, ssal tylko zwykly smoczek. Do tego dochodzil moj stres zwiazany z ciaglmi wizytami u lekarzy. Efektem jest butla-Mikolaj ma dwa miesiace i odmowil wspolpracy. Przestrzegam wiec - moj pobyt w Ujastku wspominam okropnie. Psychicznie doszlam do siebie dopiero po paru tygodniach. Do tego doszly problemy z moim zdrowiem, zaden lekarz jednak nie przystanal na wizycie kontolnej przy moim lozku dluzej niz na minute. Gdybym sama nie Przestudiowala ulotek z lekow ktore dostalam to zaden lekarz nie zauwazylby ze zaczynaja sie u mnie efekty uboczne ich stosowania. Musiala ze nimi lazic po dyzurkach i prosic zeby mnie wysluchali. wtedy dopiero jeden z nich kapnal sie ze trzeba je jak najszybciej odstawic bo grozi mi zakrzepica. Wtedy sie przestraszyli. Gdybym sama sobie nie byla lekarzem bylaby tragedia. Takie wiec sa moje wspomnienia z Ujastka. Do tego brudno-lezalam tam od soboty do srody, ani razu nie umyli nam kibla czy prysznica, pod lozkiemlezala gazeta sprzed dwoch tygodni-chyba Pani sprzataczka dawno tam nie zagladala. Przychodzila jedynei zmieniac worki w koszach na smieci. Raz umyla podloge-jedynie sam srodek pokoju. Zastanwcie sie wiec dziesiec razy zanim zdecydujecie sie na prod na Ujastku. Jeseli przebiegnie on bez powiklan dla was i dla waszego malenstwa to prawdopodobnie bedziecie zadowolone, wyjdziecie po dwoch, trzech dniach i wspomnenia beda dobre, Jezeli okaze sie ze wasze malenstwo bedzie rzeczywiscie potrzebowalo pomocy na patologi noworodka - na pewno wam switnie pomoga bo ogolnie wiadomo ze dla dzieci chorych czynia tam cuda. Jezeli jednak trafia sie jakies inne jakiekolwiek komplikacje, jak w moim przypadku, nie bedzie przyjemnie. Dobrze wpominam jedynie pielegniarki na patologii noworodka - świetne kobitki, bardzo cieple i mile, takie wlasnei jakie powinny byc w kontaktach z położnicami i noworodkami. Pielegniarki na polozniczym tez byly ok, ale reszta to dla mnie porazka. Przepraszam za brak polskich znakow, ale strasznie dluga ta moja wiadomosc a Mikolajek domaga sie Mamusi wiec musze zmykac. W koncu mamy dla siebie czas
Chciałam Wam dziewczyny opowiedzieć moja przygodę z Ujastkiem, może to kogoś uchroni przed tym co ja przeszłam.
Mojego synka urodziłam pod koniec kwietnia - w sobotę. Problemy zaczęły się już na sali porodowej. Po czterech godzinach na przedporodowej trafiłam z pełnym rozwarciem na fotel. Po pól godzinie lekarz stwierdził ze za długo to trwa i postanowił mi "pomóc". Po prostu wypchnął ze mnie dziecko-nazywa się to chyba chwytem Kristellera, na pewno wiecie jakie ryzyko ze soba niesie, podobno jest nawet zakazany (zresztą na mojej karcie wypisowej nie wspomniano o jego użyciu !) W efekcie synek urodził się z krwiakiem podokostnowym na głowie-stracił dużo krwi, byl tak wyczerpany, ze nie miał wcale odruchu ssania. Ja pomimo porodu naturalnego trafiłam na sale pooperacyjną-musieli mnie obserwować bo mam dodatkowe problemy zdrowotne. Wiedziałam ze synek nie będzie mógł ze mną być przez pierwsza dobę, bo na pooperacyjnej nie ma takiej możliwości. Ale nie spodziewałam się tego co zdarzyło się później. Kiedy następnego dnia przenieśli mnie na zwykłą sale poszłam do mojego maleństwa. Powiedzieli mi ze mały musi być karmiony przez rurkę bo nie chce ssać. Pani doktor na moje pytanie kiedy będę mogla spróbować dostawić go do piersi odpowiedziała ze nie wie, ale to i tak nie ma sensu bo on za słabo ssie. Do poniedziałku nie miałam synka przy sobie, byłam podłamana, on był podłączony do rurki z pokarmem i do antybiotyku-daja go od razu przy zielonych wodach płodowych. Byłam wystraszona, a żadna położna nawet się nami nie zainteresowała, nie pomogla go podnesz zebym mogla go chocial przytulic. Leżałam na sali z dziewczyna ktora miala przy sobie dziecko-okropne uczucie. W poniedziałek okazalo sie ze zabieraja go na patologie noworodka bo wprawdzie jego stan sie nie pogarsza, ale tez nie polepsza-nadal nie chcial jesc z butli (a do piersi nie pozwolili mi go dostawic). I wtedy zaczął sie nasz koszmar. Na patologie noworodk rodzice maja wstep tylko jakies trzy i pol godziny w ciagu dnia. Na poczatku wydawalo sie ze jest lepiej-Mikłaj zaczal jesz z butelki, lekarz z patologi powiedzial ze oni nie zaobserwowali z nim zadnych problemow z jedzeniem-pieknie ssal butelke. Wtedy tez panie pielegniarki zaproponowaly przystawienei syna do piersi. Niestety nie udalo nam sie, Mikołaj strasznie sie denerwowal i nic z tego ne wyszlo. Druga proba tkrze okazala sie fiaskiem. Odciagalam wiec pokarm i nosilam mu co trzy godziny-w tym czasie caly czas lezalam jeszcze w szpitalu. W srode ja wychodzlam do domu. Lekarz na patologii powiedzial ze Mikolaj ma wszystkie wyniki badan dobre, jest zdrow jak ryba, je bardzo ladnie, antybiotyk zostal odstawiony i w piatek bedzie mogl wyjsc do domu. W czwartek inny lekarz powiedzial to samo. W piatek natomiast dowiedzialam sie od bardzi nieprzyjemnego Pana doktora (typ ktory uwaza sie za Bog wie kogo z z toba rozmawia jak z idiota, mlodych rodzicow zas traktuje bardzo nieprzyjemnie, bardzo protekcjonalnie, okropny facet), ze absolutnie nie ma takiej mozliwosci zeby Mikolaj zostal wypisany do domu. Powiedzial ze wprawdzie jest zdrowy i nie ma zadnych przeciwskazan medycznych ale jest dlugi weekend, malolekarzy na dyżurze i on nie ma na to czasu bo sa inne dzieci-chore i to one go potrzebuja. Tego dnia rozmawialm z nim trzy razy, chociaz trudno powiedziec ze rozmawialam bo to ja mowilam, a on praktycznie na mnie krzyczal. Pozniej dorwala innego lekarza-ten obiecal mi ze nastepnego dnia bede ogla odebrac synka. Wiec pelna nadzieji przyjechalam dnia nastepnego. Na dyzuze byla jakas mloda Pani doktor. Uslyszalam ze ona ne wie kto mi obiecal wypisanie dziecka, ale ona na pewno tego nie zrobi bo dlugi weekend, malo lekarzy na dyzuze a ona dzisiaj jeszcze nawet sniadania nie zjadla. Zaproponowalam ze moze zabiore dziecko a po dokumenty przyade w tygodniu-tak robia inne szpitale w Krakowie. Ze skoro on jest zdowy a oni potrzebuja czasu dla innych dzieci , dzieci chorych to niech tym bardziej go wypuszcza do domu to przeciez nie beda musieli sie nim tutaj zajmowac.Uslyszalam ze nei ma takiej mozliwosci. Powiedzialam ze musze dzisiaj zabrac dziecko do domu bo minal tydzien po porodzie a ja nawet go ne dostawilam do piersi. Lekarka zasmiala mi sie w twarz i powiedziala ze "i co, mysli Pani ze w domu cos sie zmieni?"Wtedy nie wytrzymalam psychicznie-rozplakalam sie i zazadalam wypisania dziecka na zadanie.Lekarka najpierw zaczela sie ze mei smiac a pozniej uslyszalam ze nie ma takiej mozliwosci i koniec, bo bez ksiazeczki zdrowia go nie wypusszcza a nie maja czasu na jej wypisanie. Zapytalam czy wypuszcza go w poniedzialek-usyszalam ze nei wiadomo, nie moga mi tego zagwarantowac. Powiedzialam ze nic mnie to nie obchodzi, ze dziecko jest zdrowe i ja jako jego opiekun prawny oczekuje wypisania na zadanie i nic mnie nie obchodzi ich czas, dziecko nie jest ich wiezniem , jak ja w pracy mam duzo roboty i sie nie wyrabiam to zostaje w nadgodzinach i sniadania i obiadu tez nie zjadam. A tu przeciez chodzilo o moje zdrowe dziecko ktore juz od paru dni powinno byc ze mna w domu. Lekarka laskawie zgodzila sie zebysmy przyjechali wieczorem to moze uda je sie zanlez chwilke. Przyjechalismy-dokumenty byly juz gotowe a lekarka nagle stala sie mila. Bylam juz przygotowana,ze jezeli mi Mikolajka nie oddadza to dzwonie an policje, bo zgodnei z prawem wzgledy administracyjne mie moga decydowac o zatrzymaniu pacjenta w szpitalu, nawet wzgledy medyczne nie maja znaczenia przy wypisie na zadanie bo przeciez ma sie prawo decydowania kto ma nas/nasze dziecko leczyc. Ale Mikolaj byl zdrowy! Jedynym probleme byl dlugi weekend i to ze zle sobie ulozyli dyzury. I z tego powodu mialam cierpiec ja i moje dziecko. Wydaje mi sie, ze zdala sobie w koncu franca sprawe ze stoji przed nia kobieta na skrau wyczerpania psychicznego i moze przypomniala sobie idiotka ze uczyli ja na studiach o czyms takim jak depresja i psychoza poporodowa. Zabralismy dziecko do domu. Ale nasze problemy an tym sie nei skonczyly-Mikolaj mial odciaganego krwiaka-piec wizyt u chirurga.Odciagnieto mu tak duzo krwi ze dostal anemii. Problemy z karmieneim piersia, nie umial, ssal tylko zwykly smoczek. Do tego dochodzil moj stres zwiazany z ciaglmi wizytami u lekarzy. Efektem jest butla-Mikolaj ma dwa miesiace i odmowil wspolpracy. Przestrzegam wiec - moj pobyt w Ujastku wspominam okropnie. Psychicznie doszlam do siebie dopiero po paru tygodniach. Do tego doszly problemy z moim zdrowiem, zaden lekarz jednak nie przystanal na wizycie kontolnej przy moim lozku dluzej niz na minute. Gdybym sama nie Przestudiowala ulotek z lekow ktore dostalam to zaden lekarz nie zauwazylby ze zaczynaja sie u mnie efekty uboczne ich stosowania. Musiala ze nimi lazic po dyzurkach i prosic zeby mnie wysluchali. wtedy dopiero jeden z nich kapnal sie ze trzeba je jak najszybciej odstawic bo grozi mi zakrzepica. Wtedy sie przestraszyli. Gdybym sama sobie nie byla lekarzem bylaby tragedia. Takie wiec sa moje wspomnienia z Ujastka. Do tego brudno-lezalam tam od soboty do srody, ani razu nie umyli nam kibla czy prysznica, pod lozkiemlezala gazeta sprzed dwoch tygodni-chyba Pani sprzataczka dawno tam nie zagladala. Przychodzila jedynei zmieniac worki w koszach na smieci. Raz umyla podloge-jedynie sam srodek pokoju. Zastanwcie sie wiec dziesiec razy zanim zdecydujecie sie na prod na Ujastku. Jeseli przebiegnie on bez powiklan dla was i dla waszego malenstwa to prawdopodobnie bedziecie zadowolone, wyjdziecie po dwoch, trzech dniach i wspomnenia beda dobre, Jezeli okaze sie ze wasze malenstwo bedzie rzeczywiscie potrzebowalo pomocy na patologi noworodka - na pewno wam switnie pomoga bo ogolnie wiadomo ze dla dzieci chorych czynia tam cuda. Jezeli jednak trafia sie jakies inne jakiekolwiek komplikacje, jak w moim przypadku, nie bedzie przyjemnie. Dobrze wpominam jedynie pielegniarki na patologii noworodka - świetne kobitki, bardzo cieple i mile, takie wlasnei jakie powinny byc w kontaktach z położnicami i noworodkami. Pielegniarki na polozniczym tez byly ok, ale reszta to dla mnie porazka. Przepraszam za brak polskich znakow, ale strasznie dluga ta moja wiadomosc a Mikolajek domaga sie Mamusi wiec musze zmykac. W koncu mamy dla siebie czas
Ostatnia edycja:
Katarina1980
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 10 Maj 2012
- Postów
- 132
Nhermano, Twoja historia po prostu mrozi krew w żyłach... to nie do pomyślenia, że takie rzeczy dziać się mogą w szpitalu... Współczuję bardzo i mam nadzieje, że teraz wszystko już będzie ok!
reklama
kasia.natka
Fanka BB :)
nhermano szczerze ci współczuję i życzę dużo zdrówka tobie i maleństwu nie zmienia to jednak faktu to że to co cię spotkało nie jest regułą a po prostu miałaś mega wielkiego pecha bo ja jestem zdania że tak jak w najlepszym szpitalu można trafić na najgorszą zmianę tak w najgorszym szpitalu można trafić na cudownych ludzi... trzymam kciuki za ciebie i Mikołaja
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 0
- Wyświetleń
- 3 tys
- Przyklejony
- Odpowiedzi
- 169
- Wyświetleń
- 272 tys
Podziel się: