reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród Na Wesoło

To i ja się dopiszę. :biggrin2:

Jest sobota. 30.07.2011. Piękna pogoda. Z mężem i teściami robiliśmy porządki w remontowanym mieszkaniu. Konkretniej to ja siedziałam sobie na nowym, skórzanym fotelu bujanym. Bujałam się tak z 4-5 godz :biggrin2: Od mc miałam bóle w spojeniu łonowym więc fotel dawał mi niewyobrażalną przyjemność :-D Wieczorkiem wynosiliśmy tzn mąż i teść niepotrzebne graty na działkę. Więc pojechałam z nimi bo czemu by nie jak ciepło i ładnie. Z teściową gadka i wcinanie ciasteczek. I poczułam się przez chwile dziwnie, jakby mnie uwierało siedzenie. Żadnych bóli ani skurczy. Przed 21 mówię mężowi, że pojedziemy sobie na ktg i wrócimy na kolacje. Torba w bagażniku więc luz. Po drodze bardzo zgłodniałam więc zajrzeliśmy do marketu i pochłonęłam mini pizze na zimno. O 21 jestem w szpitalu i mówię "Mam dziwne uczucie i proszę o ktg". Na badaniu nie wyszedł najmniejszy skurcz to ja ucieszona że kolacje zrobię w domu. Coś babeczkę tkneło i zaprasza mnie na fotel. Wyszło, że 1 palec i szyjki nie ma więc jedziemy rodzić. No to ja sobie myśle no ok nic nie boli to spać pójdę. Jedziemy z M na porodówkę. Sobota wieczór, cisza, właśnie skończona cc i nikt poza mną. Dostałam przydział na dużą salę z takim okienkiem położnych. Leżę, totalny luz. Ktg pokazuje skurcze dość mocne. Ja całkowicie nic nie czuje. Położna ze zdziwiwieniem
P - boli ?
J - nie, a powinno
P - powinno dość dobrze ( badamy rozwarcie, nic przyjemnego) Mamy 2 palce
Ja sobie myśle " super jestem tu 10 min i mam już 2 palce i nic nie boli oby tak dalej". Skurcze zaczeły boleć i z M śmialiśmy się z monitora ktg jak cyferki skaczą :biggrin2: Siła skurczu rosła, rosła i w sumie luz na maxa. Położne sobie jedzą, piją i lookaja na monitorek ktg. Cisza. NAgle zaczeły się skurcze czeste i bolesne ( dzis w skali do 10 daje im 4 :) ) Mąż podaje wode do picia. I mója rozmowa brzmi:
J - nie chce pić. Albo daj. (skurcz) NIE CHCE ! Daj łyka. (skurcz) BIER TO!
M - to chcesz czy nie ?
J - (z miną niewiniatka) siku :)
Idziemy do toalety. Wracałąm sie ok 6 razy bo nie byłam pewna czy chce. Póżniej lewatywa, Oxy i zakaz chodzenia. Badanko i mamy 4 palce. Idzie oxy, moce skurcze tak na 6. przyszły położne i decydują że popre troche żeby wody poszły. Prę, prę i nic. Przebiły pęcherz płodowy i trysneły wszędzie zielone wody. No to rodzimy słyszę. A ja mówię że ulge poczułam i nie jestem pewna czy chce przeeeeee... Idzie party. Ja pytam czy to o to im chodziło. Panie w śmiech i tak tak to te. JA nie wiedząc czemu dalej luzik czułam. Zebrały się położe w komplecie i panie z noworodków.
J - muszę przeć
P - jeszcze chwila..... juz
J - teraz to już nie musze
P - przyj !!
(nagle olśnienie i pre) Okazało się, że mały nie rodzi się główka tylko rączką, tak na supermena i owinięty pępowiną jest. Położna tnie mnie żywcem bez skurczu, miałam wrażenie że po same plecy. O 5.17 wyskoczył śliczny chłopiec. Popłakaliśmy się, M pępowinę odciął. JA leże i patrze jak myją i badają małego. Krzyczę żeby mąż wyszedł bo łożysko idzie. I wyślizgło się na lajciku. MAły wyjeżdza do taty a mnie szyją. Przed dostałam jakiś zastrzyk dożylnie i moment miałam fazę. Babeczka szyje a ja "O k.." Pytam się czy długo jeszcze? Jaką kawę pani lubi? Ma pani dzieci? Mogę już jeść? Gdzie pani taki lakier kupiła? Trzyma się długo? Ile szwów tam pani założyła? Uśmiały się jak pytaniami leciałam :-D Jak już położyłam się na łóżku poporodowym mówię " Dziękujemy i wrócimy z córką" :biggrin2: Tak więc w niedzielę 31 lipca urodziłam syna :) Założyli mi 17 szwów. Rodziłąm w Sosnowieckim Centrum Matki i Noworodka. Poród nie bolal jak szycie :-) Więc drugie będzie :)

PS. Całą ciążę bałam sie porodu a jak już rodzić zaczełam to ogarnoł mnie spokój :)
 
reklama
xMartusiax

też mnie to interesuje jak teraz jest ze znieczuleniem w Polsce.. W szpitalu który sobie wstępnie wybrałam znieczulenie jest zarezerwowane tylko do cc a przy porodzie siłami natury mogę liczyć tylko na gaz rozweselający.. więc też może być wesoło :)
Gazik jest suuuper!:-D Jak dla mnie zupelnie wystarczy zeby ulatwic porod, pozwalajac kobiecie zachowac kontrole nad akcja. Swiadomie zrezygnowalam z ZZO i nie zaluje - bolalo ale jakos tak mialam to bardziej w nosie ze boli, a moglam rodzic w pelni efektywnie. A ze kabaret przy tym byl... Coz... Kabaret byl gratis!:-D
 
Zasada - jesli sie da - nie jechac do szpitala za wczesnie bo jeszcze podepna pod KTG i kaza lezec. W UK dzwoni sie do szpitala anonsujac swoj przyjazd i jedzie sie ze skurczami co 5-7 minut. Tak zalecaja. Moze wola zeby kobita sobie w domu pojeczala zamiast im d... zawracac... Ma to plusy bo mozna sobie w domu w wannie posiedziec, poruszac sie, spacerek zaliczyc nieodlegly... I sporo zalezy od Twojego nastawienia. Jesli bedziesz oczekiwac na kazdy skurcz jak na agonie, to bedziesz go mocniej odczuwac jako bol. To ma bolec, ale my rodzimy nie umieramy, zycie sie zaczyna a nie konczy - proces jest naturalny a my mamy robote do odwalenia. Satysfakcja gwarantowana!:tak:
 
masz rację, stresik jest ale jest to proces naturalny i mam nadzieję że z perspektywy czasu też będę mogła pochwalić się swoją historią porodu z przebiegu którego będę pamiętała tylko to co fajne :)
 
up!! Podbijam żeby nam wątek nie zaginął. Ja co prawda mam jeszcze sporo czasu do porodu, ale nie powiem - wasze historie dodają otuchy. Może świeże mamusie pokuszą się o relację??
 
Przeczytałam 22 strony i leje ze śmiechu , wczoraj czytałam od końca i mój M się dziwnie na mnie patrzył jak rechoczę , przeczytałam mu opowieść o "kominiarzu" na porodówce :-D i śmieli się ze mną wszyscy ja mamuśka i M ,wczoraj zapowiedziałam ,że dziś czytam ciąg dalszy i jak dzwonił do mnie powiedzieć , o której wróci z pracy pytał czy się znowu rechoczę , no nieziemski jest ten wątek ja jeszcze nawet w ciąży nie jestem ,ale za rok będę i mam nadzieję ,że będę mogła coś wesołego Wam napisać , normalnie przechodzi strach jak się to czyta.
Kłaczku -doczytałam Twój poród i mnie rozwalił no prawdziwy kabaret już czekam na relację z następnego:-D
 
Najlepszy wątek na BB :-) do tego stopnia, że kilka razy oplułam monitor :-D:-D
Mnie czeka poród za 3 msce.. i dzięki tym historyjkom coraz mnie się boję ;-) mam nadzieję, że i ja powrócę tu z jakąś śmieszną historyjką :-)

piszcie nadal!
 
Czytałam ten wątek będąc w ciąży i zastanawiałam się, czy ja też podczas porodu będę mieć jakieś wesołe akcenty. Okazało się, że miałam, więc podzielę się moimi doświadczeniami.
Zacznę od tego, że termin z mc miałam na 20. 02. 2011, a z USG na 12.02., choć nie brałam go pod uwagę, bo lekarz twierdził, że ciąża jest starsza, a przecież ja najlepiej wiedziałam, kiedy w nią zaszłam;-). Dn. 10.02., był to czwartek, odszedł mi czop. W piatek poszłam na ktg, ale nie wykazało żadnych skurczów. Poprosiłam jednak, żeby ktoś mnie zbadał, ale badanie tylko potwierdziło, że nic się jeszcze nie dzieje. Miałam wprawdzie co jakiś czas lekkie skurcze, ale miałam je już od jakiegoś czasu - skurcze treningowe. Wieczorem, ponieważ zaczął się weekend, stwierdziliśmy z mężem, że porobimy zdjęcia, tzn. mąż od jakiegoś czasu chciał zrobić mi "sesję" z dużym brzuchem, ale jakoś nie było czasu. Tym razem jednak uparłam się, żebyśmy porobili te zdjęcia. W efekcie położyłam się spać ok. 1 w nocy. O godz.2 obudziły mnie skurcze. "Przepowiadające" - pomyślałam i postanowiłam spać dalej. O godz. 3 znowu obudziły mnie skurcze, ale były już na tyle silne, że o spaniu nie było już mowy. Mąż akurat kładł się spać, więc wspólnie zaczęliśmy liczyć długość i częstotliwośc skurczów. Niedługo potem mężuś odpadł, więc liczyłam sama. Skurcze najpierw były co 7 min. po godzinie już co 5 min. i oczywiście coraz dłuższe. Ja jednak cały czas myślałam, że to przepowiadające, więc nie będę panikować. Gdy po 2 godzinach liczenia skurcze były już co 4 min. doszłam do wniosku, że chyba jednak sie zaczęło. W międzyczasie zaczęłam latać do kibelka - miałam lekkie rozwolnienie. To upewniło mnie w przekonaniu, że "coś się dzieje". Ból był całkiem do zniesienia. Był taki sam, jak bóle menstruacyjne, a że te miewałam zaje..ste, więc byłam przyzwyczajona :-). Postanowiłam, że nie będę od razu budzić męża, żeby jeszcze trochę się biedak przespał, bo diabli wiedzą, kiedy będzie miał następną ku temu okazję. W tym czasie zrobiłam sobie herbatę, dopakowałam torbę i ogólnie byłam totalnie spokojna. Koło godz. 6:30 w końcu obudziłam męża. On też kompletnie nie panikował! Skurcze miałam co 3 min. Spokojnie zebraliśmy się i pojechaliśmy do szpitala. W czasie skurczu robiłam lokomotywę, tzn. wydawałam dźwięki, jak parowóz:fufufuffufufufu :-D. Bardzo mi to pomagało! W szpitalu byliśmy koło g.7:30. Pani w recepcji spytała, w czym może mi pomóc, a ja jej na to ze stoickim spokojem: "Wie Pani co, chyba rodzę." Babka wpadła w autentyczną panikę. Nerwowo zaczęła szukać numeru na oddział i dzwonić. Po przyjęciu na oddział podpięli mnie go KTG. 45 min. leżałam i wypełniałam różne papiery. Skurcze miałam już fest i problem był w tym, że głupio mi było robić przy położnej moją "lokomotywę". Położna po obejrzeniu odczytu KTG spytała, czy ja w ogóle mam te skurcze, bo jej się nic nie pisze :shocked2:! Przyszła druga położna i zbadała mnie. Miałam 4 cm rozwarcia. Po badaniu odeszły mi wody. Znów mnie zbadała i okazało się, że rozwarcie jest już na 6 cm. Jak mnie to ucieszyło :rofl2:!!! Pomyślałam: Boże, już tylko 4 cm. Potem było golenie, lewatywa i biegusiem do sali porodów rodzinnych, na kibelek :-) . Potem zaczął się hardcore. Skurcze miałam tak silne, że t-shirt, który miałam przygotowany do porodu ubierałam przez 15 min. Potem położyłam się, bo nie byłam już w stanie stać. Przyszła położna założyć mi wenflon, a ja zaczęłam krzyczeć: Nie, nie! Ona na to zaczęła mi tłumaczyć, że musi mi go założyć i dopiero mój mąż wyjaśnił jej, że chodzi mi o to, żeby poczekała, aż minie mi skurcz. Potem okazało się, że dyżur ma akurat lekarz prowadzący moją ciążę. Ależ mnie to ucieszyło!
Gdy już parłam na fotelu przyszedł pediatra. Ja na sobie miałam t-shirta z napisem "Australia". Pediatra stanął nade mną i stwierdził: "O! Australia! A co to, kangura rodzimy?". Z kolei ginekolog opowiadał dowcipy "z brodą". Córeczka urodziła się robiąc totalny prysznic. Ochlapała 2 położne i pół sali :-). Jej narodzenie gin skwitował stwierdzeniem: "No i wyskoczyła Kicia!".
Mój poród, od pojawienia się pierwszych skurczów trwał 8,5 godz., od przyjazdu do szpitala - 3 godz. Cały personel był zaskoczony tym tempem, tym bardziej, że rodząc miałam 33 lata. Wszyscy mówili, że jestem zaprzeczeniem reguły, że najlepiej rodzi sie przed 30-stką. 2 dni później, w poniedziałek, na porannym obchodzie mój gin zaanonsował mnie ordynatorowi: "A to ekspresowy poród z soboty" :-D.

Wszystkim czekającym na rozwiązanie życzę powodzenia i nie przejmujcie się na zapas! Każdy poród jest inny i Wy też na pewno będziecie miały powody do śmiechu :-D.
Pozdrawiam!
 
reklama
Do góry