Może źle się wyraziłam
![Smile :) :)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
Nie powiedzieli mi tego z wyrzutem ani w złej wierze (a przynajmniej tak tego nie odebrałam wtedy). Po prostu padło stwierdzenie, że po zzo miałam nagły spadek adrenaliny, który udzielił się małemu. Nie znam się na tym, więc ciężko mi to zweryfikować. Personelowi szpitala w zasadzie nic nie mogę zarzucić, tak wyszło po prostu. Gdzieś czytałam, że większość porodów indukowanych kończy się cc... Według mnie te indukcje to jest systemowe barbarzyństwo w takim razie.
Pewnie, dziecko się bezpiecznie urodziło i to się liczy
![Smile :) :)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
Ale mam z tyłu głowy, że jeśli chciałabym za parę lat drugiego dziecka, to historia może się powtórzyć, bo ten mój poród szedł jak krew z nosa mimo wszystkich zabiegów, jakie na mnie zastosowano. Ale to już offtop.
@olka11135 mam pytanie do Ciebie. Piszesz, że miałaś zzo przy vbac. Nam na szkołę rodzenia mówili, że w takiej sytuacji się go nie podaje, żeby ewentualne rozchodzenie się blizny nie zostało przeoczone przez rodzacą. Ktoś z Tobą o tym rozmawiał? Zdradzisz gdzie rodziłaś?
Edit. Ja wiem, że można odmówić indukcji, zresztą miałam takie myśli czytając te wszystkie oświadczenia o skutkach ubocznych oxy (bo balonik to nie jest jakieś straszne zło, nie wspominam go źle). Ale z drugiej strony bałam się, że czekając zbyt długo zaszkodzę dziecku. I tak urodził się w zielonych wodach.