Dziękuje Wam za te wszystkie słowa. Jakoś tak miło mi się zrobiło i łezka z oka poleciała.
Popieram w tamtym czasie mojego powrotu do pracy było mi okrutnie ciężko. Kilka dni przed ,nie spałam, nie jadłam, płakałam co chwila, martwiłam się jak Martynka da sobie radę, ale też sama nie mogłam znieść tej rozłąki, ta tęsknota mnie przytłaczała. Pewnie dla Was będzie to znaczną przesadą, ale w tamtym okresie czułam jakby ktoś wyrwał i serce i to serce zostało w domu, przy dziecku.
Mało tego, na wszystkie sposoby kombinowałam jak to zrobić, żeby jednak nie musieć wracać do pracy
. Pomógł mi mąż, widział jak mi z tym ciężko, zaoferował, że On zostanie z małą przez dwa m-ce,choć też nie było mu łatwo to zorganizować. Było mi już psychicznie lżej bo wiedziałam, że mała zostanie z ukochanym tatusiem, a nie z mało znaną do tamtej pory babcią. Marti miała wtedy pół roczku, przez dwa te m-ce babcia przychodziła wieczorami na "zapoznanie" z małą i uczyła się jak usypiamy, schematu dnia itp.
Wszystko się jakoś ułożyło. Jak Marti skończyła 8 m-cy babcia przejęła pałeczkę i jak się potem okazało świetnie sobie radziła.
Teraz nadal tęsknie, ale staram się Martysi poświęcać swój czas i nie sądziłam, ze to powiem, ale cieszę się, że wróciłam do tej pracy bo z jednej strony widzę, że mała jest szczęśliwa, niczego jej nie brakuje, a ja czuje się spełniona bo mam kontakt z ludźmi, robię to co lubię, mam swoje pieniążki, nie muszę męża prosić o kieszonkowe na tusz do rzęs itp.
A z tą organizacją to czasem mi ciężko, staram się tak jak
Jaipur mówi angażować gościa, ale czasami robota podwójna. Niestety obiad się sam nie ugotuje a dom sam nie posprząta. Ale przyjęłam sobie taki plan, wracam nastawiam co ma się gotować, niech się gotuje i wtedy bawimy się, czytamy, śpiewamy, tańczymy, o 19 wraca tata, wtedy jest jego czas, ja mogę chwilę poświęcić garom. O 20 mała zasypia i ja już wszystko dokańczam, dogotowuje. Tylko czasami zwyczajnie padam z nóg. Ale nie ma co smęcić coś za coś. Ja sobie bardzo cenię swoją niezależność.
A jeszcze chciałam powiedzieć, że
Jaipur wcale nie jest wyrodna, tak jak pisze, tylko po prostu bardziej trzeźwo , nie tak emocjonalnie jak ja do wszystkiego podchodzi.
Rozpisałam się, ale to jeszcze nie koniec
Muszę jeszcze koniecznie pogratulować
Hope brawo zdolniacho. Będziesz w swoim żywiole .Super.
Aina- będzie dobrze, trzymam mocno kciuki. Jedyne co mogę Ci doradzić, żebyś Jasia teraz częściej zostawiała z P., a Ty wychodziła z domku do kosmetyczki na masaż np:-).