Strasznie współczuję ..przeżyłam to samo dwa razy, pierwsza strata w 12tc a druga w 6tc.
Może nie na miejscu będzie to co napisze, wiem, że trzeba przejść żałobę po stracie, ale napiszę coś, jak u mnie było.
Po drugiej stracie wzięliśmy się za badania. Po pierwsze poszliśmy na badania genetyczne, po 2 stracie lekarz już może wystawić, po drugie i chyba najważniejsze okazało się, że mam niedoczynność tarczycy, to było winowajcą za stracone ciążę. Po 3 znalazłam inna lekarkę ( po od poprzedniego gina dowiedziałam się że jak uda się zajść w 3 ciążę to nie chce mnie widzieć bo pewnie będzie kolejne poronienie i mam szukać specjalisty ) znalazłam lekarkę, która pod żadnym pozorem nie pozwoliła zachodzić w ciążę. Trwało to 2 lata...wyleczyłam tarczycę, badania genetyczne były ok, dostałam dodatkowe leki tzn magnez, zmieniłam dietę na tzw płodną. I przyszła pandemia, jakoś wtedy nawet nie przyszło nam do głowy starać się o dziecko mimo zielonego światła. Udało się, na wakacjach zobaczyłam 2 kreski i szczerze mówiąc odpuściłam. Głową była nastawiona , że pewnie znów się coś nie uda, znów stracę mojego skarbka. Każde badanie, USG bałam się , że usłyszę , że serduszko nie bije. Dostałam kolejne leki, heparyna, kłucie w brzuch, magnez i leki na tarczycę. I udało się, mam zdrowe, kochane dziecko.
Wiem, że potrzeba czasu, żeby dojść do siebie, ja musiałam chodzić do psychologa bo nie dawałam sobie rady. Nie bój się prosić o pomoc, nie zostawaj z tym sama. Tyle mogę od siebie, ściskam mocno