Witam
Jestem zła jak osa
. Jak zwykle zostałam potraktowana jak ostatni debil. Poszłam do tego cholernego szpitala na to cholerne umówione spotkanie i czekam jak idiotka ponad pół godziny na mojego doktora. Pytam się w gabinecie lekarzy - jeszcze go nie ma. Pytam na bloku porodowym, a położna do mnie, że przecież on jest na urlopie do końca miecha. Mówię wam, szczena opadła mi do samej ziemi. No to wróciłam do gabinetu lekarzy, poprosiłam ordynatora i pytam się, co mam zrobić, bo mój doktor miał mnie umówić na dzisiaj z nim na konsultację. On oczywiście o niczym nie wiedział, stary pierdziel, pyta się, z jakiego powodu ma być cc. A co ja - do jasnej cholewki - lekarz jestem? Od tego miał tu być mój doktor. Tłumaczę mu tyle, co wiem, a szanowny pan ordynator po prostu mnie wyśmiał i odwrócił się plecami. Zamykając mi przed nosem drzwi gabinetu stwierdził, że skoro termin mam na 23-go to na następny dzień mam się położyć na oddział. I tyle rozmowy. Mówił do mnie tonem pełnym takiego lekceważenia, że aż mi się łzy zakręciły z wściekłości i upokorzenia. Potraktował mnie tak, jakbym była jakimś debilem albo histeryczką. Jakbym sama sobie wymyśliła tą wizytę albo chciała załatwić sobie cesarskie cięcie bez wskazań. Qurcze, no jestem taka wściekła, że mogłabym kogoś zagryźć.
Wróciłam do domu i zadzwoniłam do mojego doktora. Oczywiście, nie odbierał. No to do jego żony. Odebrała. Okazało się, że pan doktor o mnie zapomniał. Musiał wziąć urlop i zapomniał, że byliśmy umówieni. Taki drobiazg. Wystarczył jeden telefon, żeby zaoszczędzić mi spotkania z chamskim ordynatorem. Obiecał, że załatwi mi konsultację na jutro i oddzwoni, co i jak. No zobaczymy, poczekam. Ale nadszarpnął tak bardzo moje zaufanie do siebie, że już naprawdę odechciało mi się wszystkiego. Tym bardziej, że to nie pierwsza taka "wpadka".
Tak więc, moje drogie, jeszcze nic nie wiem, co się będzie działo.