Witam. Ja znowu po dłuższej nieobecności.
Dwa tygodnie temu przed samymi urodzinami Ania wylądowała w sobotę u lekarza z dziwnym uczuleniem, cała była w plamach. Okazało się, że jest już piątym dzieckiem od rana z tymi objawami. Dostała zastrzyk i lekarstwa i zaczęło przechodzić, więc w niedzielę, nie było śladu po plamach. Po południu w niedzielę byli dziadkowie i ciocia na urodzinkach, a ja godzinę przed ich przyjściem wyladowałam w toalecie i myślałam, że tam zostanę-to był koszmar jakiś-w poniedziałek ledwo żywa z pamperesem na tyłku pojechałam do lekarza- jelitówka, we wtorek dzownili z przedszkola, że Ania ma rotawirusa, pojechałam po nią-sama ledwo żywa i od razu dolekarza. Ale w sumie nic takiego się nie działo, dopiero z czwartku na piątek się zaczęło tak, że w sobotę znowu wyladowałam z nią u lekarza-była lekko odwodniona i dostałam skierowanie do szpitala w razie czego. Ale męczyliśmy ją cały dzień, podawałam jej elektrolity po łyżce, herbatę i smectę i jakoś dotrwaliśmy do wieczora. W niedzielę wstała o powiedziała, że już się czuje dobrze. W sobotę musiała przechodzić szczyt tej choroby. U mojego męża tak jak u niej powoli się to wszystko rozwijało i on w piątek wylądował u lekarza. Bałam się o Kamila, ale on na całe szczęście się nie zaraził.
Ja takiego czegoś jeszcze nie przeżyłam.
A Kamilek znowu cały czas siedział w domu, ale w poniedziałek i wczoraj odbiliśmy sobie to i byliśmy na spacerku. Ząbków przybywa , ma ich już pięć i kolejne się przebijają. Ulubionym posiłkiem okazała się kaszka z bobowity malinowa, aż się cały trzęsie jak ją widzi.
Ja też uwielbiam leżenie z łóżku z moim małym facetem, Ania nigdy nie lubiła się przytulać i nie mogła chwili w spokoju z nami poleżeć, a ten to taki mały przytulasek.
Miłego dnia a mamusiom pracującym spokojnej pracy