Nic mi się dzisiaj nie chce
Miałam wczoraj bardzo nieprzyjemną rozmowę z mężem.. Znowu próbowałam go "urobić", ale zbywał mnie: "zobaczymy", "już teraz mam ci termin podać?". W końcu powiedział, że myślę płytko i głupio, bo nie wystarczy "zrobić"
A nas oczywiście w/g niego na dziecko nie stać.. Tyle, że ja nie widzę możliwości poprawy sytuacji w ciągu najbliższych paru lat, chyba że wygramy w totka :/ A poza tym wydaje mu się, że jak już będziemy mieć te 200 zł więcej na życie, to wtedy będzie można postarać się o dzidzię...
Ciekawa jestem, czy pomyślał otym, że nie da się nigdy wszystkiego przewidzieć... Że nadejdzie moment, kiedy będziemy mieć te 200 zł więcej na życie, on uzna, że można się na dziecko zdecydować, że będziemy już w stanie podołać finansowo, i dziecko urodzi się chore... I wtedy te 200 zł więcej będą kroplą w morzu potrzeb...
Mój mąż nie rozumie, że patrząc przez pryzmat pieniędzy nigdy nie będziemy mogli zdecydować się na dziecko, bo nigdy nas na nie tak naprawdę stać nie będzie
Ja mam zupełnie inne nastawienie, może to źle ?? Może powinnam myśleć podobnie ?? Może tylko krzywdę bym zrobiła temu dziecku płodząc je a nie mając wystarczającej ilości kasy, żeby dać mu wszystko co potrzeba ??
Nawet nie potrafię ubrać w słowa tego co czuję w tej chwili
Jakieś takie bez sensu to moje pisanie...