Przez trzy lata byłam nianią na weekendy i popołudnia, z własnym samochodem. Musiałam więc opanować do perfekcji sztukę wkładania wózków do samochodu, oraz odpowiedniego ich prowadzenia. No cóż.. nie było to łatwe. Prawo zaczynałam studiować w krakowie - dopiero przed rokiem się przeprowadziliśmy do niemiec i właśnie teraz jestem na czwartym roku - pierwsze trzy spędziłam w Polsce. Miałam stałych 15 klientek - z czego olaboga aż 8 miało wózki-tandety. Zacznijmy może od...
Deltim Voyager.Może nie zdobył sobie u was zbyt niepochlebnej opinii ale dla mnie jest całkowitą, ale to całkowitą tandetą. Wózek jest ciężki, a jedna z moich klientek mieszkała właśnie na trzecim piętrze. Nie mogłam wynieść dziecka osobno i wózka osobno - więc wnosiłam cały ten ciężar na samą górę +waga dziecka. Było ciężko, miałam wiecznie poobijane nogi. Koła, pomimo tego, że pompowane były okrutne. Co i rusz schodziło mi z nich powietrze, więc wkrótce nie ruszałam się nigdzie bez pompki, bo nagle w środku miasta zamiast kółek miałam flaki i niemalże niosłam ten wózek za sobą
Jedynym plusem jest kratka wentylacyjna z tyłu wózka, ale i ma swój minus, nie jest na tyle rzadka, by nie przepuszczać komarów czy innych moskitów - po prostu masakra, kiedy wiozłam dziecko przy większym wietrze musiałam potem prać koc by usunąć wszystkie owady. Folia pomimo prawidłowego zainstalowania dawała tylko jedno - ochronę przed wodą, i to przy mojej pomocy, musiałam bowiem trzymać ją na górze, by nie zlatywała mi z góry. Kolejnym, tzn. zaledwie drugim plusem jest przekładana rączka, ale po kilku godzinach zaczynała chodzić 'skokowo'. Dodatkowa barierka tak naprawdę nic nie daje :/ Kosz na pierdoły to chyba jedyny plus, bo się nie rozwala.
Dalej.
Tako, Julia. Mam do niego niechęć. Jedyną zaletą, która się nie psuje są pompowane kółka, reszta lezy i kwiczy.. po prostu. Wózek jest strasznie ciężki, cholernie trudno się go wnosi, nawet gdy musisz go wciągać, to jest okropny. Koszyk na bzdurki lubi się odczepiać, bo w starszej wersji był na tak zwane zapinki, czyli dopinane do siebie nawet nie rzepy tylko 'pinezy'. Nieraz mi wszystko wyleciało. Wózek jest dwufazowy i do zamiany nie potrzeba co prawda nowej gondolki, ale... no cóż, dla mnie jest CONAJMNIEJ dyskusyjny. Trudno się go rozkłada i składa, nie udało mi się rozłożyć dziecku wózka bez obudzenia go, tak się po prostu okropnie rozkłada. Torba też się rozpada - automatycznie. Kiedy próbuję wjechać na wysoki krawężnik wózek podskakuje i przewraca mi dziecko na drugi bok. Przechodziłam wówczas z Wiktorią wózkowe kryzyse. Wózek jest straszny pod względem budy - ma ciężką budkę, jest wręcz okropna, zaraz robi się niej gorąco. Dość narzekania na ten :-)
Chicco Klik Klak - łatwa do żłożenia parasolka, mieściła się nawet na siedzeniu obok dziecka albo obok mnie, jest w miarę lekka i na tym kończą się jej zalety. Piasek po wejściu w łożyska kółek blokował im możliwość swobodnego kręcenia się i nieraz musiałam ogłaszać mało uroczyście właścicielce, że wózek znów nadaje się do naprawy. Siedzonko zaraz się 'wyprofilowało' czyli miało wklęsły materiał w miejscu pupki i plecków dziecka, czyli maluch zaraz się zapadał w wózku. Taśma pod nożki na nic się nie sprzydawała, brudziła się, nie tak łatwo było ją wyczyścić i to była jedna z najgorszych wad. Budka jest zbyt wysoko, tylko chyba dla szpanu, bo nie chroni nic a nic dziecko przed słońcem, jedynie troszkę zasłania fragment wózka. Pasy też nie są najlepsze, kiedy padnie na nie promyk światła zaraz się świecą, bo są odblaskowe - może nocą to jest dobre ale mnie nieraz oślepiło. Pasy poza tym szybko się zaczęły przecierać.
Niańkowo- wózkowego- narzekania Ciąg dalszy Nastąpi.