reklama
felicity001
Fanka BB :)
lilah gratulacje!
Koko88
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 23 Styczeń 2014
- Postów
- 948
Cześć dziewczyny :-)
to niesamowite jak czas szybko leci i już wszystkie macie swoje pociechy dawno u was nie byłam, ciężko mi połączyć macierzyństwo z pracą w domu, w firmie. Wciąż mnóstwo spraw do ogarnięcia a mąż równie zabiegany. Poza tym mamy ze Stefankiem bieganinę po specjalistach z racji jego małej masy urodzeniowej i wcześniactwa.
Wiem, że jestem spóźniona bo poród był przecież tak dawno temu ale i ja chciałam się z wami podzielić swoimi odczuciami z tamtych chwil :-)
Z pewnością pamiętacie moją historię z przełożeniem cc z niedzieli na poniedziałek i moim wielkim rozczarowaniem po przygotowaniach zarówno medycznych jak i emocjonalnych. O dziwo spałam wtedy całą noc i z samego rana zaczęła się na nowo procedura przygotowawcza do zabiegu (obmywanie, irygacja, lewatywa i kroplówki nawadniające). Kiedy mąż przyjechał podłączyli mnie do kroplówki i zanim zaczęła w ogóle lecieć już mnie ciągnęli na salę operacyjną. Mąż czekał na nas na zewnątrz a mnie przygotowywała Pani anestezjolog. Dziewczyny, cały czas trzęsłam się jak osika, było przed 8 a ja już leżałam znieczulona na stole. Przywitał mnie mój lekarz prowadzący i to on robił cięcie. Na całe szczęście była też przy mnie położna ze szkoły rodzenia, bez niej chyba nie dałabym rady się uspokoić... była ze mną cały czas, mówiłą ciepłe słowa i kontaktowała się z mężem :-) o 8:50 wyciągnęli synka i pokazali :-) po badaniach przynieśli go pokazać i przytulić na chwilę twarzyczką do twarzy po czym zanieśli mężowi do kangurowania. I tak nasz Stefanek pojawił się na świecie :-) 2 momenty porodu były dla mnie przerażające (jeden kiedy przypomniałam sobie o zestawie pobraniowym do krwi pępowinowej - dziewczyny zapomnieliśmy o nim!!! leżał sobie ten zestaw na sali i koleżanki biegły by go zanieść na salę operacyjną krew udało się pobrać) drugi moment to było szycie. Należę do osób wytrwałych na ból ale nie spodziewałam się, że podczas porodu czuć każde szarpanie, ciągnięcie, wyciąganie dziecka i tłamszenie narządów... najwspanialszy moment jaki pamiętam to wyjazd z sali i spotkanie z mężem, jego mina i szczęście :-) to, jak mnie tulił (drżałam jak zwariowana jeszcze 2 godziny po porodzie) i mówił, że synek jest cudny, że go tulił i że zrobił swoją pierwszą kupkę :-) o każdej kolejnej kupce Stefanka już nie mówił z takim entuzjazmem
Teraz z perspektywy czasu, ból nie jest już taki straszny i pewnie zdecydowałabym się na kolejnego dzidziusia :-)
Zmartwiła nas tylko wiadomość, że krew nie nadaje się do ewentualnego przeszczepu :-( byliśmy zdruzgotani, bo bardzo liczyliśmy, że przechowamy krew pępowinową a teraz musimy podjąć decyzję. Krwi było niewiele choć wystarczająco, natomiast zbyt mała liczba leukocytów sprawiła, że krew jest mało przydatna
No i taka była nasza porodowa historia :-)
to niesamowite jak czas szybko leci i już wszystkie macie swoje pociechy dawno u was nie byłam, ciężko mi połączyć macierzyństwo z pracą w domu, w firmie. Wciąż mnóstwo spraw do ogarnięcia a mąż równie zabiegany. Poza tym mamy ze Stefankiem bieganinę po specjalistach z racji jego małej masy urodzeniowej i wcześniactwa.
Wiem, że jestem spóźniona bo poród był przecież tak dawno temu ale i ja chciałam się z wami podzielić swoimi odczuciami z tamtych chwil :-)
Z pewnością pamiętacie moją historię z przełożeniem cc z niedzieli na poniedziałek i moim wielkim rozczarowaniem po przygotowaniach zarówno medycznych jak i emocjonalnych. O dziwo spałam wtedy całą noc i z samego rana zaczęła się na nowo procedura przygotowawcza do zabiegu (obmywanie, irygacja, lewatywa i kroplówki nawadniające). Kiedy mąż przyjechał podłączyli mnie do kroplówki i zanim zaczęła w ogóle lecieć już mnie ciągnęli na salę operacyjną. Mąż czekał na nas na zewnątrz a mnie przygotowywała Pani anestezjolog. Dziewczyny, cały czas trzęsłam się jak osika, było przed 8 a ja już leżałam znieczulona na stole. Przywitał mnie mój lekarz prowadzący i to on robił cięcie. Na całe szczęście była też przy mnie położna ze szkoły rodzenia, bez niej chyba nie dałabym rady się uspokoić... była ze mną cały czas, mówiłą ciepłe słowa i kontaktowała się z mężem :-) o 8:50 wyciągnęli synka i pokazali :-) po badaniach przynieśli go pokazać i przytulić na chwilę twarzyczką do twarzy po czym zanieśli mężowi do kangurowania. I tak nasz Stefanek pojawił się na świecie :-) 2 momenty porodu były dla mnie przerażające (jeden kiedy przypomniałam sobie o zestawie pobraniowym do krwi pępowinowej - dziewczyny zapomnieliśmy o nim!!! leżał sobie ten zestaw na sali i koleżanki biegły by go zanieść na salę operacyjną krew udało się pobrać) drugi moment to było szycie. Należę do osób wytrwałych na ból ale nie spodziewałam się, że podczas porodu czuć każde szarpanie, ciągnięcie, wyciąganie dziecka i tłamszenie narządów... najwspanialszy moment jaki pamiętam to wyjazd z sali i spotkanie z mężem, jego mina i szczęście :-) to, jak mnie tulił (drżałam jak zwariowana jeszcze 2 godziny po porodzie) i mówił, że synek jest cudny, że go tulił i że zrobił swoją pierwszą kupkę :-) o każdej kolejnej kupce Stefanka już nie mówił z takim entuzjazmem
Teraz z perspektywy czasu, ból nie jest już taki straszny i pewnie zdecydowałabym się na kolejnego dzidziusia :-)
Zmartwiła nas tylko wiadomość, że krew nie nadaje się do ewentualnego przeszczepu :-( byliśmy zdruzgotani, bo bardzo liczyliśmy, że przechowamy krew pępowinową a teraz musimy podjąć decyzję. Krwi było niewiele choć wystarczająco, natomiast zbyt mała liczba leukocytów sprawiła, że krew jest mało przydatna
No i taka była nasza porodowa historia :-)
DOODA
wrześniowa mama :)
Koko kochana wzruszyłam się i pamietam każdą chwilę....
reklama
W
wesolutka85
Gość
Koko, strasznie mi przykro z powodu tej krwi pepowinowej.Nawet nie wiedzialam ze moze byc taka sytuacja..
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 4
- Wyświetleń
- 908
- Odpowiedzi
- 5
- Wyświetleń
- 2 tys
- Odpowiedzi
- 289
- Wyświetleń
- 22 tys
Podziel się: