Hej Dziewczyny.
Korzystam z chwili, że Mała śpi, a pralka jeszcze pierze, żeby Wam się zameldować :-)
Musicie mi wybaczyć, że nie nadrobię całego ubiegłego tygodnia, ale po prostu nie jestem w stanie.
Tak z grubsza to co pamiętam:
Ewcia GRATULACJE !!! Trzymam kciuki za nudne 9 m-cy :-)
Karolcia bardzo się cieszę, że Twoja Fasolinka jest taka silna. Teraz już będzie tylko lepiej :-)
Agnieszko wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Zwłaszcza od Emi. Trochę spóźnione, ale w niedzielę byłyśmy bardzo zajęte ;-)
Aneczka bardzo ładny brzuszek. Też miałam +20kg :-) No i teraz kolej na Ciebie Kochana... Powodzenia :-)
A co u nas? Wczoraj późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Usg nie wykazało nic strasznego. Wszystkie organy są w porządku. Dziurka z niczym się nie łączy. Jak Emi skończy miesiąc musimy udać się do chirurga dziecięcego na konsultację, co dalej. Czy zrośnie się sama, czy coś trzeba będzie zadziałać... Póki co mamy obserwować czy nic się tam nie dzieje. Tfu! Tfu! Trzymajcie kciuki, żeby nie!
Jak wiecie Malutka urodziła się z wagą 3170g, mierzyła 54cm i dostała 10pkt.
Poród? No cóż... Ponoć to się zapomina jak zobaczy się Dzidziusia. Owszem - część się zapomina. Ale część zostaje na jakiś czas w człowieku. Przynajmniej we mnie...
Zaczęło się w sobotę. Przez cały dzień miałam nieregularne skurcze. A od 20tej jak M i Rodzice poszli zaczęłam czuć je coraz częściej i mocniej. Zaczęłam zapisywać na kartce godzinę i czas trwania. Wyszło mi, że co 5min mam skurcz ok 1min. Wow... Całą noc się męczyłam. O 6 rano miałam ktg. Położna jak zobaczyła na wykresie skurcze o sile ponad 100, popatrzyła na mnie i ze zdziwieniem powiedziała: "No w życiu bym nie pomyślała, że ma pani takie skurcze. Taka jest pani spokojna..." No cóż... Ciekawa odmiana po kilku dniach monitorowania o sile co najwyżej 50 i to rzadko, a tak to z przewagą wykresu poniżej 10. Po ktg zabrano mnie do zabiegowego gdzie zmierzono mi rozwarcie. 1 palec. Szyjka częściowo zmiażdżona. Wow poraz drugi... Nadzieja, że uniknę poniedziałkowego testu oct. O 7 telefon do M, że ma odstawić psa do Rodziców i przyjeżdżać. Łzy... Nie wiem czy z bólu czy ze zmęczenia. Nie pytajcie... Przed 8 byłam na porodówce. Przyszedł lekarz, położna. Krótko powiedzieli mi co i jak. Położną miałam super. Lekarza nieco mniej. Trudno - nie można mieć wszystkiego... Przyjechał M. Zrobili mi lewatywę (bleh...). Potem podpięli mnie pod ktg. Kazali się położyć. Po pewnym czasie znów badanie rozwarcia. Nic się nie ruszyło. Skurcze poniżej 40, a bolały jak te z rana powyżej 100. Czas leciał, ja traciłam siły, nic się nie zmieniało. Przyszedł lekarz i stwierdził, że jak tak dalej pójdzie to cofną mnie na patologię, bo poród nie postępuje. Załamałam się. Ale do porządku doprowadził mnie M. Od 8 do 13 nic się w sumie nie działo. Rozwarcie nie postępowało, bolało coraz bardziej a ja coraz mniej współpracowałam. Po prostu odjeżdżałam co chwilę w nieświadomość. Gdyby nie te cholerne bóle to po prostu bym zasnęła. Położna kazała mi pochodzić, poskakać na piłce, iść na pół godziny na prysznic. Błagałam by mnie nie zmuszała do takiego wysiłku. Co wstawałam to robiło mi się słabo. I znów zadziałał M. Dodał mi sił i wiary, że niedługo to się skończy, że jeszcze trochę i Emi będzie z nami. Posadził mnie na piłce, usiadł za mną. Gdy nie było skurczy przytulał mnie do siebie i pozwalał odpocząć. Gdy szedł skurcz, sadzał mnie na piłce i zmuszał do ruchu. Potem zaprowadził mnie pod prysznic i tam pilnował, bym przez pół godziny z niego nie wyszła. Po powrocie okazało się, że rozwarcia jest na 3 palce. Podali mi jakąś kroplówkę. W chwili obecnej nie pamiętam jaką. Nie oxy w każdym bądź razie. Okazało się, że mam bardzo oporną szyjkę, która do końca zmiażdżyć się nie chciała. W przypływie kolejnego bólu zapytałam tylko czy mnie cofną na patologię. Położna odpowiedziała, że już się na taki oddział nie nadaję i muszę urodzić. Zaczęłam błagać o cc. Mówić, że nie dam rady. Chcę spać. Nie mam sił. Przyszedł lekarz. Za namową położnej postanowił pomóc szyjce. Jezu... Co to był za ból. Dostałam ochrzan od niego za krzyk. No jakby mnie strzelił! Zapytałam w szale co on może wiedzieć o bólu jaki właśnie czułam. I oznajmiłam, że będę krzyczeć, bo mi to pomaga. Po tym zabiegu zaczęło boleć jeszcze bardziej. Błagałam M, żeby coś im powiedział, żeby już to skończyli, wyciągnęli Emi choćby siłą. Zaczęłam wygadywać głupoty, że zaraz udam, że zemdlałam to od razu wezmą mnie na cc. M słuchał i wspierał mnie dalej dodając sił. O 17 poczułam dziwne coś... Ból, ale inny niż te dotąd. Położna oznajmiła, że jest maksymalne rozwarcie i zaczynamy przeć. Położyli mnie na prawym boku. M trzymał mi lewą nogę, a położna kazała przeć. Matko jedyna... W głowie świdrowała mi myśl, że ten etap porodu może trwać nawet 2 godziny. Byłam gotowa popełnić sepuku. Gdy po 2 partych kazali mi się położyć na plecach, miałam odjazd całkowity. Nagle w pokoju zrobiło się strasznie tłoczno. Wszyscy wołali przyj, przyj. Jest główka. No to parłam. I krzyczałam. Ostatni mój okrzyk jaki pamiętam to: "No wyjdź wreszcie!" i... poczułam ulgę, ciepło i usłyszałam krzyk mojej Córeczki... Była taka maleńka... Taka śliczna... Na zegarze była 17.20...
M poszedł z nią na ważenie i mierzenie. Mnie oglądał lekarz. Nie pękłam, nie rozcinali mnie w kroczu. Mam 2 szwy na szyjce macicy i 2 na wlocie pochwy, bo miałam jakieś otarcie, które krwawiło. Gdyby nie ten cholerny hemoroid, który mi wyszedł to dziś już czułabym się jak nowonarodzona.
Po chwili wrócił M z Emi. Zaczęło się pierwsze karmienie. Potem odwieźli mnie na poprodową, a M musiał wrócić do domu.
Powiem Wam, że tak jak są między mną a M lepsze i gorsze chwile, tak jak żyje nam się z wielu przyczyn ciężej niż wielu innym parom, tak w niedzielę stanął na wysokości zadania. Gdyby nie on nie przeszłabym tego wszystkiego. Dawał mi wiarę, siły, wsparcie i oparcie. Zresztą dawał mi je od momentu przyjęcia do szpitala aż do teraz... Zdał ten egzamin na celujący...
Teraz uczymy się siebie. Pewnie będę miała do Was Mam dużo pytań :-) A wszystkim ciężaróweczkom będę kibicowała na potęgę...
Póki co to chyba wszystko. Ogólnie dni od wtorku do niedzieli chcę zapomnieć. Było mi w tym szpitalu bardzo źle. Co wiecie, dzięki Lill.
I w tym miejscu jeszcze raz bardzo chciałabym podziękować Lill za smski i łączność z wieściami. Jesteś wspaniała!!!
Just Tobie też dziękuję.
Dziękuję Wam wszystkim. Za to że jesteście...
Przepraszam za tak chaotyczny post, ale jeszcze jestem w innym świecie ;-)
A na koniec przedstawiam Wam nasz skarb. Póki co tylko buźka, ale chłodno jest w domu, a Ona tak słodko śpi, że nie chciałam jej odkrywać :-)
Oto nasza Emi: