Mnie wkur..... pewne stereotypy funkcjinujace w społeczeństwie. My na tym forum dyskutujemy o relacjach macocha-pasierb i watpię, by ktokolwiek mógł nas zrozumieć, dopóki nie znajdzie się w naszej skórze. Te mity o złych macochach, nie kochajacych dzieci są okrutne, bo kazda z nas ma serce i potrafi kochać.
Z moja przyjaciółka juz nie rozmawiam o swoich problmach z pasierbem, bo ona, choć zna sytuację od podszewki, nie potrafi jej pojąć i kończy stwierdzeniem: nie wiem, jak bym zachowała się na twoim miejscu i czy w ogóle miałabym siłę pakować się w taki związek.
Tylko my same wiemy, co przechodzimy, niekiedy gehennę, jak w przypadku Olci. Czy ktoś Olci współczuje oprócz nas-macoch? Wątpię.
Takie właśnie mamy zakichane społeczeństwo. Nawet druga kobieta-matka nie potrafi zrozumieć macochy, uwazjąc za wyrodną matkę, znęcającą sie nad biednym dzieckiem, a co dopiero mówić o chłopach. Im jest na rękę, że baba zajmie sie jego potomstwem, upierze, ugotuje, posprząta. Dla nich to naturalne, więc dziwią się, dlaczego buntujemy stawiamy się.
Mi też bardzo żal tego dzieciaka, pasierba Olci, niechciane dziecko. W końcu sama jestem matką i nie chciałabym by mój syn był traktowany jak kukułcze jajo. Ale... są różne dzieci. Teraz już nie piszę o pasierbie Olci, ale ogólnie.
Jedne dzieci da się lubić, nawet pokochać, są słodkie i urocze, a inne takie mniej fajne, odpychające. Bzdura jest, że wszystkie dzieci są niewinne, dobre i wspaniałe, tylko dorośli je psują. To jakaś papka psychologiczna, która nam się wściska na siłę od lat.
Każdy człowiek jest inny, rodzi się już z określonym genotypem, osobowością, temperamentem. Jedne dzieci są flegamtyczne, inne zywe sreberka. Jedne są miłe, pomocne, współpracujące, a drugie robiące wszystko na przekór.
Mój syn wychowuje się sam, beze mnie, od 13 roku życia, gdy wyjechałam za granicę. Zajmuje się nim ojciec. Spotykam się z synem jak najczęściej i staram się każde wakacje z nim spędzać. Nie jest aniołkiem, ma tez swoje za uszami, ale wie co jest dobre, a co złe i jest przez całą rodzine bardzo kochany. Syn natomiast męża odziedziczył najwyraźniej geny po swej leniwej i pasozytniczej mamusi. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, znacie to przecież.
Nie jestem w stanie go polubić, bo od małego był taki, jaki jest, z relacji męża i jego znajomych to wiem. I nie jest prawdą, ze przez ciężkie dzieciństwo, jego mamusia piła, teraz stał się pasożytem. Mamusia piła, ale pasierb dostawał wszystko, co chciał, bo jak jego matka urodził się, by na innych pasozytować.
On ma taki charakter, osobowość i tego nie zmieni się. On sie taki urodził z spapranymi genami.