Jest lepiej, o wiele lepiej. Ufff...
*Możliwe, że Tosia miała swoj skok. Zaczęła więcej się interesować zabawkami, chce do ręki i niezdarnie kombinuje, że może czymś trafić do buzi
*W środę byliśmy w Warszawie na konsultacji z rehabilitacji MEDEK. Ćwiczenia bardzo intensywne, Tosia była dodatkowo zmęczona po podróży, ale dała radę poćwiczyć. Dostałam instruktaż 4 ćwiczeń. W najbliższym tygodniu postaram się załatwić tygodniowy turnus.
*W piątek się szczepiliśmy. Ja i Arek na grypę. A Tosia przeciwko śwince, odrze i różyczce. Mieliśmy wątpliwości, rozmawialiśmy z pediatrą, jednak podjęliśmy to ryzyko. Nie była szczepionka na gruźlicę, po urodzeniu, bo baliśmy się "żywej" szczepionki. A teraz, ma skończony rok. Myślę, że bardziej balabym się jednak tych chorób. Z Tosią niestety nic nie jest pewne
Zresztą i przy zdrowym dziecku może coś wyjść po szczepieniu. Wiem, że gorączka i wysypka mogą wyjść po kilku dniach. Będziemy mieć Tosie na oku. Wczoraj i dzis rano marudzila a tak to ma świetny humor
Wiem, że temat szczepień jest dość drażliwy dla niektórych, dlatego
nie chce wprowadzać dyskusji - szczepić czy nie.
*Dowiedziałam się też, że Tosia powinna chodzić do surdologopedy. To ktoś, kto zna się na pracy z dziećmi niesłyszącymi. Wcześniej nie słyszałam nawet tego słowa... Od jakiegoś czasu zaczęłam się martwić, że nie ma poprawy, rozwoju mowy w aparatach. Nie umie powiedzieć "a gu" tylko wydaje zduszone, gardlowe dźwięki. A widzę, że próbuje, majstruje językiem, patrzy mi w oczy i chce coś powiedzieć... Zaczęłam szukać, czytać, o co chodzi.... A chodzi o to, że powinniśmy mieć inne podejście i dużo pracować z Tosią - ze słuchem. Oczywiście NIKT mi tego nie powiedział. Zresztą jak ze wszystkim, muszę dogrzebac się sama. Nie jestem osobą roszczeniową, nie o to chodzi. Jednak jeżeli np. Chodzę z Tosią do protetyka słuchu tygodniami, do laryngologa, kupiliśmy u nich aparaty za 11 tysięcy zł, to mogliby powiedziec, że z dzieckiem trzeba chodzić na terapię do kogoś takiego jak surdologopeda!?
Jak się okazało, neurologopeda to jest od czego innego.... Ech
Trochę mam do siebie żal, wcześniej tego nie wiedziałam. Ale z drugiej - od czasu aparatów, ciągle było Coś. Szpital, genetyk... Ciągle coś. Myślałam, że jak dostała aparaty, to już wszystko. Słyszy i super. A jednak nie. Trzeba bardzo dużo ćwiczyć, pokazywać, mówić tak żeby widziała twarz. Trochę traktować jak osobę głuchą. Po weekendzie będę szukać terapeuty i gdzieś go wcisne w grafik....
Znowu dużo tego wszystkiego.
Od dłuższego czasu jestem strasznie nerwowa i rozdrazniona. Włosy zaczęły mi lecieć garściami. Nie wiem czy to może mieć związek z karmieniem. Przez pierwsze miesiące tak nie było. Jest mi strasznie ciężko. Widzę, że się zmieniłam. Nie wiem tylko czy to związek z hormonami, czy może stres. Czuję się strasznie przeładowana tym wszystkim. Tak jakbym miała wybuchnąć.