Dziewczyny, troche mnie ostatnio złapał smutek, bo chyba miałam cykl bezowulacyjny.
W piątek byłam na USG, był to 12 dc, pęcherzyk dominujący ponad 16mm w lewym jajowodzie, lekarz mówił, że owulacja się zbliża. W weekend było sporo śluzu, chyba płodnego, nawet mąż to zauważył.
W środę pojechałam znowu na USG, czyli 17 dc, na USG endometrium 13mm, zatoka bez płynu, brak ciałka żółtego, jedynie w lewym jajowodzie chyba pęcherzyk 12 mm. Lekarz powiedziała, że mogło nie być owulacji, ona w sumie nie wie.
Ale jak nie było ciałka żółtego to chyba jednak pęcherzyk nie pękł

Jajniki pobolewają cały czas.
Czy jest jakaś szansa, że ciałko żółte nie było widoczne na USG bo dopiero co była owulacja czy jednak cykl mam stracony? Już nawet nie mam w planach kontrolować tego na USG, ewentualnie zrobię po niedzieli progesteron. Nie powiem przybiło mnie to bo się napaliłam na ten cykl